W tym roku procesja odbyła się bez prób jej zakłócenia. Nawet była ochrona policji. Wyszłam więc z poczuciem pewnej ulgi, nieco przedwczesnej, jak się okazało.
Wracam sobie czujac się odświętnie, kiedy na promenadzie staromiejskiej, na zatłoczonej alejce dla pieszych mijają mnie dwa rowery - mężczyzna i kobieta w średnim wieku. Na moje stwierdzenie, że to ścieżka dla pieszych, a rowerowa jest obok (calkiem pusta), baba odpowiada, że nie jest głucha, a facet, że co z tego. Wjeżdżają w tłum pieszych wracajacych z procesji. Na przejściu też nie zjeżdząją na przejazd dla rowerów (całkiem pusty). Jestem dość wku.wiona więc podchodzę do baby i informuje ja, że to przejście dla pieszych.
- Zaraz w panią wjadę, jak będzie się pani tak nadstawiać - grozi mi
- A ja pani przyładuję parasolką - ostrzegam.
- Dawaj pani - zachęca mnie babiszon pewny swej bezkarności.
Niewiele myśląc zamachuję sie parasolką, aż przestraszona baba łapie mnie za rękę. Ludzie na światłach mają przedstawienie. Niektórzy głośno komentują (o mnie, że byłam przed chwilą w kościele)
Rowerzystka dalej się odszczekuje, ale straciła rezon. Nie może uciec, bo na przejściu tłok. Z trudem pokonuje ulicę. Po przeciwnej stronie znowu wjeżdża (ona i jej chłop) na ścieżkę dla pieszych.
Jakie jest racjonalne wytłumaczenie takiego zachowania, niech mi ktoś wytłumaczy!
Po obiedzie King-Kong z dołu zakłóca święto odgłosami remontu. Remont trwa od ponad roku i rok temu też zakłócał święto Bożego Ciała.
Wiadoma centrala dostała pierdolca. Jednak to święto i te procesje bardzo są dla niej denerwujące!
Co robi chrześcijanin w takich sytuacjach? Nie reaguje? Cierpliwie znosi? Czy też próbuje jakoś temu zaradzić? Ja na ogół próbuję - skutek raczej słaby. Jeżeli ktoś słyszał o rekolekcjach jak po chrześcijańsku skutecznie pacyfikować rowerzystów na chodnikach i uciążliwych sąsiadów, niech da znać.
Nie mam zdrowia komentować sytuacji w kraju pod rządami Tuska, bo szlag mnie trafia na samą myśl. Co istotniejsze informacje repostuje na swoim koncie twiterowym (Wilhelmina@Wilhelm22593612). Jednak zadźganie naszego żołnierza (jest w stanie ciężkim) przez bandytę na granicy polsko - białoruskiej mnie po prostu obaliło. Dlaczego nasi żołnieże nie robią użytku z broni, którą noszą? W obronie własnej chyba mają prawo?
Słucham iluś tam wypowiedzi Dobromira Sośnierza, który zadaje dokładnie to samo pytanie. To co słyszy od innych uczestników programu, bądź prowadzących przyprawia mnie o mdłości. Najbardziej wpieprzyła mnie posłanka Mucha, która uznała, że ktoś kto domaga się skutecznej obrony granic stawia sie poza granicami czegoś tam, podczas, gdy zadźgany żołnierz walczy w szpitalu o życie, a ratownicy medyczni, ktorzy udzielali mu pomocy zostali obrzuceni kamieniami.
Chyba jestem bardzo złym człowiekiem, ale kopała bym tą Muchę po ryju, aż by została z niej kałuża, a na granicy postawiła jej synów. Kiedy by ich zadźgano, albo utłuczono kamieniami zaprosiłabym ją do studia i kazała opowiadać o granicach czlowieczeństwa. Albo zmusiłabym ją do zamieszkania pod jednym dachem z mordercami jej dzieci i transmitowała tę sielankę przez 24 h na dobę.
Siedzę i sama się w sobie nie mieszczę nie tylko patrząc na swoje życie - jak śpiewał Kaczmarski - lecz także na tę zgraję imbecyli wynajętych przez Berlin (via Bruksela) do administrowania naszym krajem. Skąd oni biorą takich kretynów i takie kretynki. Chyba zorganizowali casting.
Boże miej nas w swojej opiece!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz