Jestem tak śmiertelnie zmęczona i tak bardzo nie widzę wyjścia z sytuacji, że przychodzą mi do głowy myśli, które w takich okolicznościach zwykle się pojawiają. Swoją drogą sam język sugeruje, ze te myśli jakby same przychodziły albo się pojawiały bez naszego udziału. To nie my myślimy te myśli tylko ktoś nam je podsuwa.
Opowiem więc o pewnym wglądzie, który stał się moim udziałem.
W dawnych czasach, wiele lat przed kryzysem wieku średniego kiedy byłam jeszcze młoda miałam zwyczaj przychodzenia na adorację do Kościoła Dominikanów, która wtedy odbywała się w Kaplicy bł. Czesława. Niejedno wgłębienie uczyniłam kolanami w klęczniku w owym czasie. Tego dnia jednak dopadły mnie myśli samobójcze (nie na tyle poważne, żebym coś sobie zrobiła, ale wystarczająco, żebym zamiast swoim życiem zajmowała się pragnieniem śmierci). Klęczę więc przed Najświętszym Sakramentem i myślę o swoim życiu, perspektywach na przyszłość itp. i to co widzę pogrąża mnie coraz głębiej w ciemność. Perspektyw nie ma, nic się nie zmieni Bóg mi nie pomoże, skoro dotąd tego nie zrobił i tak dalej, a wszystko doskonale logiczne i prawdziwe. nie ma ani jednego słabego punktu, a ja nie znajduje żadnego kontrargumentu, nie przypominam sobie żadnego doświadczenia którego mogłabym użyć, aby się bronić.
W pewnym momencie przyszła mi do głowy myśl, ze owo pragnienie śmierci jest wyłącznie na poziomie umysłu, bo gdyby ktoś mnie teraz napadł i chciał zabić, to moje ciało wiedziało by co robić - broniłabym się ze wszystkich sił.
Któż więc mógłby chcieć mojej śmierci? Tylko ktoś, kto mnie bardzo nienawidzi i chce zniszczyć. Wielu ludzi nienawidziło mnie i chciało zniszczyć, a ja nie miałam nigdy żadnych wątpliwości, że nie należy im na to pozwolić.
Czysta zdrowa przekora - a takiego s...synu!!! Może nie mam żadnych perspektyw, może nic się nigdy nie zmieni, ale nie będę ułatwiać zadania komuś, kto mnie nienawidzi!!!Wiele, wiele lat później ujęłam to tak - być może ja przegrałam wszystko co było do przegrania w tym życiu, ale ty zostałeś pokonany pod krzyżem i nic ci nie pomoże.
Można kręcić nosem na taki argument, ale mi z braku czegoś lepszego zupełnie wystarcza.
Innym razem spowiednik podsunął mi myśl, że ohydne, całkowicie niezrozumiałe i irracjonalne zachowania innych ludzi wobec nas też można interpretować jako atak nieprzyjaciela rodzaju ludzkiego i dodał, że gdyby ich zapytać, dlaczego tak się zachowują nie umieli by tego wyjaśnić.
Ciary przeszły mi po plecach, bo rzeczywiście coś takiego kiedyś zrobiłam - zapytałam nieznanego młodzieńca, który mnie wyzywał, dlaczego właściwie to robi i doczekałam jedynie niezbornych półzwierzęcych dźwięków i odwracania ze wstydem głowy.
Tak więc nie tylko estetyka może być pomocna w życiu, jak chciał Herbert, ale także nauka Kościoła Katolickiego w kwestii bytów duchowych nieprzyjaznych człowiekowi (mówiąc oględnie)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz