wtorek, 20 grudnia 2022

O dzielnej niewieście

Niewiastę dzielną któż znajdzie?
Jej wartość przewyższa perły.

Serce małżonka jej ufa,
na zyskach mu nie zbywa;

nie czyni mu źle, ale dobrze
przez wszystkie dni jego życia.

O len się stara i wełnę,
pracuje starannie rękami. (...)

Wstaje, gdy jeszcze jest noc,
i żywność rozdziela domowi,
<a obowiązki - swym dziewczętom> (...)

Przepasuje mocą swe biodra,
umacnia swoje ramiona.

Już widzi pożytek z swej pracy:
jej lampa wśród nocy nie gaśnie.

Wyciąga ręce po kądziel,
jej palce chwytają wrzeciono.

Otwiera dłoń ubogiemu,
do nędzarza wyciąga swe ręce.

Dla domu nie boi się śniegu,
bo cały dom odziany na lata5,

sporządza sobie okrycia,
jej szaty z bisioru i z purpury.

W bramie jej mąż szanowany,
gdy wśród starszyzny kraju zasiądzie.

Płótno wyrabia, sprzedaje,
pasy dostarcza kupcowi.

Strojem jej siła i godność,
do dnia przyszłego się śmieje.

Otwiera usta z mądrością,
na języku jej miłe nauki.

Bada bieg spraw domowych,
nie jada chleba lenistwa.

Powstają synowie, by szczęście jej uznać,
i mąż, ażeby ją sławić:

«Wiele niewiast pilnie pracuje,
lecz ty przewyższasz je wszystkie».

Kłamliwy wdzięk i marne jest piękno:
chwalić należy niewiastę, co boi się Pana.

Z owocu jej rąk jej dajcie,
niech w bramie chwalą jej czyny.


Kiedy czytam poemat o dzielnej niewieście uświadamiam sobie, że to o mojej babci, Augustynie z domu Adamowicz, urodzonej (najprawdopodobniej) we wsi Adamowce na Wileńszczyźnie pod koniec XIX w. 

Wysłano ją w młodości do bogatych krewnych w okolice Petersburga w charakterze pomocy domowej. Nauczyła się tam sztuki kulinarnej i prowadzenia domu w wersji tak eleganckiej, że przez resztę życia stanowiła niedościgly wzór dla sąsiadek. Tam też poznała dziewczynę terminującą w zawodzie krawcowej, która pokazała jej podstawy tego fachu. Czytać nauczyła się sama z książeczki do nabożeństwa. Za cokolwiek sie wzięła osiągała bieglość niedostępna innym... 

Była pierwszą panną we wsi zarówno pod względem urody jak i umiejętności. Szczęścia w milości jednak nie zaznała, gdyż nie mogla poślubić chłopaka, którego pokochała (ze wzgledów dla mnie niejasnych). Dopiero w okolicach trzydziestki wyszła za mojego dziadka, Franciszka, i urodziła mu pięcioro dzieci. Oboje byli ludźmi prawymi, zdolnymi i kompetentnymi, bardzo szanowanymi przez sąsiadów, ale ich malżeństwo nie należało do udanych... 

W moich wspomnieniach z dzieciństwa babcia robiła wrażenie bardzo surowej i chłodnej, żeby nie powiedzieć niezdolnej do miłości. Faktem jest, że ze wszystkich swoich dzieci kochala naprawdę tylko najmłodszego syna, a w każdym razie jemu jedynemu tę milość okazywała.

Babcię złamała repatriacja, to znaczy wykorzenienie, i przeniesienie w obce środowisko (na Górny Śląsk), gdzie nigdy nie poczuła sie dobrze. Po śmierci dziadka mieszkała na zmianę u rodziny ukochanego syna i córki, której nie poznawała, czyli mojej mamy. Nie lubiła też jej dzieci, które tę niechęć odwzajemniały w pełni (niech im Pan Bóg wybaczy).

Im jestem starsza tym bardziej rozumiem, co ta kobieta przeszła w ostatnich latach swego życia i jak musiala się czuć. Żałuje, że nie miałam szansy jej poznać, kiedy jeszcze była w sile wieku i w swoim naturalnym środowisku. Prawdopodobnie byśmy się nie zaprzyjaźniły, ale i tak czuję z nią silny związek, gdyż większość swoich talentów jej zawdzięczam...


Portret matki (czyli mojej babci) malowany przez syna, Olgierda



Portret ojca (czyli mojego dziadka Franciszka) malowany przez syna, Olgierda


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz