Obejrzałam właśnie świetny film Matta Walsha What is a woman? Chodzi oczywiście o horror transgenderyzmu w USA i Kanadzie. Mnóstwo czubów, w tym także pracowników naukowych wyższych uczelni i lekarzy, nie potrafiących odpowiedzieć na pytanie zadane w tytule. Kilka dobrych wywiadów ze szczególnym uwzględnieniem wypowiedzi Jordana Petersona, który odrzucił pojęcie gender jako niejasne i nie mierzalne, twierdząc, że tak naprawdę chodzi po prostu o temperament. Jedna na 10 kobiet jest wyposażona w zestaw cech typowo męskich (bezwzględność, skłonność do konfrontacji, agresji i rywalizacji) podobnie równie często zdarzają się mężczyźni obdarzeni cechami zwykle kojarzonymi z kobiecością (zgodność, empatia, wrażliwość, niska samoocena). Czy z tego wynika, że ci wszyscy ludzie są uwięzieni w niewłaściwym ciele? Każdy przyzna, że byłby to absurdalny wniosek.
Co więcej kiedy mówi się o LGBT, też najczęściej nie chodzi o homoseksualizm, zwłaszcza w przypadku ludzi młodych. Ilu z tych tzw. "gejów" to chłopcy, którym najbardziej w życiu brakowało towarzystwa i/lub akceptacji innych mężczyzn, bo np. z jakiegoś powodu wyśmiewani byli przez rówieśników lub odrzuceni przez ojca? Ile tak zwanych "lesbijek' po prostu zraziło się do mężczyzn, nie postrzega siebie jako atrakcyjnych kobiet lub nie doświadczyło miłości matki? Próba nadrobienia zaległości w kontaktach z własna płcią jest w takim przypadku o wiele bardziej nagląca niż realizowanie instynktu rozrodczego. Stosunki "seksualne" (nie wiem czy to słowo ma sens w przypadku osób tej samej płci) nachalnie lansowane przez popkulturę są raczej namiastką bliskości fizycznej nie doświadczonej w swoim czasie ze strony rodziców. Czy próba uporania się z jakimś zaległym deficytem lub traumą zasługuję na miano "orientacji seksualnej"? Do czasu osławionego głosowania w Amerykańskim Towarzystwie Psychologicznym w latach 70-tych XX wieku uznawano takie zachowania za nerwicę.
Co może kryć się pod pojęciem biseksualizmu? Bliskie relacje z mężczyznami i kobietami? Czy wszyscy ludzie takich nie mają? Oczywiście, tylko nie kończą ich w łóżku. To się po prostu nazywa przyjaźń i jest jednym z cenniejszych doświadczeń w życiu. A panseksualizm? Trudno mi uwierzyć w istnienie ludzi gotowych dupczyć wszystko, co się rusza (a nawet to, co się nie rusza). A może to po prostu zachwyt nad światem właściwy wszystkim naturom wrażliwym na piękno? Człowiek aseksualny z kolei, to ktoś, kto nie traktuje seksu jako hobby, tylko chciałby najpierw zbudować jakąś bliską relację z odpowiednią osobą (bardzo rozpowszechnione podejście wśród normalnych kobiet). Nie znalazłszy takowej nie rzuca się w wir przypadkowych kontaktów seksualnych, tylko żyje we wstrzemięźliwości.
Wszystkie te dziwaczne nazwy i próby kreowania alternatywnych zachowań seksualnych są raczej inżynierią społeczną niż rozpoznaniem rzeczywistości.
Owszem, istnieje gender dysphoria, dotyczy bardzo znikomej grupy osób w skali populacji (części promila), zazwyczaj chłopców. Pojawia się w dzieciństwie i nie znika po okresie dojrzewania.
Homoseksualizm natomiast wydaje się w dużej mierze uwarunkowany kulturowo - vide starożytna Grecja oraz elitarne szkoły dla chłopców w Anglii. Zawsze istnieli ludzie rozwiąźli dysponujący nadmiarem czasu i środków, którzy znudzeni normalnym sposobem zaspokajania instynktu seksualnego eksperymentowali posuwając się do bardzo dziwnych i dla normalnego człowieka odrażających aktów. Skojarzenie z tzw. paradami równości jest nieuniknione...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz