- O. Maciej Zięba świetny zakonnik i prowincjał, wyznawca sukcesu i wolnego rynku, wychowujący nowe elity i promujący się na spotkaniach z czytelnikami ze swoim przyjacielem Michałem Zioło, też świetnym zakonnikiem, który od dominikanów przeszedł do trapistów jak nie przymierzając Thomas Merton. (Kto go wtedy nie czytał!) No cóż, miał też innych bliskich przyjaciół jak np. Paweł M., dla ratowania którego grozi jego ofiarom "zniszczę was"! Ponadto choroba alkoholowa! "Nie sądźcie, a nie będziecie sądzeni", ale trudno na kogoś takiego patrzeć jako autorytet. Widząc go w ostatnich latach we Wrocławiu, kiedy odprawiał mszę miałam nieodparte wrażenie, że to człowiek całkowicie niewierzący, za to z dużą starannością wypowiadający wszystkie kwestie, których wymaga liturgia. Według dra Krajskiego należał do komisji trójstronnej - międzynarodowej organizacji masońskiej. Bum!
- Dominikanie, ze szczególnym uwzględnieniem posługujących we Wrocławiu w latach 1996-2000. Ślepi i głusi na to co działo się im pod nosem. Przeor Konopka, który nic nie pamięta, współbracia Pawła M. zbyt taktowni, żeby go upomnieć, lub zbyt onieśmieleni jego sławą mołojecką... Żaden się nie wychylił, bo by wyglądało, że zazdrości sukcesów w dziedzinie "przyciągania do Kościoła", a także w innej, o której nie wypada mówić... Prężne duszpasterstwo akademickie - duma zakonu, którego głównym targetem jest młodzież studiująca. Może mieć różne zastosowania jak się okazuje. My "pozostali wierni" mogliśmy podziwiać z daleka DA Dominik - i jego creme de la creme Wspólnotę św. Dominika - za pomoc powodzianom, organizowanie "świetlicy na ulicy Nowej" i "wyjazdy ewangelizacyjne" do Chin... "Wszystko to marność i pogoń za wiatrem" jak mówi Kohelet... Traaach!
- "Piękni ludzie" mojej (późnej) młodości. Kto to taki? Opowiem na przykładzie, który pierwszy przychodzi mi do głowy. Piękna osoba jest absolwentką filologii romańskiej, dzięki czemu może swobodnie poruszać się po Francji i nawiedzać sławne nowe wspólnoty jak Wspólnota św. Jana, Ośmiu Błogosławieństw i czegoś tam jeszcze. Piękna osoba rozeznaje swoje powołanie, czy chciałaby należeć, do którejś z nich czy raczej wyjść za mąż....Piękna osoba chodzi sama po górach i zawsze kogoś w tych górach poznaje... Piękną osobę daje się za przykład osobom szpetnym, które nie robią tych wszystkich rzeczy... Piękne osoby w pięknych nowych wspólnotach zapewne zdążyły się zorientować w co wdepnęły... Może same były równie nie piękne? Baaach!
- "Wysoko zrealizowani" mistrzowie duchowi występujący najczęściej w buddyzmie. Jednym jest Kalu (lub Karlu) Rinpocze należący do sekty Karma Kagyu, tej właśnie, którą tak energicznie promuje w Europie i Polsce lama Ole Nydahl. Kalu Rinpocze jest starożytny (teraz pewnie już nie żyje) i wygląda jak zasuszony szkielet z nieproporcjonalnie wielką czaszką - maximum ducha minimum ciała. Nic bardziej mylącego. Jego libido zawstydziłoby niejednego młodzieńca. Wykorzystuje seksualnie kobiety i grozi im, że jeśli będą chciały się tym pochwalić, to czeka je kara na ileś tam wcieleń! Postchrześcijańskie Europejki trudniej jednak spacyfikować niż tybetanki urodzone w tej tradycji i rzecz wychodzi na światło dzienne. Nie jest wprawdzie newsem w światowej prasie (nie chodzi przecież o kler katolicki), ale w środowisku buddystów się przebija. Pokazuje dokładnie ten rodzaj chorej zależności jaki wytwarzał sławny Paweł M. Guru jest ponad mieszczańską moralnością, jeśli chcesz być jego uczniem, to traktuj wszystko, co z tobą robi jako zaszczyt i pomoc w drodze do własnego oświecenia czy czegoś tam innego. Mistrzowie Zen biją uczniów kijem po kręgosłupie, Paweł M lał pasem po gołej pupie...Bęc!
- Z innej bajki: Ziemkiewicz przypomniał na YouTube książkę Moiry Greyland The last closet. To jej wspomnienia z domu rodzinnego. Dom był niezwykły, bo rodzice nieprzeciętni -Marion Zimmer Bradley i Walter Breen, pisarka science fiction i fantasy oraz wybitny numizmatyk, oboje eksperymentujący w dziedzinie seksu, oboje identyfikujący się jako homoseksualiści. Walter Breen był czynnym pedofilem i działaczem na rzecz akceptacji pedofilii, popieranym w tym przez żonę. Oboje molestowali swoje dzieci, przy czym matka jeszcze znęcała się nad nimi. Lektura - jak sobie wyobrażam - niewesoła. Moira Greyland stwierdza, że z dwojga złego, to ojciec-pedofil był w porównaniu z matką-potworem zdecydowanie lepszym człowiekiem. Nie powstrzymało jej to od zgłoszenia na policję jego przestępczych czynów, co zaowocowało 12-letnim wyrokiem więzienia. Umarł w trakcie odsiadki. Czytając w czasach odległych co najmniej o 30 lat Mgły Avalonu Marion Zimmer-Bradley (w niemieckim przekładzie, bo polskiego jeszcze nie było) zdawałam sobie sprawę, że autorka jest feministką wrogą wobec Chrześcijaństwa, a mimo to pozostawałam pod wrażeniem jej wizji! Moira Greyland wymienia wiele innych sławnych nazwisk jak Isaac Asimov (ten od Kroniki Akaszy), którzy również mają podobne dokonania na niwie obyczajowej. Łuuups!
A więc drogi czytelniku jeśli masz zastrzeżenia do własnego środowiska rodzinnego i szukasz kogoś mądrego, kto wie lepiej, to zachowaj daleko posuniętą ostrożność, bo możesz trafić z deszczu pod rynnę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz