Wczoraj słuchałam bardzo interesującego materiału na YouTube - świadectwa p. Aleksandry Wojciechowicz o jej duchowych doświadczeniach w Karmelu. Co prawda szczegółów żadnych tam nie było, ale uderzył mnie jeden wątek - głębokie rozczarowanie faktem, że oddała Bogu swoje życie, a ten dopuścił, aby została zwiedziona przez demona imitującego nadzwyczajne łaski. Gorzka konstatacja, że oddanie się w ręce Bogu oznacza nieudane życie (w sensie jak to zwykle rozumiemy). P. Aleksandra marzyła za młodu, żeby być sławną artystką i nawet jej życie układało się w tym kierunku, gdyż została nauczycielem akademickim na jakiejś artystycznej uczelni. Nawrócenie i lektura Małej Tereski popchnęły ją w kierunku życia zakonnego. Tej decyzji jednak towarzyszyła ambicja bycia wielką świętą.
Demon uwielbia nasze ambicje, niestety. Łatwo nas tu podejść, bo cóż jest grzesznego w pragnieniu rozwijania darów danych od Boga? Można nawet podeprzeć się ewangeliczną przypowieść o talentach i obawą przed ich zakopaniem w ziemię.
Kiedy p. Aleksandra zrozumiała co jej się przydarzyło, zdecydowała się opowiedzieć o tym Kościołowi w osobie spowiednika i przełożonej. Została zwolniona z obowiązku wielogodzinnej modlitwy i odesłana na furtę. Wróciła do siebie dzięki kontaktowi z ludźmi i ich cierpieniem.
Pewnego razu w jakimś piśmie katolickim zobaczyła na jednej stronie zdjęcie zakonnicy z dziećmi, a na drugiej wywiad z Kilarem, który dziękuje Bogu za swoje udane i spełnione życie. To była dokładnie jej idea życiowego sukcesu, natomiast zakonnica z gitarą i nadwagą otoczona dziateczkami znajdowała się na przeciwnym biegunie. Wtedy właśnie młoda kobieta zrozumiała, że oddając życie Bogu ryzykujemy, że będzie ono nieudane nie tylko w oczach świata, ale - co znacznie bardziej przykre - w naszych własnych. Tu zakrzyknęłam: Eureka! To jest dokładnie moje doświadczenie i jestem szczęśliwa, że ktoś inny ubrał je w słowa.
Wiele słyszałam świadectw ludzi, którzy oddając się Bogu znaleźli męża/żonę, dobrą pracę, dom i gromadę dziateczek - wszystko co składa się na popularny obraz szczęścia i udanego życia. Ten sielski obrazek torturował mnie latami. Był źródłem większej udręki niż to, co mi się przydarzało .
W końcu ktoś wypowiedział tę oczywistość "Królestwo moje nie jest z tego świata". Dążenie do sukcesu w rozumieniu ludzkim i oddanie się Bogu są fundamentalnie sprzeczne i nie do pogodzenia! Nie można jednocześnie chcieć się przypodobać Bogu i światu, to po prostu nie jest możliwe!!! Trzeba się zdecydować!!! Rezygnacja ze swoich ambicji i pragnień nie jest łatwa, nikt nie tęskni za upokorzeniem. Gdybyśmy się jednak na to zgodzili, demon miałby ciężki orzech do zgryzienia.
P. Aleksandra stwierdziła bez przekonania, że Bóg może wynagrodzić gotowość oddania się mu w całości np przez awans na przełożoną albo coś w tym rodzaju. Myślę jednak, że nie należy na to liczyć.
Tak więc drogi potencjalny czytelniku jeśli oddałeś swą przyszłość Bogu, a nie tylko żaden z twoich problemów się nie rozwiązał, lecz także zostałeś wpuszczony w kanał przez podążenie za czymś, co wziąłeś za natchnienie Ducha Św. to wiedz, że to jest NORMA i nie jesteś sam w tym doświadczeniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz