wtorek, 13 września 2022

O "Jezuitach" Malachi Martina

Przeczytałam w końcu The Jesuits Malachi Martina. Autor był co prawda postacią niejednoznaczną, ale dysponował - jak się zdaje - pewną wiedzą insiderską. Książka powstała w latach 80-tych opisuje transformację zakonu jezuitów i jego wojnę z 3 kolejnymi papieżami. Lektura bardzo wciągająca, choć fakty przerażają. Nie sadzę, żeby od czasu napisania książki coś się zmieniło na lepsze. Czytelnik dowiaduje się, że od czasu generała Pedro Arrupe, którego papież Jan Pawel II usunął ze stanowiska, zakon określił swoją misję jako wprowadzanie sprawiedliwości społecznej na świecie.

Nie chce mi się tego komentować, ani relacjonować, zainteresowanych odsyłam do źródła (jest polski przekład pt Jezuici). Powiem tylko tyle - wszystko, co szokuje w wypowiedziach papieża Franciszka i jego współpracowników już tam jest opisane jako "jezuicki mainstream" Jak bardzo byliśmy chronieni w naszym przytulnym zakątku świata przez te wszystkie lata! Teologia wyzwolenia wydawała się jakąś egzotyczną ekstrawagancją podobnie jaki bracia Cardenal SJ w rządzie nikaraguańskiej junty. Tymczasem nawet dzisiejsi jezuici są bardziej sojusznikami marksizmu niż katolickimi duchownymi. Zastanawiam się jak to jest możliwe, że międzynarodowa organizacja działająca także w krajach satelickich ZSRR zignorowała wiedzę z pierwszej ręki o tym czym marksizm jest w praktyce. A może polscy delegaci położywszy ruki po szwam milczeli na wszystkich zgromadzeniach, żeby nie narazić współbraci na dysonans poznawczy, albo za słabo znali języki obce?

Wniosek jest jeden: ilekroć słyszymy jakąś haniebną wypowiedź Mądela, Kramera, Oszajcy czy innego Obirka nie dziwmy się, że mogłaby paść równie dobrze z ust Urbana. Dzisiejsi jezuici są mu ideowo bliżsi niż przeciętnemu katolikowi, o św. Ignacym z Loyoli nie wspominając. Nie dziwi też jad z jakim wspominają Jana Pawła II, w końcu to on podniósł rękę na urząd ich umiłowanego przywódcy, potępił teologię wyzwolenia i przyczynił się do obalenia komunizmu w naszym regionie! 

Nie wiem jak radzą sobie w zakonie ludzie wierzący. Nie przyznają się? Zeszli pod ziemię? Jeśli tacy jeszcze istnieją, nie zazdroszczę im!

P.S.

Wiele lat temu jezuicki periodyk Życie Duchowe zamówił u mnie artykuł (o samotności jako czymś tam), który następnie odrzucił jako niezgodny z antropologią chrześcijańską. W kontekście książki Malachi Martina brzmi to wybitnie humorystycznie. (Artykuł jest publikowany jako pierwszy wpis na tym blogu w 2010 roku)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz