Lubię duże białe zwięrzeta jak niedźwiedzie polarne czy konie Lipitzanery poruszające się z niezwykłym wdziękiem i duże białe ptaki, zwłaszcza wodne, zwłaszcza łabędzie. Jeśli któryś z tych stworów pojawia sie w moich snach to na ogół reprezentuje mnie samą.
Pewnej nocy przed obudzeniem widziałam taki mniej wiecej obraz:
łabędzia w upierzeniu godowym kaczora.
Dało mi to do myślenia, a wnioski były raczej niepokojące. W mojej książeczce dla dzieci uciemiężonych (która nie zalazła uznania wśród wydawców) rozwinełam ten wątek w ostatnim rozdziale.
Łabędź
Samotny łabędź pływający wśród kaczek po fosie zawsze pobudzał wyobraźnię Malwinki. Patrząc na niego nie mogła nie myśleć o „Brzydkim kaczątku” Andersena. Tytuł bajki wydawał jej się absurdalny. Mały łabędź nigdy nie był brzydki – wyglądał dokładnie tak jak powinien na każdym etapie rozwoju. Jego problem polegał na tym, że zawsze otoczony był przez obcych, którzy mieli mu za złe jego inność. Dopiero spotkanie istot swojego gatunku uwalnia go od poczucia, że jest kimś gorszym. Jego wspaniała uroda nic by mu nie pomogła, gdyby nadal żył w wyłącznie kaczym towarzystwie. Nadal postrzegany byłby jako brzydki, bo taki wielki, ciężki, biały z tą niedorzecznie długą szyją, niemy i niezrozumiały. Byłby odmieńcem i wyrzutkiem. „Czy tak właśnie się czujesz łabędziu?” myślała współczująco Malwinka ilekroć tamtędy przechodziła.
Pewnego dnia nie dostrzegła go jednak. „Może odleciał w poszukiwaniu swoich?” przemknęło jej przez myśl. To była przyjemna wizja, ale z jakichś powodów Malwinka nie bardzo mogła w nią uwierzyć – zbyt piękna, żeby mogła być prawdziwa. Podeszła bliżej fosy, tknięta niedobrym przeczuciem zeszła po schodkach nad samą wodę.
– Nie, ja chyba śnię! – wykrzyknęła wstrząśnięta. Łabędź nie zniknął, tylko się zmienił. Gdzie podziała się śnieżna białość jego piór? Głowa i szyja do połowy była zielona z niebieskawym połyskiem, poniżej jasna obręcz, pierś brązowawa, skrzydła i grzbiet szare z podłużnymi czarnymi pasami, łapki pomarańczowe, a dziób żółty – słowem nieszczęśnik przebarwił się w kaczora w szacie godowej. Nie zmieniło się tylko jego zachowanie i pozycja w kaczym stadzie – dalej pływał na uboczu, ignorowany przez resztę.
- Łabędziu – powiedziała cicho Malwinka – mój biedny łabędziu.
Ptak na dźwięk jej słów podpłynął bliżej. Jego oczy były pełne łez.
- A więc ktoś mnie jednak rozpoznał – wyszeptał ze ściśniętym gardłem. – Kim jesteś istoto o dziwnych oczach, które widzą?
- Jestem Malwinka, noszę okulary, bo mam wadę wzroku, ale mogę je ściągnąć.
- Czy nadal widzisz, że jestem łabędziem?
- Oczywiście, ale powiedz, co ci się stało?
- To smutna historia, Malwinko. Jestem… a właściwie byłem – bo teraz nie wiem już kim jestem – jedynym łabędziem w tej okolicy. Jedzenia jest dość, woda ciepła, nawet zimą nie zamarza… Kłopot w tym, że czułem się tak potwornie samotny między tymi wszystkimi kaczkami… zwłaszcza w okresie godowym, kiedy dobierają się w pary. Myślałem sobie „Być łabędziem piękna rzecz, ale oddałbym wszystko, żeby móc być teraz jednym z nich, bo nie zniosę dłużej tej strasznej samotności.” Wypowiedziałem moje pragnienie w złą godzinę i spełniło się jak widzisz. Przestałem być łabędziem, a nie stałem się kaczką. One dalej traktują mnie jak przedtem – istotę innego gatunku, z która nie maja nic wspólnego. – Łabędź zwiesił smutno swoja małą kształtną główkę. – Nie to jest jednak najgorsze…- przełknął boleśnie – Dziś rano widziałem moich braci. Zatrzymali się tu na popas w podróży. Nie rozpoznali mnie, kiedy podpłynąłem się przywitać. Zignorowali kompletnie, tylko jeden zauważył, że te kaczki rosną coraz większe w dzisiejszych czasach, a nawet uczą się obcych języków… - Łabędź zapłakał gorzko.
- Ale przecież twoje pióra kiedyś odrosną i nikt nie będzie miał wątpliwości…
- To moja jedyna nadzieja, ale będzie to trwało długo i nawet, kiedy będę całkiem biały, trudno będzie moim braciom zobaczyć łabędzia w kimś, kogo wcześniej uznali za kaczkę…
Malwinka nie wiedziała jak go pocieszyć. „Może nie chce być pocieszony?” pomyślała.
- Malwinko – ptak spojrzał jej prosto w oczy – Obiecaj mi jedno - powiedział z mocą – Obiecaj mi, że nigdy tego nie zrobisz, a uznam, ze nie cierpię nadaremno.
- Czego?
- Że nigdy nie wyrzekniesz się tego kim jesteś, aby stać się kimś, kim nie jesteś.
- Nie, nie zrobię tego – w głosie Malwinki brzmiało przekonanie
- Choćby nie wiem ile cię to miało kosztować – odrzucenie, prześladowanie, samotność…
Malwinka skuliła się nieco na taką perspektywę – samotność jak samotność, ale odrzucenia, a zwłaszcza prześladowania zdecydowanie nie lubiła.
- Widzisz wydawało mi się, że jestem nieszczęśliwy z powodu samotności, ale w porównaniu z tym, co teraz czuję to była drobna niedogodność. Oddałbym wszystko żeby stać się znowu prawdziwym łabędziem - ledwo wypowiedział te słowa jego pióra stały się na powrót lśniąco białe, dziób czerwony, a duże błoniaste łapki czarne.
- Popatrz! Popatrz na swoje odbicie! – wykrzyknęła rozradowana Malwinka.
Łabędź znieruchomiał wpatrując się w wodę. Po czym rozłożył wielkie skrzydła, trzepocząc nimi rozpędzał się przez całą długość fosy aż w końcu wzbił się w powietrze. Zatoczył krąg nad głową dziewczynki. Nie była pewna, czy usłyszała ciche „pamiętaj” czy to tylko odgłos łabędzich skrzydeł w locie ją omamił. Szczęśliwa biegła do domu. „Nie zapomnę, Łabędziu. Nigdy nie zapomnę!” powtarzała w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz