Pamiętam wywiad z Agnieszką Holland sprzed bardzo wielu lat, w którym mówi, że ma świetny pomysł na film na podstawie pamiętników Calka Perechodnika, ale nikt nie jest zainteresowany tematem "zła wśród swoich" Cytuje z pamięci, ale jestem pewna, że takiego sformułowania użyła. O pamiętnikach Perechodnika pisałam na tym blogu. (O "żydowskich sprawcach holokaustu" i ich potomkach z lutego 2018). To wspomnienia Żyda, ktory zgłosił się do policji w getcie, aby ratować swoją d... i nawet pomagał w ładowaniu całej swojej rodziny do pociągu odjeżdzającego do obozu zagłady. Zgadzam się, że temat na film jest super, pomijając wszystko inne, świetny pretekst do rozważań o ludzkiej naturze a i trochę historii mało eksponowanego aspektu holokaustu stanowiło by dodatkową atrakcją.
Pieniędzy na ten pomysł "nikt nie chce jednak wyłożyć". I tu jest pies pogrzebany. Kto to jest ten "nikt" odmawiający pieniędzy na film o "złu wśród swoich", a wykładajacy je tak chętnie na produkcje antypolskie? Czy ten "nikt" nie stoi za międzynarodowym sukcesem p. Holland? Czy ten "nikt" jest jednorodny etnicznie czy też bardziej złożony?
Ktoś mógłby zapytać, dlaczego p. Holland nie zwróci się do środowisk niechętnych "swoim". Przecież cały swiat arabski + Iran nie jest fanem współplemieńcow jej ojca, a nie są to kraje ubogie... To oczywiscie pytanie naiwne, bo taki ruch oznaczałby koniec jej kariery i śmierć (co najmniej) cywilną, a film nigdzie w Europie i Ameryce nie byłby dopuszczony do dystrybucji. Można więc przyjąć z dużą doza pewności, że p. Holland - działając we własnym interesie - swoich nigdy nie rozliczy, ani Żydów pomagających Niemcom w mordowaniu współplemieńców (z własnymi rodzinami włącznie), ani żydowskich komunistów przywiezionych na sowieckich czołgach jako urzędników aparatu terroru do krajów satelickich ZSSR.
P. Holland zawdzięcza "swoim" międzynarodowa karierę i nigdy palcem ich nie tknie. Zamiast tego będzie rozliczać tych, których nienawidzi i którymi pogardza, ale formalnie dzieli z nimi obywatelstwo "naszego nieszczęśliwego kraju". Szczęśliwie dla niej, mamy mnóstwo wrogów - wewnętrznych i zewnętrznych - zawsze gotowych sypnąc kasą na wylanie na nas pomyj.
"Zielonej granicy" na razie nie widziałam - poza dobrze znanymi fragmentami w Internecie - nie będę więc się na jej temat wypowiadać. Obejrzalam natomiast ostatnio "Obywatela Jonesa" i byłam zadziwiona jak słaby i nijaki jest ten film. Temat głodu na Ukrainie widzianego oczami walijskiego dziennikarza, który chce pokazać swiatu prawdę o Związku Sowieckim sprowadzony został do biegania po śniegu i glośnego przeżuwania chleba, jabłka i ludzkiego mięsa (w tym ostatnim wypadku zakończonego wymiotami) przez głównego bohatera przy dźwiękach anielskich głosów chóru dziateczek śpiewajacych okolicznościową pieśń. W Związku Radzieckim "swoich" też nie ma. Są odrażajacy zachodni dziennikarze wierzący w rewolucję i gotowi na wszystkie kłamstwa, żeby ją wspierać, milczący krasnoarmiejcy i sowieccy urzędnicy o słowiańskiej urodzie, którzy ciągle coś żrą.
Przypomina mi to kreskówkę (chyba Disneya) o Anastazji. Tym złym, powodem nieszczęść bohaterki, jej rodziny i całej Rosji, jest... Griszka Rozputin!!! Griszka Rozputin jako demon jest winien stosom trupów, katastrofie ekonomicznej i moralnej ruinie całego społeczeństwa. Lenin nie istniał, o dramatycznej nadreprezentacji "swoich" p. Agnieszki w strukturach aparatu opresji nie wspominając.
Przypominam sobie niejasno "Europę, europę", w której młody Żyd - oportunista przedtawiony jest tak, aby zaskarbić sympatię widowni. Jego przygoda z komunizmem jest w pełni usprawiedliwiona, natomiast polskie dzieci niechętne wobec niego są ukazane jako odrażajace, znacznie bardziej niż niemieccy koledzy bohatera z Hitlerjugend.
W pakcie z diabłem (czyli "swoimi") p. Agnieszki muszą być dwa bardzo wyraźne punkty: a) nie tykać swoich, nie pokazywać ich nawet tam, gdzie ich obecność i zaangażowanie było oczywiste, o jakiejkolwiek winie nie wspominając b) zawsze pokazywać Polaków jako odrażajacych według sprawdzonej recepty "Heimkehr", który również zostal nagrodzony w Wenecji.
P. Holland tak bardzo stara się wywiązywać ze swoich zobowiazań, że nawet w swojej wersji "Dziecka Rosemary" potomkowi Szatana zrobiła wściekle niebieskie oczy, a przeniesieniem akcji z Manhattanu do Paryża zaciera ślad przynaleźności etnicznej jego wyznawców wciągających do swego kręgu męża bohaterki... (pisałam o tym wcześniej: O Rosemary i jej dziecku ze stycznia 2015).
O, dobrze widzieć nowy wpis! Wtedy jest jak w wierszu "Сын Артиллериста" Simonowa:
OdpowiedzUsuńДеев дрался на Севере;
В полярной глуши своей
Иногда по газетам
Искал имена друзей.
Однажды нашел Петрова:
Значит, жив и здоров!
В газете его хвалили,
На Юге дрался Петров.
Czyli: żywa i zdrowa. Sam doświadczyłem kruchości życia, lądując w szpitalu, więc tym bardziej wiem, że nie można tego zakładać jako oczywistość.
Dobra analiza "prawdy" Holland. Film znam tylko z fragmentów i na pewno nie pójdę do kina, by dać zarobić antypolskiej gadzinie, ale nawet bez tego wiem, czego się spodziewać: totalnego oderwania od rzeczywistości. Już w "Zabić księdza" najważniejsze były dla niej problemy esbeka. (Pomijając to, że milicja jeździła mercedesami, zamiast nyskami, uzbrojona była w jakieś pepesze z magazynkami bębnowymi, a stan wojenny zaczął się 12 grudnia).
I pomyśleć, że za Piłsudskiego siedziałaby już w Berezie Kartuskiej, gdzie skutecznie wyrywano by z niej nienawiść do Polski!