W czasach kiedy jeszcze słuchałam radiowej dwójki raz po raz serwującej odbiorcom - między wspaniałą muzyką - wspomnienia Żydówek ukrywających się przed Niemcami w czasie okupacji, zostałam pozytywnie zaskoczona opowieścią jednej z nich. Była wtedy małą dziewczynką i matka ukrywająca się na wsi zataiła fakt jej istnienia przed gospodynią. Po pewnym czasie rzecz wyszła na jaw, matka poleciła córce udawać modlącą się chrześcijankę i tym zmiękczyła serce chłopki. Autorka stwierdziła w pewnym momencie swoich wspomnień, że został jej w pamięci ów zapach ludzi trudniących się pracą fizyczną i ich prostego jedzenia.
To stwierdzenie wydało mi wtedy dziwne. Nie wiedziałam jeszcze, że "ocaleni z holokaustu" to wyłącznie ludzie zamożni, wykształceni i zasymilowani. Żydowska biedota - chasydzi - nie mieli najmniejszych szans na przeżycie. W pierwszej kolejności wyłapywani przez żydowską policję w getcie wysyłani byli do obozów w myśl hasła "motłoch musi zginąć". Gdyby nawet udało im się uciec natychmiast zdradziłby ich charakterystyczny wygląd i nieznajomość języka polskiego. Żydowskie elity gardziły nimi i wstydziły się, bez żalu płacąc ich życiem za własne. Podobny stosunek (z domieszką lęku) miały zapewne do polskich chłopów - ludzi ubogich, ciężko pracujących i pobożnych. Autorka wspomnień czytanych w dwójce zapewne po raz pierwszy w życiu zetknęła się z prostymi ludźmi trudniącymi się pracą na roli. Ku swemu zaskoczeniu przekonała się, że to nie żadne egzotyczne, krwiożercze bestie, tylko istoty ludzkie - w przeciwieństwie do żydowskich elit - gotowe ryzykować życiem dla ratowania innych. Zapach potu i prostej strawy oznaczał odtąd bezpieczeństwo.
Ten szczegół wskazuje na to, że te konkretne wspomnienia nie były mistyfikacją stworzoną w celach merkantylnych. Autorka niewiele zarobiłaby pisząc ciepło o polskich chłopach, gdyż są szczególnie znienawidzeni przez elity lewicowe, które brzydzą się ubóstwem, pracą fizyczną i pobożnością. Wszystkie rewolucje zresztą chłopów mordowały bezwzględnie i brutalnie, żeby wspomnieć Vandeę, odkułaczanie i hołodomor. W mojej ulubionej kolędzie (Mizerna cicha) śpiewamy "hej ludzie prości, Bóg z wami gości". Doświadczenie często to potwierdza.
Wczoraj znalazłam na wPolityce omówienie artykułu amerykańskiej pisarki i poetki Danushy V. Goski na łamach izraelskiego dziennika "Haaretz" . Zamieszczam kilka fragmentów:To stwierdzenie wydało mi wtedy dziwne. Nie wiedziałam jeszcze, że "ocaleni z holokaustu" to wyłącznie ludzie zamożni, wykształceni i zasymilowani. Żydowska biedota - chasydzi - nie mieli najmniejszych szans na przeżycie. W pierwszej kolejności wyłapywani przez żydowską policję w getcie wysyłani byli do obozów w myśl hasła "motłoch musi zginąć". Gdyby nawet udało im się uciec natychmiast zdradziłby ich charakterystyczny wygląd i nieznajomość języka polskiego. Żydowskie elity gardziły nimi i wstydziły się, bez żalu płacąc ich życiem za własne. Podobny stosunek (z domieszką lęku) miały zapewne do polskich chłopów - ludzi ubogich, ciężko pracujących i pobożnych. Autorka wspomnień czytanych w dwójce zapewne po raz pierwszy w życiu zetknęła się z prostymi ludźmi trudniącymi się pracą na roli. Ku swemu zaskoczeniu przekonała się, że to nie żadne egzotyczne, krwiożercze bestie, tylko istoty ludzkie - w przeciwieństwie do żydowskich elit - gotowe ryzykować życiem dla ratowania innych. Zapach potu i prostej strawy oznaczał odtąd bezpieczeństwo.
Ten szczegół wskazuje na to, że te konkretne wspomnienia nie były mistyfikacją stworzoną w celach merkantylnych. Autorka niewiele zarobiłaby pisząc ciepło o polskich chłopach, gdyż są szczególnie znienawidzeni przez elity lewicowe, które brzydzą się ubóstwem, pracą fizyczną i pobożnością. Wszystkie rewolucje zresztą chłopów mordowały bezwzględnie i brutalnie, żeby wspomnieć Vandeę, odkułaczanie i hołodomor. W mojej ulubionej kolędzie (Mizerna cicha) śpiewamy "hej ludzie prości, Bóg z wami gości". Doświadczenie często to potwierdza.
W mojej książce zbadałam, jak ludzie mówią o Holokauście, jego ofiarach i sprawcach. Wielu, ale nie wszyscy z tych, z którymi rozmawiałam mówili o Polakach zupełnie inaczej niż o Niemcach. Odnośnie Polaków używa się słownictwa trzewnego, z widocznymi odniesieniami do świata zwierząt. Np. w pamiętniku Fanii Fenelon z Auschwitz pod tytułem „Gra na czas”. Fenelon pisze, że Polacy wykazują „szczególnie niepokojące” bestialstwo; są „potworami”, „świniami”, „sukami”, „szkodnikami”
Fenelon opisuje jednego z nazistowskich oficerów: „Boże, jaki był przystojny. Tak przystojny, że dziewczyny instynktownie uruchamiały dawno zapomniane odruchy z innego świata, i palcami poprawiały rzęsy, gryzły usta, by nabrzmiały oraz poprawiały spódnice i koszulki. Pod spojrzeniem tego człowieka znów poczuły się kobietami. Ten nazistowski oficer z lekkością i nieporównywalnym stylem nosił swój mundur. Śmiał się i żartował świadomy swojego uroku”. Tak Fenelon opisała Dr. Josefa Mengele
"W ten sposób to nie niemieccy naziści tylko prości polscy chłopi stali się wzorem zbrodniarza Holokaustu. Łatwiej jest bowiem zaakceptować, że prości chłopi mordowali Żydów niż, że czyniły to światłe, postępowe, laickie i nowoczesne elity niemieckie, które przecież niemal niczym nie różnią się od dzisiejszych światłych, zachodnich elit"—twierdzi Goska.
Według niej nazizm i naukowy rasizm nie wyrosły bowiem z wiosek ani kościołów. Tylko z uniwersytetów, miejsca które „miało zrobić z nas wszystkich lepszych ludzi.
Herbert twierdził, że "estetyka może być pomocna w życiu, nie należy lekceważyć nauki o pięknie", ale zupełnie nie przewidział, że argument estetyczny rozstrzygnie kwestię kto jest winien eksterminacji Żydów. Jakie szanse ma polski chłop trudzący się od świtu do nocy w pocie czoła w zestawieniu z zabójczo (w sensie dosłownym) przystojnym dr Mengele w mundurze od Hugo Bossa?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz