O godności zawodu nauczyciela przy okazji strajku.
Bardzo źle się stało, że dzięki wygłupom strajkujących „gron
pedagogicznych” zamieszczanym w Internecie, oczywistej agendzie ZNP i
stosowaniu niedozwolonych środków - jak szantaż wobec podopiecznych - gotowość
do rozsądnej rozmowy o prawdziwych problemach polskiego szkolnictwa jest w
społeczeństwie nikła.
Jako osoba znająca problem z autopsji, równie zirytowana
zachowaniem ex-kolegów, którzy dali się użyć w nie swojej wojnie (tracąc szansę
na wygranie własnej sprawy), jak i wymądrzaniem
publicystów nie mających bladego pojęcia o realiach polskiej szkoły, pozwolę sobie zabrać głos.
Zacznijmy może od tej sławnej godności zawodu nauczyciela, o
której tyle słyszymy. Co jej bardziej zagraża skromna, ale pewna pensja czy
całkowita bezradność wobec patologicznych zachowań źle zsocjalizowanych
produktów bezstresowego wychowania popieranych przez roszczeniowych rodziców,
dyrektora - oportunistę i kuratorium? Czy podejście p.t. „klient nasz pan” jest
właściwe w przypadku osób niedojrzałych, wymagających wychowania? Czy rodzice,
stosują je wobec swoich dzieci? Czasem odnoszę wrażenie, że tak i nauczyciele
wszystkich poziomów – oraz współuczniowie - są narażeni na konsekwencje ich
niekompetencji.
W pewnej szkole podstawowej w mieście wojewódzkim uczeń
zajmował się na lekcji filmowaniem rozłożystych bioder nauczycielki w średnim
wieku piszącej na tablicy. Na przerwie przeniósł swoje filmowe zainteresowania
na kolegę załatwiającego potrzebę fizjologiczną w męskiej toalecie. Tę twórczą
aktywność zakończył opublikowaniem obu nagrań w Internecie. Zebrało się grono z
dyrektorem, radziło, radziło i uradziło, że należy pogrozić mu palcem. Nikt z
poszkodowanych nie zgłosił sprawy na policję. Ośmielona tym faktem, zbolała
matka poleciała na skargę do kuratorium, że tak okrutnie tłumi się zdrową
osobowość jej syneczka. Kuratorium opowiedziało się po jej stronie. Uczeń w
końcu ma prawo do swobodnego filmowania czegokolwiek, czyż nie?
W pewnym technikum młodzieniec ścigany listem gończym za
udział w kradzieży samochodów został karnie skreślony z listy uczniów.
Kuratorium nakazało cofnięcie tej decyzji. Podobnie było w przypadku
młodocianego dealera narkotyków złapanego w spektakularnej akcji policji z
psami, która odbyła się na terenie owej placówki oświatowej ku uciesze
młodzieży.
Każdy nauczyciel zna setkę takich przypadków z ostatniego
roku szkolnego, ale trzyma buzię na kłódkę, bo usłyszy, że sobie nie radzi i
nie ma podejścia do dzieci/młodzieży. W końcu uczeń ma zawsze rację, czyż nie?
Klient nasz pan!
Od tego należałoby zacząć rozmowę o godności nauczyciela,
poziomie nauczania i bezpieczeństwie uczniów. Bez możliwości dyscyplinowania
patologicznych jednostek i usuwania niereformowalnych polska szkoła będzie
chora, choćby nie wiem jak wspaniałe programy wdrożono, a od kadry wymagano
tytułu profesora zwyczajnego jako warunku przyjęcia na staż.
W czasach tzw. „transformacji ustrojowej” zagubiono prostą
prawdę, że ludzie mają zróżnicowane możliwości intelektualne i zainteresowania,
a natura ludzka nie składa się wyłącznie z dobra, co jest szczególnie dobrze
widoczne u jednostek niedojrzałych.
Bezradny nauczyciel nie jest w interesie nikogo - ani
uczniów, ani rodziców, ani społeczeństwa. Dzieci nie nauczą się niczego na
lekcji zakłócanej przez agresywne głąby, choćby nie wiem jak dobrze była
przygotowana. Nie będą czuły się bezpiecznie na korytarzach kontrolowanych
przez młodocianych bandytów, których nikt z dorosłych nie może tknąć palcem,
ani w toaletach, gdzie koledzy nagrywają ich czynności fizjologiczne i
publikują w Internecie. Rodzice nie mogą być spokojni o swoje dzieci wiedząc,
że jeśli kolega zaatakuje je fizycznie w obecności nauczyciela, to ten może
najwyżej pogrozić palcem, bo inaczej straci prawo wykonywania zawodu.
Czy 18 godzin takiego sportu ekstremalnego jakim stało się
nauczanie to dużo czy mało? Zważywszy, że przez resztę doby trzeba pisać
ewaluacje, programy naprawcze, sprawozdania z ewaluacji i programów naprawczych
oraz sprawozdania ze sprawozdań z ewaluacji i programów naprawczych to raczej
wystarczy. Każdego, kto chce sobie wyrobić zdanie na ten temat zachęcam do
spróbowania.
Dziwne wieści o zarabianiu 6 tys. w oświacie nie wiem
skąd są wzięte. Może tyle zarabia minister edukacji albo p. Broniarz. Nauczyciel
mianowany z 20-letnim stażem zatrudniony na cały etat, po tegorocznej podwyżce
dostaje ok. 2500 na rękę. Jakby na to nie patrzeć pensja dużo poniżej średniej
krajowej, ale pewna.
Nieporównywalnie gorsza jest sytuacja nauczycieli
pracujących w szkołach prywatnych. Właściciel z reguły proponuje najniższe
możliwe wynagrodzenie - we wrześniu 2018 roku było to 2100 brutto czyli 1500
netto za 22 godziny tygodniowo + wychowawstwo - dając przy tym do zrozumienia,
że to wyjątkowo korzystne warunki. Do niedawna nauczyciel zatrudniany był w
takich placówkach na umowę – zlecenie, więc nie płacono mu za ferie ani
wakacje, oczekiwano natomiast udziału w zebraniach, wywiadówkach i obsługiwania
dzieci na stołówce za darmo. Umowę –zlecenie można rozwiązać natychmiast, bez
okresu wypowiedzenia np. w razie zachorowania nauczyciela. Dzieci natomiast to
te przypadki, które nawet w szkole publicznej nie poradziły sobie, co daje
pewne wrażenie o beznadziejności sytuacji. O godności nauczyciela w szkołach
prywatnych nikt nigdy nie słyszał, to po prostu źle płatny najemny pracownik
świadczący usługi edukacyjne, którego - wobec nasycenia rynku - można bez żalu
oddalić w każdej chwili. Tak działa owa słynna „niewidzialna ręka rynku”, o
której tyle słyszymy. Gdyby nie istniała najniższa płaca krajowa szkoły
prywatne płaciłyby 800 PLN brutto za 40 godzin tygodniowo i oczekiwały „pełnego
zaangażowania”.
Wielu nauczycieli, a nawet wicedyrektorów szkół publicznych,
dorabia sobie w takich placówkach. Może się wydać zaskakujące, że nawet kiedy
strajkują w swoim głównym miejscu pracy, posłusznie jeżdżą nabijać kabzę
pracodawcom, którzy oferują im o wiele gorsze warunki, nie pamiętając o swojej
uciemiężonej godności.
Dyrektorzy szkół tez nie zawsze o godności swoich
podwładnych pamiętają i to bywa zdecydowanie bardziej uciążliwe na co dzień niż
wszystkie głupie decyzje ministerstwa razem wzięte. Niejedna pani dyrektor
wysoki dodatek motywacyjny, dobry plan, własny gabinet i coroczne nagrody
przyznaje wyłącznie swoim psiapsiółkom, czasem tylko robiąc wyjątek dla jakiegoś
młodego, przystojnego pana. Są przypadki wykorzystywania władzy dyrektora do
mobbingu przeciw osobom, które nie chcą strajkować. W pewnej szkole podstawowej
nakazano im siedzieć w pustej świetlicy 8 godzin dziennie, także przez ferie
świąteczne.
W tej niewesołej sytuacji polskiego szkolnictwa
antagonizowanie społeczeństwa poprzez utrudnienia w egzaminach nie wydaje mi
się roztropne. Wszyscy roszczeniowi rodzice zyskają argument w sporze z
nauczycielem próbującym dyscyplinować ich świadome swej bezkarności dzieci.
Nawet jeśli rząd się ugnie i da podwyżki żądanej wielkości, to główny problem
szkoły nie tylko nie zostanie rozwiązany, ale wręcz pogłębiony. Jeśli podwyżka
zostanie uzyskana kosztem zwiększenia pensum i zniesienia karty nauczyciela, to
będzie to raczej pyrrusowe zwycięstwo.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz