niedziela, 8 grudnia 2024

O widzeniu wśród zwierząt i ludzi

Podobno zwierzęta nie widzą obrazów na płaskiej powierzchni, w tym swojego odbicia w lustrze, a jednak na YouTube ileś tam filmików z psami, lwami i innymi gorylami, które na swoje odbicie w lustrze wyraźnie reagują jak na obcego osobnika własnego gatunku. Znaczy widzą nie tylko ruch, lecz także kształt...

Psy obszczekują człowieka niosącego parasolkę, gitarę lub dużą teczkę, bo nie rozróżniają części składowych zjawiska. W ich oku parasolka jest częścią integralną tej dziwnej istoty. Węch wcale im nie pomaga. To samo dotyczy reakcji osobę w dużym, sztucznym futrze, albo dlugim płaszczu - niby zapach czlowieka, a tu idzie jakieś dziwne wielkie, kosmate stworzenie...

Wiewiórki potrafią przez dłuższą chwilę przyglądać się mi z odległości dwóch metrów, bo dopóki się nie poruszę mogę być równie dobrze drzewem...

Podobno ludzie z plemion o słabym kontakcie z cywilizacją nie są w stanie "odczytać" fotografii. Na pokazane im zdjęcie lwa reagują stwierdzeniem "nie znam tego człowieka".

Spotkałam się z przypadkami osób, które nie są w stanie odczytać uproszczonego obrazu np ponniższej martwej natury albo krajobrazu:


Być może ma to związek z daltonizmem, albo inna wadą wzroku, która powoduje, że kawałki mozaiki nie łączą się w oku patrzącego w jakąś sensowną całość. Kolorystyka też może być myląca. Mogę łatwo zrozumieć, że czerwień utrudnia zobaczenie w drugim obrazku pustyni. Pewien mój znajomy myślał, że to akt kobiecy (wzgórze wziął za pierś). 

Co wiecej niektórzy nie są w stanie stwierdzić, że coś jest obrazem, jeśli nie ma ramy, nawet jeśli  jest realistycznie malowane farbami olejnymi na płótnie naciągniętym na blejtram. 

Pewnego razu suszyłam swoje prace na strychu, a nowy, ekspansywny sąsiad usunął je stamtąd twierdząc, ze nie wiedział,"że to jest czyjeś". Chodziło o te obrazki:


Nie tylko wzrok nie przekonał gościa, że jest to dzielo człowieka, a nie zdechły szczur, zasuszony liść czy pajęczyna, ale nawet nie naprowadził go zapach świeżej farby olejnej, przy dotyku brudzącej ręce... Widocznie myślał, że na pustych strychach tego rodzaju obiekty wyrastają samoistnie z betonowych ścian lub posadzek...

Miałam niezlą zagwozdkę jak mam sprawić, żeby zaczął odróżniać obrazy od narosłego latami kurzu. Wzięlam więc wszystkie moje mozaiki z tkanin oprawione w ramy (za szkłem) po wystawie i zataszczylam na strych, a na drzwiach nasmarowałam kredą (poświęconą) napis "Prosze nie dotykać cudzej wlasności!"

Obstawiłam tak wszystkie cztery ściany spornego pomieszczenia, które młodzieniec chciał zamienić na prywatną siłownię. Natychmiast zrozumiał. Nie tylko, że to nie są gołębie odchody z czasów PRLu, ale że należą do kogoś. Natychmiast przyleciał i zaczął dość pokornie negocjować, żebym może ograniczyła się do dwóch ścian!!!

Tak więc widzenie nie zależy wyłącznie od odpowiedniej ilości światła dochodzacego do źrenic, lecz także od bardzo wielu innych czynników...

niedziela, 1 grudnia 2024

Rekolekcje adwentowe u paulinów

Dziś zaczęły się rekolekcje u paulinów. Rekolekcjonista - o. Robert Dziewulski - powiedział jedno ciekawe zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: "ciągle problemy i trudności i gdzie to (obiecane) szczęście z Panem Bogiem?" Padło to w kontekście pogoni za tym, co oferuje świat. Świat, jak to świat, oferuje wyłącznie marność i pogoń za wiatrem, życie z Bogiem natomiast tylko problemy i trudności, jak zauważył paulin z Warszawy.

Spotrzeżenie bardzio słuszne, ale niestety nie zostało rozwinięte. Obawiam się, że nie przyjdę na kolejne nauki, choć bardzo mi potrzeba jakichś rekolekcji, radykalnej zmiany perspektywy i nowegu ducha.

Od utraty pracy minęło 11 miesięcy, zasoby topnieją, a rozwiązania nie widać. Wszelkie modlitwy skutkowały błyskawicznym odrzuceniem mnie na kolejnych "rekrutacjach", a kiedy wystawiłam swoje obrazy na sprzedaż w Bastionie Ceglarskim, potencjalna klientka pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy poszłam do kibla i słuch po niej zaginął.

Podobno pieniądze leżą na ulicy. Czy ktoś może wie na której?

P.S.

Zaobserwowano ostatnio w okolicy niedźwiedzia polarnego pogrążonego w intensywnym życiu duchowym, co postanowiłam odnotować na poniższym płótnie z odzysku:

Olej na płotnie 90x74 cm



wtorek, 22 października 2024

Scholz pokazal Tuskowi miejsce w szeregu

Tusk nie został zaproszony do rozmów w Berlinie na temat pokoju na Ukrainie. Były prezydent Estonii twierdzi, że to Scholz osobiście zablokował ewentualny udział Polski. Czyli o sprawa dotyczących naszego bezpieczeństwa będa rozmawiać Niemcy, Francuzi, Amerykanie i Anglicy... Tak pisze o tym DoRzeczy:

W piątek w Berlinie spotkali się: prezydent USA Joe Biden, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Przywódcy omawiali możliwość zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie oraz sytuację na Bliskim Wschodzie.

W spotkaniu, którego gospodarzem był kanclerz Niemiec, nie uczestniczył żaden przedstawiciel Polski. Według byłego prezydenta Estonii Toomasa Ilvesa, udział naszego kraju w tych rozmowach został osobiście zablokowany przez Scholza.

Nie zaproszono także żadnego innego państwa regionu, państw bałtyckich, ani skandynawskich, dla których zagrożenie ze strony Rosji jest całkiem realne i które bardzo wspierały Ukrainę od początku wojny.

Ktoś powie, że gdyby rządziła poprzednia ekipa, byłoby to samo i jest to dość prawdopodobne... Niemniej pragnę zauważyć, że przecież argumentem dla wyborców obecnej koalicji miały być lepsze stosunki międzynarodowe i skuteczniejsza polityka zagraniczna. Tymczasem mimo, ze Tusk spłacił Niemcom długi za pomoc w zainstalowaniu go w roli premiera w "tenkraju" - tzn uwalił CPK, atom, port kontenerowy w Świnoujściu, wszystkie inwestycje na Odrze, przyjmuje potulnie brązowych podrzucanych przez zachodnią granicę bez żadnych procedur itp - rola Polski na arenie międzynarodowej wcale nie wzrosła, tylko wręcz przeciwnie. Dlaczego Niemcy - czy też administracja Bidena - mieliby się liczyć ze swoją własną kreaturą? Przecież siedzi na swoim stołku tylko dzięki im i w każdej chwili może z tego stołka spaść, gdy zdecydują, że zrobił swoje...

Przy okazji w ministerstwie finansów znowu ci sami dyrektorzy, co za pierwszego Tuska, wspierajacy działalność mafii VATowskich, Gdula rozwala wszystkie co ambitniejsze przedsięwzięcia w nauce polskiej - IDEAS NCBR, sieć badawcza Łukasiewicz, jacht badawczy Oceania Instytutu Oceanografii, Muzeum Historii Polski itp - a w prokuraturze rozwiązane wszystkie zespoły do przeciwdziałania przestępczosci zorganizowanej. Przestępcy wypuszczani z więzień, a ksiądz Olszewski i dwie urzędniczki odsiadują w areszcie w charakterze zakładników...

No cóż, szkoda słów...


 


niedziela, 20 października 2024

O nowych kardynałach i "uśmiechniętej teologii"

Miałam juz nie pisać o sytuacji w Polsce i w Kościele, zdecydowałam się bowiem na rodzaj wewnętrznej emigracji, ale się czasem po prostu nie da.

Wczoraj wysłuchałam programu Ja, katolik Christiana Kratiuka z Grzegorzem Górnym i Pawłem Lisickim o nowych kardynałach Franciszka. Nie wchodząc w szczegóły - kluczem do nominacji był pozytywny stosunek do błogosławienia par homoseksualnych. W związku z tym kardynałem nie został np arcybiskup Światosław Szewczuk, choć według tradycji zwierzchnik Kościoła grecko-katolickiego na Ukrainie powinien taką godność piastować. Czarni biskupi czarnej Afryki też nie zostali zaszczyceni w odróżnieniu od białych biskupów pn Afryki, którzy mają "wlasciwy stosunek" do Fiducia supplicans.

Co najdziwniejsze kardynałem został o.Timothy Radcliffe OP - o ile dobrze pamiętam były generał dominikanów (nie arcybiskup, ani biskup) - który postulował by nawracać czarnych biskupów na "tolerancję" wobec homoseksualizmu...

Ryba psuje się od głowy (lub jak mawiał Petru "głowa psuje sie od góry"), więc co się dziwić, że sytuacja w zakonie kaznodziejskim wygląda jak wygląda. Zastanawiam sie co robią w takiej sytuacji normalni dominikanie. Czy wszyscy wyjechali na Białoruś i Ukrainę, albo zostali zesłani na głęboka prowincję?

Zajrzałam na strone dominikańską czy jest jakiś komentarz na temat godności kardynalskiej dla współbrata. Nic nie znalazłam, ale trafiłam na wpis na blogu o. Jarosława Kupczaka pt "Uśmiechnięta teologia" i szczęka mi opadła! To jest dokładnie to, co dominikanie powinni głosić! O. Kupczak, jako uczony, bez kompleksów rozprawia się z rozpowrzechnionym poglądem, że Kościół powinien prawdy, które głosi, podporządkowywać "consensusowi naukowemu"
Dzisiaj w nauce powraca przekonanie, że homo sapiens zaczął się równocześnie nie na całej ziemi, ale w bardzo ograniczonym obszarze geograficznym, na który generalnie wskazuje geografia biblijna Starego Testamentu. Co więcej, najnowsze osiągnięcia bioinformatyki wskazują, że homo sapiens najprawdopodobniej rozpoczął się od mutacji genetycznej w jednym osobniku, ew. w jednej parze. Brzmi znajomo?

Dzisiejsza genetyka ewolucyjna odwraca obowiązujący w ciągu ostatnich dekad paradygmat poligeniczny, do którego za cenę naginania chrześcijańskiej Tradycji, teologii: św. Pawła, Augustyna i Tomasza z Akwinu, usiłowała przystosować się teologia. Uśmiechnięci teologowie chętnie zgadzali się na paradygmat poligeniczny, a przy tym byli gotowi zrezygnować z fundamentalnych dla teologii prawd, m.in. klasycznego rozumienia grzechu pierworodnego jako grzechu osobistego pierwszych ludzi i sposobu jego przekazywania jako zepsutej ludzkiej natury.

Polecam cały tekst na https://blog.dominikanie.pl/bez-kategorii/2024/09/21/usmiechnieta-teologia/

Znaczy jest jeszcze szansa czy o. Kupczak jest wyjątkiem potwierdzajacym regułę?


czwartek, 17 października 2024

"Nic o mnie nie wiesz jarlu Magnusie..."

Po namyśle przywracam fragmenty mojego komiksu i krótkie streszczenia poszczególnych wątków. Jest to wprawdzie twórczość przeznaczona dla wąskiego kręgu bliskich przyjaciółek, wśród których można się pośmiać i podyskutować dlaczego tak, a nie inaczej albo dlaczego ta z tym, a nie z tamtym, ale może ktoś spoza też się bedzie dobrze bawił...

Najdziwniejszy jest mechanizm, który zastartowuje taką opowieść. W przypadku rzeczonego komiksu był to ten niedokończony rysunek piórkiem (i akwarelą), opatrzony jednym zdaniem: "Nic o mnie nie wiesz jarlu Magnusie"

Wygląda jak - wypisz, wymaluj - czerwony kapturek
Stał się początkiem dość mrocznej opowieści o młodej dziewczynie, Christianie, wychowanej na dworze Rajnalda, który uchodzi za jej ojca, choć nim nie jest, a po ucieczce swojej wiarołomnej żony przenosi wszystkie uczucia na córkę. Szczególnie trudny jest moment kiedy w jej życiu pojawia się młody czlowiek, który nie znając sytuacji prostodusznie prosi o jej rękę. To staje sie początkiem całej serii dramatycznych wydarzeń zakończonych uprowadzeniem dziewczyny i śmiercią Rajnalda.
Historia była rysowana piórkiem na dziadowskim papierze, a każdy rysunek opatrzony dialogami pisanymi tuszem.

W wersji komputerowej, która do dziś nosi nazwę "opowieść o jarlu Magnusie", wątek tytułowego bohatera zostal zredukowany do irytujacego epizodu. Za to powstała cała galeria postaci i wątków, w których moje czytelniczki nieodmiennie się gubiły.

Własciwie wszyscy bohaterowie to czyste archetypy:
Rajnald archetyp władcy - szlachetny, wielkoduszny, czasem zbyt apodyktyczny i zaborczy. Zdecydowanie mój ulubiony bohater
Grimoald - skald, poeta i muzyk, niespokojny duch, nieprzewidywalny, podążajacy za nie wiadomo czym i Rowana - omdlewająca kobiecość
Gunnar Lis - przebiegły, wyrafinowany dyplomata, mistrz intrygi i Astrid - ogarnięta, sprytna dziewczyna (stosunkowo) skromnego pochodzenia, trochę przywodząca na myśl bohaterkę baśni o mądrej młynarce


Sunniva - uwodzicielska femme fatale i Ulf - młody, naiwny i prostoduszny chłopak z prowincji, którego łatwo uwieść...

Fror (po prawej) dziewicza kapłanka świetego ognia i mądra kobieta. Użyłabym słowa wiedźma, gdyby nie jego fatalne konotacje, bo źródłosłów jest odpowiedni od "wiedzieć"

Sigrid (w głębi) - wierna i dzielna, latami cierpliwie czekająca na swojego mężczyznę
Nawet tka tapiserię na podobieństwo Penelopy...

Isbjorn - a strong silent man, archetyp wojownika (mężom przystoi w milczeniu sie zbroić) i Christiana kobieta-dziecko jednocześnie zmysłowa i niewinna

W realu nie ma takich ludzi, nie przemawiaja do siębie tak dwornie, a "realia" ich zycia to dalekie wspomnienie lektur mojej mlodości z Sigrid Undset na czele. Stąd te pólnocne klimaty, wiele skandynawskich imion itp.

Jak widać powyżej, cała opowieść ma formę obrazków opatrzonych dialogami. Własciwie  byłby to gotowy scenariusz na jakąś animowaną soap operę w rodzaju "Wspaniałego Stulecia" albo "Korony królów" gdyby nie przejmować sie wymieszaniem epok.


poniedziałek, 14 października 2024

Kim jest Isbjorn?

Zanim przejdę do historii Isbjorna, chciałam zwrócić uwagę na to, jak wymyślają się historie. "Same zmyślają sie historię sam się rozgryza orzech" (w moim magicznym domu, oczywiście). Mam wrażenie, że ja raczej "odkrywałam" postacie mojego komiksu niż je wymyślałam... Oczywiście lektury i w mniejszym stopniu filmy. Cały ten materiał ulega przetworzeniu i przechodzi przez osobę autora i jego wiedzę o życiu. Oglądając tę historię obrazkową po latach jestem nieco zażenowana ilością wątków romansowych. Z tego też powodu bardzo wiele obrazków nie nadaje sie do pokazania. Tytułem wyjaśnienia: większość z nich rysowałam jako późna trzydziestka, a to dla kobiety okres szczególnej aktywności hormonów... Bardziej jednak martwi mnie słaby poziom niektórych obrazków i błędy w tekście, których nie da się poprawić...

Wracając do Isbjorna spotykamy go jako bardzo dobrze zapowiadajacego się młodego dowódcę w służbie Rajnalda, który ufa mu do tego stopnia, że powierza mu ochronę własnej córki, na cześć której dybie niejaki jarl Magnus

Ten impulsywny młodzieniec praktycznie stracił szansę na zdobycie Christiany, gdyż zaczął się do niej dobierać zanim oficjalnie poprosił o jej ręke, a kiedy wreszcie to zrobił okazało się, że o swoich planach nie poinformował ojca i w związku z tym Rajnald nie mógł potraktować jego propozycji poważnie. Nie daje jednak za wygraną i próbuje wszelkimi metodami się  skontaktować z dobrze strzeżoną dziewczyną...

Christiana sprawia sporo klopotów i często dąsa sie na swojego strażnika, ale kiedy ma opuścić miejsce odosobnienia uświadamia sobie, że będzie brakować jej jego dyskretnej obecności...
Isbjorn i Christiana ewidentnie mają się k'sobie, jednak ich pozycja społeczna jest nierówna. 

Isbjorn pojawił się na dworze Rajnalda jako mlody chłopak lat 16. Jak wielu mieszkańców Wyspy Lodów zaciagnął się na slużbę w wojsku. Jego motywacja była jednak szczególna. Poprzysiął zemstę i chciał ten ślub wypełnić.
Przed wyjazdem rozmawia z Fror, która uroczyście zobowiązuje go do tego, aby dowiedział sie prawdy zanim cokolwiek zrobi i daje mu pierścień, który ma go strzec przed złem i głupotą.

Kiedy Isbjorn został juz najbardziej zaufanym z dowódców Rajnalda ten rozpoznał charakterystyczny pieścień na jego palcu...
W tym momencie Isbjorn zrozumiał tajemnice swego pochodzenia i ostatecznie zrezygnował z rojeń o zemście na Rajnaldzie. Pojawił się inny problem - kwestia pokrewienstwa z Christianą. 

Isbjorn postanawia udać sie na Wyspę Lodów, aby dowiedzieć się czegoś pewnego. Ma oczywiście swoje podejrzenia, ale chce by ktoś je potwierdził
Kiedy ma już pewność, że Christiana nie jest jego przyrodnią siostrą zamierza poprosić o jej rękę
Rajnald przychylnie odnosi sie do jego propozycji, ale oczekuje, że młody dowódca wykaże się w wojnie ze zdrajcą Haraldem i wzmocni swoja pozycję i stan posiadania...
Christiana jest niepocieszona, że znowu muszą sie rozstać
Tymczasem zdrajca Harald zastawia na Isbjorna pułapkę w postaci swej pieknej żony, Sunnivy...
Poniewaz Isbjorn nie daje się zaprosić na noc do zamku, ona sama przychodzi do jego namiotu
Isbjorn nie traci głowy i unieszkodliwia niedoszłą morderczynię, po czym oddaje ją pod straż młodemu Ulfowi. Harald ginie, Sunniva zostaje wdowa i zakładniczką, a Isbjorn może wreszcie poślubić Christianę
Nie jest to jednak idealny happy end, bo Sunniwa zostawiona pod opieką Isbjorna nie koniecznie cieszy się szczęściem młodych malżonków. Oni zaś postanawiają osiedlić sie na Wyspie Lodów i Isbjorn ma nieprzyjemny obowiązek powiadomienia o tym Rajnalda. Zamierza wyruszyc o świcie i wrócić wieczorem. Swoją młodą żonę zostawia pod opieka Ulfa, najbardziej zaufanego ze swoich ludzi.
Ten jednak pod wpływem Sunniwy traci glowę i zaniedbuje swoje obowiązki, co ułatwia Magnusowi, który wcale nie zrezygnował ze zdobycia Christiany, wdarcie sie do zamku i uprowadzenie jej siłą. W ostatnim momencie Ulf dogania Magnusa i odbija Christianę
Ona sama wolałaby, aby Isbjorn sie nie dowiedział o tym, ale Ulf musi zdać sprawę z całego zajścia.
Niestety oznacza to dla niego poważne kłopoty. Za uwiedzenie Sunniwy, ktora jest oficjalnie pod opieka Rajnalda, Ulf musi być przykładnie pociągnięty do odpowiedzialności, aby jej krewni nie mieli pretekstu do buntu...

Isbjorn także nie jest całkiem odporny na wdzieki Sunniwy, toteż z ulgą przyjmuję decyzję wysłania jej na dwór Rajnalda i wydania za mąż za Gunnara Lisa, co zaproponował jej stryj...
Christiana tymczasem zapada na dziwna chorobę... 

Wtedy ni to na jawie, ni to we śnie pojawia się Fror i uświadamia Isbjorna, że Christiana jest w ciąży i 
- jak wszystkie kobiety z jej rodu - bardzo źle ją znosi...
Niestety Isbjorn  usilnie proszony przez Ulfa będzie musial sie spotkać z Sunniwą i nie starczy mu siły aby się jej oprzeć
Ich rozmowa kończy sie w łóżku, co gorsza Gunnar Lis ich nakrywa i rezygnuje z ręki Sunnivy, więc propozycja Ulfa nieoczekiwanie jest wzięta pod uwagę... Sunniva go zwodzi, gdyż tak naprawdę zależy jej tylko na Isbjornie. Tym czasem Christiana coś przeczuwa i cierpi...
Po długich negocjacjach zainteresowane strony godzą sie na propozycje Ulfa. Sunniva nie wie co robić i wzywa Isbjorna na spotkanie
Ten radzi jej propozycję przyjąc i to jest koniec ich relacji.

Isbjorn i Christiana przenoszą sie na Wyspę Lodów, tam rodzą sie im kolejne dzieci. Dorasta nowe pokolenie i Isbjorn znowu staje sie obiektem uczuć. Tym razem zakochuje się w nim mlodziutka Ori, córka Grimoalda. Odtrącona, pragnie zostać kapłanką świętego ognia. Fror się nie zgadza i prosi Isbjorna o wzięcie jej pod opiekę dopóki nie zgłosi sie po nią ojciec.


To jest kolejna próba dla Isbjorna i Christiany.


Tym razem jednak Christiana ma okazję się odegrać na mężu, bo nieoczekiwanie w ich domu pojawia się  Jarl Magnus zaproszony przez ich syna, Rajnalda, któremu pomógł na morzu...
Młody brat Magnusa, Kaare, zainteresował się Ori i wszystko wydaje się być na dobrej drodze, a jednak Isbjorn ma złe przeczucie...
Christiana umawia się z Magnusem, a on sie nie pojawia. Na szczęście znajduje ją Isbjorn, bo przy takim mrozie ta przygoda mogłaby sie źle skończyć...
Na drugi dzień Magnus chce się z nią widzieć (przekonany, ze to ona zapomniała o umówionej schadzce), a ona stanowczo odmawia. Ten, niezrażony, przesyła list przez Ori. Christiana nakazuje dziewczynie oddać go nadawcy

Ori natyka się na Isbjorna, który przechwytuje list
Przy tej okazji na chwilę sie zapominają...

Tymczasem Magnus wyjeżdża i żegna się Christianą, kolejny raz proponując, że zabierze ją ze sobą. Christiana odmawia.

Grimoald w końcu przyjeżdża po swoją buntowniczą córkę, a Christiana uświadamia sobie, że to on jest jej biologicznym ojcem (a Ori siostrą przyrodnią)

Ori żegna się z Isbjornem, który tak bardzo sie pilnuje, że nawet na nią nie patrzy.

Małżonkowie odbywają szczerą rozmowę, co pozwala mieć nadzieję na poprawę atmosfery, zwłaszcza, że mimo upadków Isbjorna nigdy nie przestali sie kochać.

P.S.

Moje czytelniczki i recenzentki w jednym nie mogły mi wybaczyć skoków na bok Isbjorna. Ja też byłam nimi zdziwiona, bo facet zapowiadał się na kogoś wolnego od tego rodzaju  przywar, zwlaszcza, że poślubił kobietę, która kochał. Niestety kiedy zobaczyłam jak on i Sunniva na siebie patrzą wiedziałam, ze TO niechybnie się stanie...