Końcówka kwietnia i początek maja upływają mi pod znakiem opuchniętych i zdrętwiałych kończyn (skutek uboczny remontu) oraz konfrontowania się z ludźmi, z którymi wolałabym nie mieć nic do czynienia.
Chcąc nie chcąc musiałam uświadomić sobie, że mając lat 55 będę przez pozostałe dni mego życia w coraz większym stopniu narażona na kontakt z pokoleniami obecnych młodych dorosłych, nastolatków i dzieci. Ba, może się zdarzyć, że będę od nich zależna. Na samą myśl oblewa mnie zimny pot. Nie mając nadziei, że można ich zmienić postanowiłam zmienić swoje nastawienie poprzez modlitwę. W moim przypadku modlitwa na ogół prowadzi do konkretnych akcji, na które nie mam najmniejszej ochoty.
Tym razem była to konfrontacja (nie pierwsza zresztą) z sąsiadką z góry - jedną z młodych osób wynajmujących mieszkanie po zmarłym przed kilku laty alkoholiku. Jest to głośna, niezbyt lotna i bardzo okrągła osoba. Przy pierwszym spotkaniu zrobiła na mnie wrażenie dość poczciwej, choć zaskoczyła mnie próbą obrażenia mnie w pozornie pojednawczej rozmowie. Na moje stwierdzenie, że jestem w wieku zbliżonym do jej mamy oznajmiła ze śmiechem, że jej mama raczej by się obraziła na takie porównanie. Uznałam to za objaw nieokrzesania i braku subtelności.
Mieszkanie po alkoholiku było gruntownie remontowane po jego śmierci, m.in usunięto warstwę izolacji akustycznej pod klepkami podłogi i położono tzw. panele, które zamieniły ją w pudło rezonansowe. Właściciele nawet nie zakupili dywanów, chodników czy mat, aby ów efekt nieco wytracić. Najemcy nie uznali za stosowne wykosztować się nawet na filcowe podkładki pod meble. Całą dobę jestem więc zmuszona wsłuchiwać się w szuranie meblami i innymi ciężkim przedmiotami tupanie i głośne nawoływania się. Co gorsza okrągła panienka zainwestowała w tzw. stepper tzn. urządzenie do biegania w miejscu i łomocze mi nad głową godzinę dziennie między 21 a 22. Na moje stwierdzenie, że to dla mnie uciążliwe odpowiada, że nie ma jeszcze 22. Nie znaczy to, że po 22 powstrzymuje się od przesuwania sprzętów i grzmocenia ciężkimi przedmiotami. Ileś tak sms-ów wysłanych w tej sprawie ma skutek dość ograniczony.
Z najwyższą niechęcią więc staję do konkretnej konfrontacji. Dzwonię i odsuwam się 2 metry od drzwi. Otwiera mi okrągła niunia w modnym stroju do ćwiczeń mocno spocona, a w tle majaczy jej chuda współlokatorka, która raz po raz wcina się do rozmowy.
W odpowiedzi na moje oświadczenie, że nie mogę znieść wieczornego, godzinnego tupania nad głową dowiaduję się że:
- to nie ja decyduję jakie ćwiczenia ona ma wykonywać
- zainwestowała w stepper i musi go używać
- na lepszą matę jej nie stać
- biegać na bieżni pod blokiem nie będzie, bo się boi
- to ja jestem problemem, bo wysyłam sms-y w reakcji na jej nocne łomoty
- potrzeba biegania w miejscu jest równie ważna jak odpoczynku, a nawet ważniejsza
- problemem jest moja (kolejna) interwencja, a nie jej tupanie
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz