poniedziałek, 16 grudnia 2024

Problem jako centrum wszechświata

Zwrócono mi dzisiaj uwagę, że brak pracy (tzn najemnej, czyli "zatrudnienia") kładzie się cieniem na całe moje życie. Nawet kiedy idę do parku na spacer, myślę o tym. Nie mogę się zrelaksować, ani zrobić czegoś miłego dla siebie bez ciągłego mielenia w głowie tego tematu. Bardzo to było celne spostrzeżenie!

Tak jestem ukształtowana, że zawsze znajduje sobie jakiś dyżurny problem, który staje się centrum mojego wrzechświata. Wszystko wokół niego krąży. Nie ma zadnej dziedziny życia wolnej od tego balastu. 

Kiedy byłam nastolatką była to nadwaga urojona (ściślej mowiąc wmówiona mi przez "życzliwych"). Ten szkodliwy absurd zabrał mi calą radość życia. Nigdy nie jadłam posiłku bez liczenia kalorii. Na wszystkich imprezach urodzinowych (w tym 18-kach) nawet nie próbowałam przygotowanych przez utalentowane mamy koleżanek frykasów, bo katowałam się jakąś idiotyczną dietą. Ruchu na świeżym powietrzu też nigdy nie zażywałam dla przyjemności tylko celem "spalenia kalorii". Sprawianie sobie nowych ciuchów nie wchodziło w rachubę, bo czekałam, że kiedyś przecież schudnę i dopiero wtedy o tym pomyślę. Uwewnętrzniłam pogląd swoich wrogów, a nawet przebijałam ich we wrogosci wobec własnego ciała, przy czym zupełnie ignorowałam opinie ludzi nie uprzedzonych...

Nawet łaziłam po przychodniach (zaliczyłam tygodniową obserwację w szpitalu na oddziale endokrynologicznym) i żarłam toksyczne pigułki bardzo źle wpływajace na mój nastrój... Kiedyś w poczekalni mama jakieś młodej pacjentki wyraziła szczere zdziwienie moją obecnością w tym przybytku. Była zdania, że taka ładna i zgrabna dziewczyna jak ja to raczej rzadkie zjawisko i czego własciwie tutaj szukam. Teraz przyznaję jej rację całym sercem, po ponad 40 latach... Wtedy opinia prostej kobiety, raczej mnie poirytowala...

Po studiach problem dyżurnym stalo się usamodzielnienie... Nawet nie chce mi sie o tym pisać... Zawsze zadziwiała mnie odpowiedź Boga na moje modlitwy. Wydawała mi sie zaskakujaco "nie na temat". Ja ślę rozpaczliwe modlitwy o możliwość wyprowadzenia się z domu, a Pan Bóg odpowiada mi listem od przyjaciółki i okazją do spotkania. Bardzo miłe, nie powiem, ale przecież nic nie posuwa w rozwiązaniu MOJEGO PROBLEMU!!!

Pod koniec października czułam wyraźny niepokoj w związku z ogloszeniem o pracę w biurze konserwatora wojewódzkiego. Mialam nie składać tam podania po raz piętnasty, bo wiedziałam z góry jaki będzie wynik (nie pomylilam się). A tu niepokój i niepokój, więc pociągnęłam sie niechętnie i spotkałam prosperującą koleżankę z liceum, wokalistkę w zespole muzyki dawnej, która wręczyłam mi zaproszenia na koncert. Niestety pochorowałam się i nie poszłam...

Znowu ta dziwna odpowiedź - ja proszę o pracę, a dostaję zaproszenia na koncert, jak nie przymierzając Daniel w jaskini lwów, który zamiast uwolnienia dostaje polewkę Habakuka!!!

Czyli problem "zatrudnienia" jest fikcyjny? Z tym jestem gotowa się zgodzić, ale brak dochodów jest jak najbardziej realny! A może pewne rzeczy można uzyskać jedynie mimochodem, nie zabiegając o nie? Slyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że "możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, pod warunkiem, że tego nie pragniesz". Nie wiem czy to prawda, ale coś w tym jest.

Pamiętam jak w młodości martwilam się jak pogodzę karierę zawodową z małżeństwem i rodziną. Wyobrażałam sobie wtedy, że jako archeolog będę ciągle jeździć na wykopaliska i jak wychowam na ludzi moje dwie córki i dwóch synów? (Widziałam ich czworo oczyma wyobraźni jak żywych). Pan Bóg uwolnil mnie od tego dylematu. Nie tylko nie zrobiłam żadnej kariery, ale nawet nie mam pracy, a za mąż nigdy nie wyszłam. Latami zastanawiałam sie dlaczego. Teraz skłonna jestem mysleć, że tak po prostu musialo być zważywszy mój "wkład własny". Można to nazwać "powołaniem", obciążeniem" lub "specyfiką" jak kto woli.

Tak więc po raz kolejny widzę jasno, że myśli Boga nie są myślami naszymi, a jego drogi tym bardziej. Z upodobaniem pozbawia nas tego, na czym budujemy nasze poczucie własnej wartości lub bezpieczeństwa. Uwalnia nas od balastu, a my zamiast wzlecieć ku górze z całych sił usiłujemy go odzyskać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz