Jestem na diecie Dąbrowskiej. Dla niewtajemniczonych to wyłącznie niskokaloryczne warzywa z niewielkim dodatkiem niskokalorycznych owoców. Autorka obiecuje cuda wianki zwłaszcza przy schorzeniach stawów, a ja boję się RZS-u (reumatoidalnego zapalenia stawów), na które cierpiała moja świętej pamięci mama przed śmiercią. Wielokrotnie w przeszłości przeprowadzałam dwutygodniowe lub tygodniowe głodówki ze skutkiem umiarkowanym, ale z jakichś powodów ciągle wracam do tego pomysłu. Niestety brak energii i problemy z koncentracją towarzyszą mi nieodmiennie od pierwszego dnia.
W lipcu bardzo namawiano mnie na pielgrzymkę do Medjugoria. Miała się odbyć akurat podczas fali afrykańskich upałów, co zdecydowanie pomogło mi odrzucić tę propozycję. Zamiast tego pojechałam do Częstochowy na jeden dzień, w środku tygodnia, kiedy nie ma tłumów. Pociąg powrotny spóźnił się o 180 minut, a moja komórka sama ustawiła mi spotkanie o 2.30 i dwie noce z rzędu budziła mnie sygnałem przypominającym, zanim się zorientowałam co jest grane...
Podejmowanie podróży, w tym pielgrzymki, wiąże się nieuchronnie z ryzykiem, także ryzykiem śmierci. Wypadek polskiego autobusu w Chorwacji (wiozącego pielgrzymów do Medjugoria) jest smutnym przypomnieniem tego faktu.
Obejrzałam wczoraj wywiad Jordana Petersona w dwoma katolickimi teologami (sadząc po nazwiskach - Kaczor i Petrusek - polskiego pochodzenia). Po raz kolejny powtórzył swą myśl, że instynkt religijny wrodzony człowiekowi sprawia, że odrzuciwszy Boga, czyli wartość najwyższą, czyni on swoją religią sprawy na to nie zasługujące. Degrengoladę moralną towarzyszącą takiemu wyborowi można zaobserwować na przykładzie niektórych komentarzy po wypadku w Chorwacji. Autor jednego z nich, prof. Hartman, wykłada etykę na UJ.
Peterson zastanawiał się nad fenomenem popularności swoich wykładów na temat Księgi Rodzaju. Myślę, że jednym z czynników jest jego świeże, nieuprzedzone i śmiertelnie poważne podejście do tych opowieści. Nie ma w nim nic z lęku Kościoła, przed narażeniem się na śmieszność.
Niestety, nawet odwaga Jordana Petersona ma swoje wyraźne granice. Przy okazji zniszczenia Sodomy stwierdził, że chodziło raczej o brak gościnności niż potępienie homoseksualizmu. Innym razem zapytany o książkę Sołżenicyna "200 lat razem", w której autor porusza temat Żydów w Rosji, Peterson nie odpowiedział nic. Wiem, że nie da się walczyć na raz z całym światem, ale nie miałam ochoty słuchać go dalej...