Powstrzymywałam się ostatnio od recenzowania wrocławskich dominikanów w ramach ascezy adwentowej, ale kazanie o. przeora w drugi dzień świąt przelało kielich goryczy.
Było ono zasadniczo oparte na zaleceniu pewnego prowincjała (o.przeor nie pamiętał jego imienia) do współbraci : "jeżeli nie kochacie świata, to nie nauczajcie go, lepiej głoście kazania do siebie nawzajem" czy jakoś tak. Ojciec przeor zaprezentował siebie jako tego, kto słucha argumentów strony przeciwnej życzliwie, jako przykład podał swoją posługę w Petersburgu, gdzie przychodziło do klasztoru mnóstwo ludzi dalekich od Kościoła i jego zadaniem była rozmowa z nimi. Potem zaś był w innym klasztorze, gdzie bracia pochodzili z wielu kontynentów i mieli różne poglądy - także teologiczne - i też należało się życzliwie wsłuchiwać w ich argumenty. (Czy nauka Kościoła Katolickiego nie obowiązuje na wszystkich kontynentach tak samo?)
Wszystko to bardzo pięknie, ale skąd w tak cierpliwym i pełnym miłości zakonniku tyle upierdliwości i poczucia wyższości, kiedy zwraca się do wiernych obecnych na mszy? Wtedy ta słynna "miłość", o której tyle słyszymy, w tajemniczy sposób wyparowuje (a może jej nie starcza?).
Na pasterce usłyszeliśmy, że świat nie wydaje się zbawiony, bo źli ludzie chcą stawiać mury na granicach i szukają wszędzie wrogów (w przeszłości szukali przyjaciół, a teraz moda się zmieniła).
Drogi Ojcze-Przeorze-Pełny-Miłości-do-Świata-z-Wyjątkiem-Wiernych-w-Kościele jest gorzej! Jakiś zły człowiek zamyka drzwi kościoła dominikanów we Wrocławiu na noc i co gorsza zamontował alarm we wnętrzu. Nie można podejść do ołtarza w kaplicy bł. Czesława i pogłaskać rzeźbionych zwierzątek! Skąd to ciągłe szukanie wrogów, dopatrywanie się złych intencji? Po co te zamki, alarmy i klucze? Czemu ten zły człowiek, pełen niegodziwej podejrzliwości uniemożliwia korzystanie z kościoła wszystkim, o każdej porze i w każdy możliwy sposób?
Może ma swoje racje w które należy się z cierpliwością wsłuchiwać i potem z nimi chodzić?
Może przeciwnicy nieograniczonej emigracji z krajów muzułmańskich do Europy też mają swoje racje? Może mają sensowne argumenty, których należałoby bez uprzedzeń wysłuchać? Może powodowani są rzadką i piękną cnotą roztropności albo miłością do swoich najbliższych lub też odpowiedzialnością za współobywateli (ze szczególnym uwzględnieniem tych najsłabszych)?
Nigdy nie słyszałam, żeby obrona granic była czynem "nieuporządkowanym moralnie", w katechizmie Kościoła Katolickiego nie ma o tym wzmianki, w przeciwieństwie np do aktów homoseksualnych, które - jak się dowiadujemy - nie są szczególnie rzadkie, ani szczególnie potępiane czy zwalczane wśród kleru. Ojciec James Martin SJ - oficjalny homolobbysta - promowany niczym primadonna przyjmowany jest w wielu diecezjach, a kardynał Blaise Cupich - protegowany McCarricka - został organizatorem szczytu na temat nadużyć seksualnych kleru.
W takiej sytuacji upierdliwość wobec wiernych wydaje mi się nie na miejscu, prezentowanie poglądów politycznych na pasterce jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że zalecenie, żeby nie mówić do tych których się nie kocha O. Przeor powinien wziąć przede wszystkim do siebie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz