piątek, 19 kwietnia 2024

O malowaniu

Ostatnio trochę maluje farbami olejnymi, gdyż terpentyna, którą przy okazji wdycham bardzo dobrze działa na moje zatoki. Nie mam porządnych podobrazi, więc używam starych płócien, jak ta martwa natura z rzeźbą i gitarą. Bardzo mnie denerwowała ta gitara i obie draperie w tle, a i sposób malowania rzeźby też pozostawiał wiele do życzenia.


Więc umieściłam w tle "obraz w obrazie", a rzeźbę - poprawioną - na tle korkowej ściany. Pierwszy plan z granatowym czajniczkiem zostawiłam, bo sie udał. Efekt jak widać


Obraz w obrazie jest w istocie tkaniną wykonana na podstawie szkicu malowanego na początku studiów, do ktorego pozowała mi koleżanka z roku, z którą dzieliłam pokój. 





Widzę, że z każdą kolejną interpretacją proporcje Anki się zmieniaja na coraz bardziej dziecięce, zwłaszcza głowa coraz bardziej okrągła i coraz większa w stosunku do ciała. 

Poza przemalowywaniem starych płócien kontynuuje temat zwierzątek, które namiętnie fotografuję w naturze. Zdjęcia same w sobie nie są jakieś szczególne, ale pomagają mi "przyjrzeć się z bliska" rzeczonym stworzeniom. Dopiero na zdjęciu widać, ze czapla ma zółte oczy i dwukolorowy dziób. 
Moja interpretacja malarska ma się na czym oprzeć:


Generalnie zawsze wolę malować z natury, ale w przypadku dzikich zwierząt to niestety niemożliwe...

Efekty nie specjalnie mnie zachwycają, ale cóż robić:


Liskowi nie zmieścil sie ogon na płótnie!



Nie wiem czemu kolory kaczek-dziwaczek takie bez życia, czyżby to "zasługa" płyty pilśniowej w charakterze podobrazia? 

Tak czy siak moje środki są ograniczone, więc będę malować nad tym, co mam. Czasem to ból, bo coś fajnego "namaluje się" na jakiejś dziadowskiej płycie i nie da sie tego porządnie wyeksponować jak ten widok z wiezy katedry:


Zdęcie nie ostre, ale nawet na nim widać, że fragmenty są dobrze malowane. Też musiałam posłużyć się kilkoma zdjęciami, bo malowanie na wieży było niemożliwe.

Nie zawsze ma się szczęście fajnych widoków z własnego balkonu, na którym można ustawić sztalugę i spokojnie malować, jak mi się zdarzyło, kiedy mieszkałam na Jedności (Narodowej).


Uwieczniłam dawny Browar Piastowski (wśród bujnej, wiosennej zieleni drzew). Teraz podobno są tam lofty. Jeszcze nie widziałam, gdyż od wyprowadzki nie zapuszczam się w te okolice.

Ktoś może zapytać, po co właściwie to robię (znaczy maluję), skoro nic z tego nie mam. No cóż, niektórzy ludzie tak mają, ze muszą tworzyć. To im nie daje spokoju. Idealnie byłoby móc z tego żyć, ale to wymaga zupelnie innego talentu...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz