Sytuacje kryzysowe coś nam zwykle pokazują i nie jest to coś, co chcielibyśmy zobaczyć. Z drugiej strony zdrowiej jest znać prawdę niż żyć w złudzeniach, nawet przyjemnych.
Pandemia jeszcze się u nas nawet nie zaczęła, a Church of Cool już poszedł się czochrać (copyright by R. Ziemkiewicz). Church of Cool jak sama nazwa wskazuje adresowany jest wyłacznie do cool (young) people i celem ich "przyciągnięcia" posługuje się cool, profesjonalnie zrobionym przekazem. Najbardziej charakterystycznym przedstawicielem wydaje mi o. Adam Szustak OP ze swoimi ewangelizacyjnymi (?) videoclipami. Żeby była jasność - nie znam człowieka i nic do niego nie mam. Jego obrona Marcina Zielińskiego dość mnie zdegustowała, podobnie jak jawne promowanie jednego z kandydatów w wyborach prezydenckich i karkołomne usprawiedliwianie jego dość dziwnych, jak na katolika, poglądów. Nie wykluczam jednak, że o. Szustak jest świętym zakonnikiem, albo się nim z czasem stanie.
Rzeczony kaznodzieja internetowy razu pewnego wyłuszczył kto powinien nawracać (mówić o Bogu/świadczyć/ewangelizować) otóż musi to być ktoś cool z odpowiednim kręgiem znajomych, czy też wspólnotą, gdzie wszyscy są cool, dzięki czemu nowo pozyskany zobaczy, że wiara w Boga jest cool, choć zawsze myślał, że to obciach. Ten wątek - tzn zawstydzenie "obciachowością" wielu wiernych - jest zresztą bardzo często eksploatowany w nauczaniu zakonu kaznodziejskiego. Obciachowość jest w Church of Cool grzechem najcięższym, nieprzebaczalnym w przeciwieństwie do zabójstwa, cudzołóstwa czy świętokradztwa.
Oglądałam niegdyś fragment rekolekcji pod wdzięcznym tytułem Wilki dwa prowadzonych przez o. Szustaka z jakimś nawróconym muzykiem. W duszach obu prelegentów walczyły tytułowe wilki dwa czarny i biały. Zasadniczym przekazem było: jesteśmy cool (w czasach mojej młodości mówiło się równi). Po kilku minutach miałam dość podziwiania tej głębi...
Jeżeli o.Szustak lub inny duszpasterz rzeczywiście jawi się cool w oczach swojego targetu, to pół biedy. Zdecydowanie gorzej jest jeżeli za wszelką cenę pragnie jego akceptacji i usiłuje ją zdobyć dystansując się od tego, co powinien głosić i od tych, którzy - przynajmniej teoretycznie - są w tej samej drużynie...Problem z takimi ludźmi polega na tym, że bycie cool jest dla nich zdecydowanie ważniejsze niż wszystko inne, jak np wyznanie, stan życia czy przynależność (formalna) do wspólnoty... Oni przede wszystkim przynależą ponad podziałami do towarzystwa ludzi cool, rozumnych, światłych, na pewnym poziomie czy jak go zwał.
Bardzo charakterystyczne jest propagowanie agendy Sorosa przez niektórych dominikanów, którzy przecież muszą zdawać sobie sprawę, w czym biorą udział. Czyste virtue signalling ponad głowami "obciachowych" wiernych w stronę lewicowo-liberalnych salonów...
Sytuacja taka jak dziś bezlitośnie obnażą pustkę takiego Kościoła, jego całkowitą nieadekwatność i oderwanie od korzeni. Odrzucenie (faktyczne, choć nieoficjalne) depozytu wiary, obśmianie go jako obciachu zostawia nas bezbronnymi nawet wobec wirusa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz