niedziela, 23 czerwca 2024

Kwiatki św. Dominika (zwiędłe, niestety)

 Robiłam ostatnio porządki w papierach i nie zgadniecie co znalazlam!!!

1. Niespodzianka pierwsza


Prawda, że piękny obrazek - św. Dominik klęczy pod krzyżem, po prawej św. Jan Ewangelista, a po lewej NMP. Obrazek jest pamiątką prymicji. 


Owo "mocą Chrystusowego kapłaństwa", brzmi jak wyjątkowo gorzka ironia. Zestawiam to zdanie w obrazem pana Marcina Mogielskiego (już nie kapłana ani zakonnika) w czarnej skórzanej kurteczce wyrzekającego sie wiary katolickiej i proszącego o przyjęcie do kościoła luterańskiego. To oczywiście zwieńczenie długiej drogi, którą - sądząc po jego heretyckich kazaniach - odbył wcześniej w swoim sercu.

2. Niespodzianka druga:


Gość niedzielny, albo temu podobne pismo opublikowało krótki tekst o obchodach uroczystości św. Tomasza z Akwinu w dominikańskim kościele św. Wojciecha zilustrowane tymże zdjęciem. Czerwonym ołowkiem zaznaczyłam Pawła Malińskiego ówczesną primadonnę kaznodziejstwa. To musiała być końcówka lat dziewięćdziesiątych. To ze skutkami jego duszpasterskiej działalności zmagał się Marcin Mogielski.

On sam i jemu życzliwi twierdzą, że odszedł z zakonu, kapłaństwa i Kościoła, bo nie mógł znieść ogromu zła i krzywdy. Ja jednak stawiam tezę - na podstawie jego własnych słów kierowanych do wiernych - że on po prostu stracił wiarę (albo nigdy jej nie miał). 

3. Niespodzianka trzecia:


A tutaj dominikańska szkoła wiary z Jackiem Krzysztofowiczem. to ten siedzacy przy stole zaznaczony czerwonym ołówkiem. Ówczesny przeor o. Przemysław Ciesielski OP zapowiada jego konferencję bardzo przejęty. Krzysztofowicz to kolejna primadonna - kaznodzieja i psychoterapeuta w jednym.

 Póżniej się okazało, że im bardziej był psychoterapeutą, tym mniej zakonnikiem i księdzem. Pewnego pięknego dnia oglosił wiernym, że właśnie odchodzi, a w sieci umieścił swoje pożegnanie z kapłaństwem i zakonem. Byla to parafraza przypowieści o synu marnotrawnym. W jego wersji młodszy syn nie wraca do ojca przyciśnięty głodem, tylko poślubia córkę właściciela świń, które pasał i uklada sobie życie w jego krainie. 

Potem mieliśmy okazję zobaczyć go zeznającego przed komisją sejmową w sprawie Amber Gold - miał bowiem bliskie kontakty z małżeństwem Plichtów, którzy go zabierali na wycieczki do Włoch i dawali pieniądze na remont kościoła (o ile dobrze pamiętam).

Sama nie wiem czy upadek tych ludzi mnie gorszy, smuci czy cieszy. Przerażające jest jednak to, że ludzie im wierzyli. Wierzyli w ich slowa i usiłowali według nich żyć. Czy odejście unieważnia wszystko, co kiedykolwiek powiedzieli? Czy też mogli mieć rację, mogli być pod natchnieniem Ducha Św. i ich słowa pozostają prawdą niezależnie od ich upadku?





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz