Pisałam ostatnio co nieco o dopuszczalności pedofilii w świętych tekstach (i nie tylko) różnych religii. Wszystko na to wskazuje, ze Chrześcijaństwo jest wyjątkiem takich praktyk nie dopuszczając (minimalny wiek zamążpójścia w średniowieczu dla dziewczyny to 12, a w uzasadnionych przypadkach 18 lat).
Cały ten przegląd jednak dał mi do myślenia. Niepokoi mnie ten powszechny konsensus - mężczyzna ma prawo używać dziecka wbrew naturze. Czy to także ślad czegoś, co nazwałam myśleniem pierwotnym? Czy tak właśnie myśli człowiek, który z cywilizacyjnym wpływem Chrześcijaństwa się nie zetknął? Wszystko na to wskazuje, że tak, co więcej w obrębie jego oddziaływania istnieją ludzie ten pogląd wyznający, tylko nie mogą się zbyt ostentacyjnie z nim obnosić. Moje własne doświadczenie to, niestety, potwierdza.
Byłam typowym PRL-owskim dzieckiem z kluczem na szyi biegającym samopas od pierwszych lat podstawówki. Tylko Aniołowi Stróżowi zawdzięczam, że nic naprawdę strasznego mi się nie przytrafiło. Wyrośnięta jak na swój wiek, zwracałam uwagę wyglądem i niezwykłym kolorem włosów. Wysłuchiwanie komentarzy obcych ludzi - na ogół chamskich - na ten temat było przykrą częścią mojej codzienności. Przezwiska rówieśników nie były szczególnie przyjemne, ale jakoś wytłumaczalne. Co szokuje mnie do dziś dnia, to ilość tekstów o zabarwieniu seksualnym pochodzącym od dorosłych mężczyzn skierowanych do 7, 8, 9 letniej dziewczynki. Często wtedy ich nie rozumiałam, moja niewinność mnie chroniła, ale intuicyjnie czułam, że to coś paskudnego. Przy czym nie mam na myśli zboczeńców grasujących w pobliżu szkoły i prezentujących swoje genitalia tylko tzw. normalnych mężczyzn - nie wolnych od seksualnych apetytów na widok ładnej dziewczynki, ale wyrażających je zastępczo jedynie werbalnie. Gdyby istniało prawne i zwyczajowe przyzwolenie na folgowanie tym apetytom, zapewne oglądalibyśmy i u nas wysyp 8-letnich panien młodych wykrwawiających się na śmierć w noc poślubną.
Praca cywilizacyjna 20 wieków Chrześcijaństwa oszczędziła nam tego, ale myślenie pierwotne nie znikło, tylko zeszło do podziemia.
Podobnie rzecz ma się z systemem kastowym - w Indiach oficjalnym - w pozostałych częściach świata praktykowanym bez używania tej nazwy, nawet w krajach chrześcijańskich, których konstytucja zapewnia obywatelom równość wobec prawa. Wystarczy poobserwować grupę dzieci w wieku przedszkolnym lub wczesnoszkolnym i wyżej. Jak hierarchicznej struktury natychmiast nabiera taka grupa i jak nieprzekraczalne są podziały, które tworzy. Rzecz została świetnie opisana w książce Amandy Craig "Private place", o której już na tym blogu wspominałam, więc nie będę się dłużej rozwodzić.
"Moralność obowiązuję tylko miedzy równymi" jak to zostało trafnie zauważone w "Wojnie Peloponeskiej" i tu jest pies pogrzebany - nie uważamy się za równych. Niektóre różnice są oczywiste - pozycja społeczna, bogactwo, władza. Chyba tylko w społeczności aniołów nie miałyby wpływu na traktowanie obdarzonych nimi jednostek (choć chóry aniołów także mają hierarchiczny układ). Inne niedostrzegalne gołym okiem, a równie oczywiste. Grupa wyznacza jednostce miejsce w stadzie (na podstawie nie wiem czego) i biada, jeśli jej zachowanie do tego miejsca nie pasuje np. ofiara nie pozwoli się dręczyć tylko się odwinie i przyładuje dręczycielowi, albo osoba uznana za gorszą wykaże wyraźną wyższością np. intelektualną.
Jednak dopóki ta pozycja i związane z nią oczekiwania nie są zwerbalizowane, skodyfikowane w systemie prawnym i dziedziczne, jednostka ma szanse się grupie postawić i w sprzyjających okolicznościach wygrać.
Kiedy przyjrzymy się przypadkowi Asii Bibi i sytuacji chrześcijan w Pakistanie w ogóle, to uderza jedna rzecz - są oni traktowani przez muzułmanów dokładnie tak samo jak niedotykalni przez wyższe kasty w Indiach np. nie wolno im pić wody z tego samego źródła, gdyż jako nieczyści mogliby ją skazić. Asia Bibi będąc w lokalnej społeczności na pozycji ostatniej ofiary, od której oczekiwano wyłącznie przepraszania, że żyje i lizania stóp pozostałym członkom stada ośmieliła się zrobić coś co tej pozycji nie pasowało - zaczerpnąć wody z tego samego wiadra, a kiedy stado chciało ją za to ukarać miała czelność bronić siebie i swojej wiary łamiąc kolejne tabu. Prawo oficjalne, poparło niepisane prawo stadne, że ofiara, która wypada z roli ofiary powinna zostać zabita.
Podejrzewam, że Chrześcijanie w Indiach to głównie potomkowie niedotykalnych, dla których konwersja była ucieczką przed systemem kastowym. Wyobrażam sobie jaką ulgą była dla nich świadomość, że przynajmniej w oczach Boga są równi, być może władze brytyjskie też ich jakoś popierały.
Tak a propos władz brytyjskich, słyszałam niedawno, że pewien gubernator stanu Gudżarat (niestety nie pamiętam nazwiska) zabronił zabijania niemowląt płci żeńskiej, palenia wdów na stosie i grzebania żywcem trędowatych. Na zarzut, że ingeruje w miejscowe zwyczaje religijne odpowiedział, że brytyjskim zwyczajem religijnym jest wieszanie tych, którzy mordują niemowlęta, palą wdowy i grzebią żywcem trędowatych, czym zakończył dyskusję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz