Jest pewien niepokojący aspekt sprawy księdza Charamsy.
Człowiek ten przez 13 lat fantastycznie funkcjonował w Kościele. W Polsce studiował tylko 2 lata, potem studia za granicą, kariera, wysokie stanowiska w młodym wieku. Pytanie, które nie ja jedna sobie zadaję brzmi: jakim swoim cechom, przymiotom, talentom zawdzięczał tak szybki awans? Czy była to sprawność intelektualna czy też "orientacja seksualna"? Jak to możliwe, że facet, który jest sekretarzem w Kongregacji Nauki Wiary i wykłada na dwóch papieskich uniwersytetach może być czynnym homoseksualistą i żyć w związku z kochankiem?
Przecież ktoś musiał tego człowieka formować, spowiadać i zdawać sobie sprawę z kim ma do czynienia. Ktoś go krył i pomimo jego skłonności - albo raczej z ich powodu - promował. Ta prosta konstatacja prowadzi do oczywistego wniosku, że nie mamy do czynienia z jednym ks. Charamsą tylko ich łańcuchem. Pierwsze ogniwa ewidentnie działają w kraju i namierzają takich "obiecujących" młodzieńców, po czym kierują ich na szybką ścieżkę kariery. Na studiach za granicą przejmują ich kolejne ogniwa łańcucha i pomagają się zagnieździć w najważniejszych urzędach watykańskich i papieskich uniwersytetach.
Jaki procent wysokich stanowisk w Kościele jest obsadzony takimi ludźmi? Czy większość? Przecież stosunkowo łatwo byłoby prześledzić, kto promował tego nieszczęśnika i go krył. Nie jest szczególnie trudne dotrzeć do osób odpowiedzialnych za formację kleryków w seminariach, w których studiował. To tylko kwestia woli oczyszczenia Kościoła z ludzi rozwalających go od wewnątrz. Dlaczego brak takiej woli? Czy homo lobby jest już najpotężniejszą siłą w Kościele?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz