Tym wulgarnym określeniem nazywam ludzi obu płci niezdolnych do wyższych uczuć, ale za to nadzwyczajnie biegłych w kokietowaniu, uwodzeniu i ogólnie manipulowaniu, Zarzekałam się, że nie poświęcę tym zakałom rodu ludzkiego ani pół słowa, ale po namyśle stwierdziłam, że istnieje zjawisko, więc jego opis także powinien być dostępny.
Z pewną dopuszczalną dozą manipulacji mamy do czynienia w wychowywaniu dzieci, panowaniu nad grupą w zawodach , które tego wymagają i w pewnych sytuacjach, kiedy jawne okazanie swoich intencji byłoby niebezpieczne. Wyobrażam sobie sytuację kiedy ktoś słabszy jest zagrożony przez silniejszego i nie może mu się przeciwstawić wprost, więc ucieka się do pewnego rodzaju podstępu. Mogę to łatwo zrozumieć i usprawiedliwić.
Podobnie z sytuacją, kiedy kobiecie podoba się określony mężczyzna, a kulturowo jest nie do przyjęcia, żeby to ona pierwsza jawnie okazała zainteresowanie, więc chcąc nie chcąc musi zastosować bardziej subtelne środki. (Od razu mówię, że sama słabo się w tej materii rozeznaje, gdyż nie ćwiczyłam się za młodu, wychowana w błędnym przekonaniu, że to mężczyźni pełni są inicjatywy.) Oczywiście mam na myśli przypadek, kiedy chodzi o rzeczywistą relację, a nie zaliczanie kolejnych obiektów w stylu Anusi Borzobohatej kręcącej fartuszkiem i strzygącej oczami obwieszczając raz po raz, że kolejny nieszczęśnik "pogrążon". Sienkiewicz sam miał ochotę ukatrupić tę niepoprawną kokietkę, co też zrobił - jak sobie wyobrażam - z pewną satysfakcją.
Z drugiej strony pewna moja znajoma z Ukrainy zaprawiona w kokieterii od młodego wieku twierdzi, że bez niej żadna relacja damsko-męska po prostu nie powstanie. Być może tak jest, z perspektywy mojego doświadczenia brzmi bardzo prawdopodobnie. Nie będę więc drążyć tematu zjawiska kokieterii, tylko jej niewłaściwego użycia.
Wszystkie kobiety biegłe w tej materii, które miałam nieszczęście znać, używały swoich manipulacyjnych sztuczek nie tylko aby pozyskać mężczyznę, na którym im zależało, ale wobec wszystkiego co się rusza aby stać się środkiem mikrokosmosu w którym jakiś złośliwy demon je postawił. Jak wygląda rodzina w której matka jest kimś takim szkoda się wypowiadać. Drogi potencjalny czytelniku użyj wyobraźni. Rozmawiałam niedawno ze swoją klientką 60-letnią kobietą sukcesu - piękną, wykształconą spełniona zawodowo, kochaną zoną, matka 2 udanych, już usamodzielnionych dzieci. Kiedy opowiadała o swojej matce i układach w domu cały jej staranny makijaż popłynął, a ja siedziałam ze szczęką na bruku bo słyszałam swoja historię tylko - odwrotnie niż w moim przypadku - zakończoną happy endem.
Manipulująca k...wa, kiedy udaje przyjaciółkę, bardzo szybko zaczyna traktować swoją ofiarę jak starającego się o nią pośledniejszego absztyfikanta. Ciągle czegoś się domaga jako rzeczy jej należnej (pieniędzy, czasu, pomocy) w najmniejszym stopniu nie czując się zobowiązana do zrewanżowania się tym samym. Przypuszczam, że wyobraża sobie, ze znajomość z nią jest zaszczytem, za który jej ofiara nie wypłaci się do końca życia.
Jest to coś niewymownie ohydnego, o czym nawet nie mam ochoty pisać, ale istnieje coś jeszcze gorszego a mianowicie męska odmiana tego paskudztwa. Taki osobnik kokietuje kobiety dokładnie tak jak Anusia Borzobohata mężczyzn, pogrąża kolejne naiwne, które wyobrażają sobie, że właśnie są na drodze do zbudowania trwałej relacji i tzw. "urządzenia sobie życia". Męska manipulująca k...wa nie dąży do skonsumowania swoich podbojów, gdyż satysfakcję większą od seksualnej czerpie z udanego emocjonalnego oszustwa. Być może także dlatego, że w gruncie rzeczy nie jest mężczyzną i nie tylko brak jej uczuć, ale nawet popędów zwykle mu przypisywanych.
Mimo głębokiego obrzydzenia, którym napełniają mnie MK obu płci dopuszczam wyjaśnienie, że cierpią na rodzaj nerwicy, przymus sprawiania, by wszyscy się w nich zakochiwali jako formę kontroli nad innymi ludźmi, a pośrednio nad swoim życiem.
Mam nawet pomysł na wyleczenie ich - zesłanie na bezludną wyspę, gdzie będą jak pasożyt bez żywiciela. Zdechną albo się przestawią.
P.S.
Gwoli ostrzeżenia, jeśli słyszymy lub widzimy, że ktoś jest kochany i podziwiany przez wszystkich w swoim otoczeniu miejmy się na baczności, a najlepiej wiejmy stamtąd z wrzaskiem zanim wyciągnie po nas swoje lepkie macki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz