sobota, 28 stycznia 2023

O Całunie Turyńskim

Od pewnego czasu odświeżam sobie wiedzę o Całunie Turyńskim poszerzając o najnowsze hipotezy. Obejrzałam dokładnie stronę prowadzoną od lat 90-tych przez Barry'ego Schwarza (https://shroud.com), fotografa w amerykańskiej ekipie naukowców STURP badającej w 1978 roku obiekt na miejscu. Było to jedyne własciwie badanie wykonane na obiekcie, a wszystkie wyniki opublikowano w recenzowanych periodykach naukowych. Są dostępne dla każdego na wyżej  wspomnianej stronie gdzie także można obejrzeć dokumentację fotograficzną.

W 1988 wycięto z brzegu całunu próbkę wielkości 4 na 8 cm, z czego połowę podzielono na na trzy części i wysłano do trzech laboratoriów: w Oxfordzie, Zurichu i Arizonie. Każdy z ośrodków podzielił swoją na mniejsze kawałki i przeprowadził badanie metodą radioaktywnego węgla C14. O ile dobrze rozumiem próbkę się po prostu spala, a nastepnie liczy stosunek węgla C12 do C14 w tym, co zostanie.

W Oxfordzie trzy kawałki próbki (najbardziej skrajnej) datowano następująco: 1155, 1205, 1220, z czego wyliczono średnią 1200 po Chrystusie.

W Zurychu pięć próbek datowano: 1217, 1228, 1271,1311,1315, z czego średnia wynosiła 1273 po Chrystusie

W Arizonie osiem próbek (z najbliższej wizerunku) datowano: 1249, 1197, 1274, 1344, 1249, 1318, 1410, 1376, co dalo średnio 1303 po Chrystusie.

Przy ogłoszeniu wyników oczywiście nie podano wartości uzyskanych z wyżej wymienionych poszczególnych prób, gdyż nie o rzetelność tu chodziło tylko podważenie wiary chrześcijan, że mógłby to być całun Chrystusa, dokumentujący jego krzyżową śmierć i zmartwychwstanie. Slowa "medieval forgery", "fraud" i "hoax" pojawiały sie we wszystkich komunikatach.

Interesującym szczegółem jest fakt, że połowa 8 centymetrowej próbki nie została użyta do badań, a był to najbardziej skrajny kawałek. Natomiast w tych spalonych zauważono, że im bliżej znajdował się kolejny fragment wizerunku, tym młodszy sie okazywał. Postepowało to w takim tempie, ze gdyby wycięto próbkę ze środka , np. ze złożonych rąk prawdopodobnie wykazałaby wiek 8000 po Chrystusie!!!

Jest wiele hipotez na temat tych wyników, z których najbardziej znana jest o zawartości bawełny, użytej przez siostry zakonne do zacerowania ubytków w XVIw. Wielu zwolenników autentyczności całunu ją odrzuca i wysuwa własne, których nie zamierzam tu referować.

Żaden z przeciwników całunu nie wydaje się człowiekiem poważnym, może z wyjątkiem chemika McKrone'a, autora hipotezy, że wizerunek jest malowany ochrą, a krew związkiem siarki, który nawet calunu nie badał tylko widzial pod mikroskopem cząsteczki zebrane taśmą. Killku naukowców z nim polemizowało, chyba z sukcesem sądząc po teoriach typu "zdjęcie wykonane przez Leonarda da Vinci" i temu podobnych figlach, które pojawiły sie później.

Oglądanie kolejnych prezentacji na ten temat jest dla mnie prawdziwa udręką, bo kiedy widzę fizyka nuklearnego, który twierdzi, że "in the jewish culture" wbijano gwoździe w nadgarstek i inne podobne kwiatki świadczące o nieznajomości historii nawet na poziomie szkoły podstawowej, to nie mogę dalej tego słuchać.

Wrzuciłam w googla "Shroud of Turin" i "art history" i wyskoczył mi artykuł, o eksperymencie z camerą obscurą przeprowadzonym przez jakiegoś błazna. Czy nie jest to dziwne, że żaden historyk sztuki nie rzuca się na temat, przecież wojujących ateistów w tym środowisku tez nie brakuje. 

Nikt też nie zadaje podstawowego pytania: Po jaki cholerny grzyb jakiś średnowieczny rzemieślnik miałby poświęcać tyle czasu i ambarasu na nanoszenie wizerunku wytworzonego bez użycia farb na lniane płotno, aby udawało calun Chrystusa? Skąd przekonanie, że całun Chrystusa mial na sobie jego odbicie? W żadnej z ewangelii nie ma na ten temat wzmianki. Jest legenda o chuście św. Weroniki, ale to nie byl całun i odbiła sie na nim tylko twarz! Jezeli odrzucić przekazy o mandylionie i relacje krzyżowców, że całun byl pokazywany co piątek w jednym z kościołów Konstantynopola to temat nie istnieje. A przecież przeciwnicy calunu muszą je odrzucić, bo podważają datowanie węglem C14, a poza tym wynika z nich, że taki obiekt istniał, nawet jesli potem zaginął podczas zlupienia Konstantynopola przez krzyżowców.

Oszust handlujący relikwiami mógł po prostu wziąć odpowiednio duży kawałek lnianego, sfatygowanego płótna, podrobić biskupie pieczęcie i nieźle zarobić napotkawszy naiwnego. Żaden wizerunek nie byl mu potrzebny do sukcesu tej operacji!!! Wręcz przeciwnie, mógł wzbudzić uzasadnone podejrzenia, jak sie zresztą stało w przypadku Całunu  Turyńskiego, uznanego przez papieża Klemensa (nie pamietam którego) za symboliczne przedstawienie. Wiara, że jest to autentyk zaczęła sie dopiero od negatywu fotografii włoskiego amatora z konca XIXw. - Secondo Pia, za który posądzono go o oszustwo i odsądzono od czci i wiary.

Myślę, że niezaleznie od poglądów każdy historyk sztuki wie, że zamiana młodzieńczego rzymskiego wizerunku Jezusa bez zarostu z katakumb, na podłużną fizjonomię dojrzałego, brodatego męzczyzny o charakterystycznych długich włosach (czasem związanych z tyłu), jakich w Rzymie nie noszono ani w I w., ani w V, miała konkretna przyczynę. Byl nią określony pierwowzór, którego charakterystyczne szczególy powielają niezliczone ikony i mozaiki w apsydach bizantyjskich kościołów. Natomiast rudawy koloryt włosów i zarostu Jezusa znany z malarstwa zachodniego ma źródło w chuście z Manopello, niegdyś pokazywanej regularnie pielgrzymom w bazylice św. Piotra.




sobota, 14 stycznia 2023

Hej ludzie prości, Bóg z wami gości!

Oglądałam sobie niedawno fragmenty Znachora, najpierw wersję oryginalną, a potem z ruskim dubbingiem. Najciekawsze były komentararze do rosyjskiej wesji. Wszystkie, co do jednego, pozytywne, a słowo arcydzieło (szedewr) pojawiało się (co najmniej) w co drugim.

Nie wiem czy ja okresliłabym tak film Hoffmana, nawet nie pamiętam czy kiedykolwiek widziałam go w całości. Najczęściej oglądam wątek syna  młynarza, któremu znachor łamie żle zrośnięte nogi i składa ponownie,  kradzież narzędzi chirurgicznych potrzebnych do trepanacji czaszki i scenę w sądzie. Wątek romansowy mnie zupełnie nie przekonuje, a utrata pamięci przez wybitnego chirurga (i odzyskanie jej na koniec) też wydaje mi się raczej wydumanym konceptem. To co mnie wzrusza to postać wiejskiego znachora, który ma talent od Boga i szlachetne serce. Lekarz, który go zwalcza z zazdrości, ziemiańska rodzina, która traktuje go protekcjonalnie i osądzajacy go prawnicy mogliby mu czyścić buty i poczytywać sobie to za zaszczyt... O takich znachorach opowiadał czasem mój ojciec. Naprawdę wystepowali w przyrodzie, zwłaszcza na kresach, tak jak to ukazuje film...

Niedawno odnalazłam rękopis mojego wujka, Olgierda, który chciał opublikować swoje wspomnienia, ale nie zdążył. Właściwie dopiero zaczął - kilka uwag o rodzicach, rodzinnej wsi, okolicach i panujących tam stosunkach. Dla mnie bardzo cenne, bo sama noszę się z zamiarem napisania czegos na ten temat, może monografii jego twórczości, ale tak naprawde interesuje mnie właśnie ta biedna wieś na kresach i inne do niej podobne, w których mieszkali moi przodkowie...

Bardzo ciemne słoneczniki autorstwa wujka Ogierda

Wujek wspomina jak czasem widział z daleka hrabiego Tyszkiewicza na gniadym ogierze i jego żonę, Niezabitowską z domu... Nigdy oczywiście nie miał zaszczytu rozmawiać z państwem, do ewentualnych kontaktów z okolicznymi chłopami służył rządca (Stankiewicz, jak mi się wydaje). Myślę sobie o tym ambitnym, wybitnie utalentowanym chlopcu, który patrzy z daleka na uprzywilejowane indywidua i ma już wtedy świadomość, że pod względem potencjału co najmniej im dorównuje, a prawdopodobnie przewyższa wielokrotnie, ale zawsze będzie uznawany za kogoś gorszego...

Tak miał wyglądać rodzinny dom w Łaszukach, malowany po latach, z pamięci

Znam dobrze tą gorycz z własnego doswiadczenia. Nie każdy ma tak szlachetne serce jak filmowy znachor... Tak czy siak, wojna okazała się dla mojego wujka szansą. Cały swiat się wywrócił do góry nogami i on, przez szczelinę w systemie, dotarł po wielu trudach do swego celu... Skończył malarstwo na warszawskiej ASP i zaczął malować... Oczywiście nie był w stanie się z tego utrzymać, pracował więc jako nauczyciel. Ożenił się z panną z dobrej szlacheckiej rodziny, która przez kontrast z nim robiła wrażenie prostej kobiety, a ich dzieci odniosły spory sukces życiowy na niwie naukowej lub artystycznej, bo odziedziczyly talenty po ojcu, a pewność siebie po rodzinie matki...

Panny Tycjanówny, jak określała nas pani biblotekarka z podstawówki -moja siostra (na pierwszym planie) i ja (w głębi). Miałyśmy wtedy odpowiednio 18 i 16 lat

Wszystko to piszę dlatego, że raz po raz jakiś kompletny baran, pretendujący do przynależności do"elity" wyraża się z pogardą o tzw. zwykłych ludziach, chłopach czy kimś podobnym. Jeżeli tylko tak mówi, to pół biedy, ale wydaje mi się, że ci kretyni naprawdę tak myślą...

Tymczasem kiedy porównać tych pogardzanych "chłopów" np. z rodzin mojego ojca czy matki z dowolnym celebrytą, to istnieje przepaść intelektualna między nimi, tylko w odwrotnym kierunku niż ci nadęci debile myślą. Jedyne, czym elita góruje na "zwykłymi ludźmi" to pewność siebie, niczym nie uzasadniona zresztą. Talenty - i ogólnie - potencjał intelektualny, moralny, artystyczny i każdy inny jest po drugiej stronie... Warto pamiętać, że Jezus wychował się w domu cieśli, a apostołowie byli rybakami...

Pewnie dlatego ludzie płaczą oglądając Znachora, bo widzą po stronie pogardzanych najczystsze złoto, a po stronie lepszych we własnym mniemaniu nicość. I to jest prawda, którą ludzie rozpoznają z własnego doświadczenia.

P.S. 
Anna Dymna, ktora grała Marysię Wilczurównę, wspominała, że jakiś recenzent określił film Hoffmana mianem  lukrowanego gówna. Moim zdaniem film - w swoim gatunku - jest niezly, a w każdym razie o niebo lepszy od przedwojennego. Książki Dołęgi-Mostowicza nie znam, ale nie podejrzewam, żeby było to dzieło wybitne.

Natomiast określenie lukrowane gówno wydaje mi się bardzo precyzyjnie określać istotę klas wyższych lub za takie się uważajacych. Jeszcze w przypadku przedwojennego ziemiaństwa czy inteligencji można przyjąć, że w jakimś procencie składała się z ludzi wartościowych i zasłużonych dla kraju, ale wśród obecnych samozwańczych elit raczej nikogo takiego nie znajdziemy. Lukier - tzn znajomość pewnych form, zachowań i poglądów tolerowanych "na salonach" - położony jest na na wyżej wymienioną substancję w stanie czystym.

niedziela, 1 stycznia 2023

Optymistycznie na nowy rok 2023

Znalezione na twitterze, na koncie Gavina Ashendena:


Obrazek mnie bardzo porusza, piesek ma więcej rozumu niż niektórzy zacietrzewieni ludzie.

Po wzmożeniu pt "pedofilia w Kościele" było kolejne pt "zakazać spowiedzi dzieci", a nawet zaniepokojenie jak straszliwa idea, że Bóg wszystko widzi może im zaszkodzić. Co ci ludzie mają w głowie to się w pale nie mieści! Wyobrażaja sobie, że Bóg podgląda dzieci w toalecie i to narusza ich prywatność!!!

Tymczasem idea, że Bóg widzi wszystko, wie wszystko i zna nasze serca lepiej niż my sami jest naszą najlepszą bronią przeciw całemu złu tego świata. O cokolwiek zostaniemy fałszywie oskarżeni, jakakolwiek niesprawiedliwość nas dotknie, wiemy, że Bóg widział jak naprawdę było i tylko to ma znaczenie. Akceptacja czy nawet miłość innych ludzi to rzecz niepewna i nie warta, aby o nią zabiegać. Czlowiek, który żyje w świadomości, że Bóg na niego patrzy jest nie do złamania, czego życzę wszystkim potencjalnym Czytelnikom w roku 2023 i następnych!!!