Mogłoby się wydawać, że lekka niepewność i niesmiałość w sposobie bycia nie jest szczególnie uciążliwa, ba - możnaby wręcz podejrzewać, że wielu uznałoby ją za cechę ujmującą, wzbudzającą opiekuńcze uczucia. Niewątpliwie tacy ludzie istnieją, sama do nich należę, ale stanowią śladową mniejszość społeczeństwa.
Istnieje pewien typ wychowania - porównywanie z każdym możliwym młotem i twierdzenie, że to on jest lepszy, absurdalnie przesadne potępianie drobnych niedociągnięć, stawianie fantastycznie nieadekwatnych do wieku i dojrzałosci wymagań, a w przypadku ewidentnych sukcesów pełna potępienia cisza, zmowa milczenia ewentualnie wybuch jadowitej zazdrości.
Po takiej obróbce nawet bardzo zdolni, utalentowani i wykształceni ludzie nie są w stanie pozbyć się niepewności. Teoretycznie zdają sobie sprawę ze swoich możliwości i widzą jasno, że trakowani byli paskudnie, ale jednak negatywny obraz własnej osoby prześladuje ich kładąc się cieniem na całe życie. Ktoś naiwny móglby sądzić, że przecież inni ludzie mogą dostrzec ich potencjał, a przez to pomóc, nawet mimowolnie, nabrać pewnosci i wiary we własne siły. Tacy ludzie jednak tak rzadko wystepują w przyrodzie, że można preżyć całe życie nie spotkawszy żadnego.
Miażdżąca, w każdym sensie tego słowa, większość widzi jedynie ową lekką niepewność i wyłącznie na tej postawie wyciaga wnioski i kwalifikuje w porządku dziobania. Nietrudno zgadnąć, jakie miejsce przyznaje. Tak zakwalifikowany nie ma prawa glosu - choć by mówił rzeczy najmądrzejsze nikt ich nie słyszy, chocby był specjalistą w jakiejś dziedzinie ignoranci będą go poprawiac z przyganą w głosie, że śmiał sie odezwać.
Smutne, ale prawdziwe.