poniedziałek, 4 marca 2019

Nostalgicznie o robieniu rachunku sumienia

Z okazji zbliżającego się wielkiego postu zamieszczam kolejny rozdział z "Malwinki", książeczki dla dzieci uciemiężonych, traktujący m.in. o rachunku sumienia.


Stąd do wieczności

      Rodzice Malwinki chodzili do kościoła raczej rzadko i nieregularnie, ale oczywiście posyłali swoje dzieci na naukę religii. Dwa razy w tygodniu, po południa szła więc Malwinka z Anią Kluską przez park nad fosą i Plac Wolności do salki na plebanii  naprzeciwko Kościoła Świętej Doroty. Pobożna, prawie codziennie uczęszczająca na mszę, mama Ani bardzo tego pilnowała. Królewna Żaneta i Magda Szczypalska, których rodzice nie praktykowali, a nawet Asystentka Magdy, córka milicjanta, też tam chodziły. Brakowało jedynie Izki. Problem zbawienia jej duszy zaprzątał więc umysły Ani i Malwinki, a w okolicach Pierwszej Komunii stał się ulubionym tematem ich rozmów. Zasadniczo zgadzały się, że byłoby rażącą niesprawiedliwością, gdyby potępienie wieczne stało się jej udziałem, a ominęło taką Magdę Szczypalską na przykład, ale z drugiej strony Izka strasznie oszukiwała, kłamała, opowiadała świńskie kawały i mówiła brzydkie słowa. Dusza jej niewątpliwie była w niebezpieczeństwie. Ona sama zaś zupełnie tego nieświadoma biegała na przerwach po szkole, jak większość dzieci zaopatrzona w piekło-niebo, wrzeszcząc:
„Piekło, niebo, Abraham
twoja dusza pójdzie tam”
Tu rozwierała dramatycznym ruchem czerwoną czeluść. Musiała to przećwiczyć w domu, bo piekło otwierało się przed wszystkimi, którzy jej się czymś narazili, a niebo zarezerwowane było wyłącznie dla aktualnych przyjaciół.
     Piekło-niebo było niewielkim obiektem przestrzennym wykonanym z kartki papieru. Otwierało się ukazując na przemian raz niebieskie raz czerwone wnętrze. Przy pomocy tego prostego urządzenia można było przewidzieć pośmiertne losy swojej duszy. W pewnym okresie stało się istną manią. Nauczyciele rekwirowali setki piekło-nieb na lekcjach wyśmiewając przy okazji ciemnotę i zabobon swoich podopiecznych. Programowe wysiłki szkoły, aby uformować w nich zdrowy światopogląd naukowy spełzały na nic niczym. Dzieci pozostawały otwarte na tajemnicę.
     Przed pierwszą komunią Ania i Malwinka miały przystąpić do spowiedzi. Wcześniej należało zrobić rachunek sumienia, toteż siedziały teraz obie przy dużym stole w pokoju Malwinki i Marzenki nad pustymi kartkami papieru. Malwinka, ciężko wzdychając napisała drukowanymi literami RACHUNEK SUMIENIA, żeby jakoś zacząć.. Chciała się z przyzwyczajenia podpisać się imieniem, nazwiskiem i klasą, ale po namyśle zrezygnowała z tego pomysłu. Ania poszła za jej przykładem, po czym sięgnęła po kredki i zaczęła robić szlaczek. Malwinka zdecydowanym ruchem napisała jedynkę po lewej stronie, postawiła kropkę i spojrzała w sufit.
- Mówiłam brzydkie słowa – Zaczęła niepewnie.
Zaledwie dziewczynki skończyły pisać wyłonił się poważny dylemat moralny. Kiedy już wyzna się ten grzech i zrobi szczere postanowienie poprawy, co odpowiedzieć komuś, kto będzie chciał wygonić je z podwórka?
- To nie twoje tylko państwowe, nawet Murzyn z Afryki może tu przyjść i …
- Zrobić kupę – Podsunęła Ania z wahaniem
Malwinka skrzywiła się z niesmakiem.
- Narobić – Wtrąciła Marzenka znad książki. Na skutek rozległej lektury miała imponujący zasób słow.
„Niby lepiej, ale to nie to samo” pomyślała Malwinka zrezygnowana „brakuje siły przekonywania”. Napisała dwójkę i wzniosła wzrok ku górze.
- Bawiłam się w brzydkie zabawy! – Wykrzyknęła Ania tryumfalnie.
- Jakie? - Zainteresowała się Malwinka. Nawet Marzenka nadstawiła ucha znad książki. Ania speszona odmówiła wyjaśnień, wobec czego Malwinka niechętnie zaczęła badać własne sumienie pod kątem brzydkich zabaw. „Ach tak, oczywiście” przypomniała sobie mało elegancki epizod pod drzwiami Danusi, koleżanki Marzenki. Obie siostry w towarzystwie Marioli z ich bloku wybrały się do Danusi, której mama była nauczycielką (na szczęśnie nie uczyła żadnej z nich). Zadzwoniły i czekały. Nikt nie otwierał. Kto pierwszy pierdnął Malwinka nie mogła sobie przypomnieć. Im dłużej stały pod drzwiami tym swobodniej puszczały bąki wybuchając śmiechem, przy co głośniejszych. W końcu ulotniły się zostawiając za sobą stężony smród siarkowodoru. „Jeśli to nie brzydka zabawa to co nią jest? – Pytam” Malwinka z czystym sumieniem umieściła brzydkie zabawy pod numerem dwa.
- Obmawiałam koleżankę – Zaczęła z wahaniem – To znaczy Izkę - dodała tonem wyjaśnienia.
Ania skinęła milcząco i zapisała pod numerem trzy, po czym obie tknięte tą samą myślą spojrzały sobie w oczy. Jak będzie wyglądało ich życie, jeśli wyrzekną się obmawiania Izki? Powiało grozą. Po chwili milczenia Ania wyznała:
- Byłam niegrzeczna dla mamy.
Malwinka zapisała ten grzech pod numerem czwartym a następnie „dla taty”  pod piątym i „dla babci” pod szóstym. Tu dotknęła bolesnego miejsca. Dopadło ją uczucie wstydu i żalu. „Nawet bardzo niegrzeczna” pomyślała „nie kocham jej wcale i mała szansa, że kiedykolwiek to się zmieni. Żal mi jej czasami, a jednocześnie nie znoszę jej”. Malwinka zwiesiła głowę pod ciężarem nierozwiązywalnej sytuacji i własnego poczucia winy.
Po chwili otrząsnęła się nieco.
- Sześć grzechów to chyba za mało – zagadnęła – Trzeba by mieć z dziesięć.
- Co najmniej - zgodziła się Ania – Lepiej wymienić za dużo niż za mało.
Biedziły się więc czas jakiś, aż wreszcie dwa bardzo do siebie podobne, ozdobione szlaczkami rachunki sumienia były gotowe.
     W kolejce do konfesjonału Malwinkę ogarnął niepokój „Przecież ksiądz uzna, że odpisywałyśmy od siebie!” pomyślała w panice. Ania, stojąca tuż przed nią podchodziła właśnie do kratek. „Za późno ,żeby teraz odejść” stwierdziła Malwinka i nieco się uspokoiła. Udało jej się nie pomylić żadnej formułki i odczytać rachunek sumienia mimo kiepskiego oświetlenia. Przy brzydkich zabawach ksiądz zaskoczył ją.
-  Bawiłaś się w lekarza? – Zapytał.
Malwinka pomyślała w panice o puszczaniu wiatrów pod drzwiami Danusi. Nigdy, przenigdy nie opowiedziałaby mu o tym.
- Ttak – przytaknęła zgodnie.
Dalej wszystko poszło gładko. Postanowienie poprawy miało żywot raczej krótki, gdyż jak wcześniej podejrzewała życie bez obmawiania Izki po prostu nie było możliwe, a i argument z Murzynem znacznie zyskiwał na sile przekonywania doprawiony mocnym słowem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz