Wrocławscy dominikanie wybrali nowego-starego przeora i o.Kozacki - prowincjał - przyjechał, żeby go zainstalować. Wygłosił przy okazji kazanie do ogółu wiernych, które wydało mi się dość niepokojące.
Przy okazji czytania o łuskaniu kłosów w szabat stwierdził, że Jezus dokonał "przewrotu kopernikańskiego" wyprowadzając człowieka z uschłą ręką na środek synagogi, że niejako "zastąpił nim" zwoje Tory (ergo Słowo Boże). Żeby przybliżyć nam rewolucyjność tego czynu stwierdził, że to tak jakby postawić publicznego grzesznika na miejsce tabernakulum. Bóg bowiem nie przyszedł na świat aby mu służono i czczono, ale aby nas "obsługiwać". Zamiast więc oddawania mu zbytecznej czci mamy wpatrywać się w owego nieszczęśnika i (jak mniemam) próbować mu pomóc.
Po pierwsze w rzeczonym fragmencie Ewangelii nie ma mowy o zastępowaniu Boga grzesznikiem. Człowiek z uschniętą ręką potrzebował pomocy i przyszedł do synagogi, modlić się do Boga, który jako jedyny mógł mu tej pomocy udzielić, podobnie tysiące wiernych pielgrzymują do wielu sanktuariów na świecie przemierzając niewiarygodne dystanse, narażając się na koszty, niewygody i niebezpieczeństwa. Człowiek z uschnięta ręką miał szczęście, że trafił na Boga wcielonego, współcześni wierni spotykają go w Eucharystii. Skutkiem są dwa rodzaje cudów - uzdrowienia i zaakceptowania swojego cierpienia (nie mniejszy).
Po drugie Jezus postawił człowieka z uschniętą ręką na środku synagogi, gdyż chciał skonfrontować się z czyhającymi na niego wrogami. Owa konfrontacyjna postawa jest bardzo dla niego typowa (low in agreeableness, jakby go określił Jordan Peterson). Prawda nie podlega negocjacjom ani kompromisom. Leży tam gdzie leży, a nie pośrodku, jak chcą ludzie zgodni. Jezus nie jest ani zgodny ani miły.
Po trzecie przeciwstawienie czci oddawanej Bogu i pomocy człowiekowi jest z gruntu fałszywe. Te aktywności NIGDY nie są dla siebie konkurencją. Każdy kto kiedykolwiek opiekował się kimś starszym, śmiertelnie chorym lub niepełnosprawnym, a przy tym silnie toksycznym, wie, że bez modlitwy i sakramentów wyskoczyłby przez okno po kilku godzinach. Podobnie rzecz się ma z ludźmi potrzebującymi pomocy. Marne byłyby ich szanse, gdyby musieli liczyć wyłącznie na bliźnich. Nawet ludzie pełni dobrej woli po prostu nie są w stanie pomóc w wielu rodzajach cierpienia, choćby wypruli z siebie flaki. Może to zrobić wyłącznie Bóg szczególnie obecny w Eucharystii i działający w czasie.
Nie wydaje mi się możliwe, żeby o. Kozacki tego nie wiedział. Pozostaje więc dla mnie tajemnicą co inspiruje tego rodzaju kazania. Wątek spotkania Jezusa w człowieku cierpiącym, potrzebującym i pogardzanym - niskiego stanu, żebraku, chorym, głodnym, brudnym i mocno nieestetycznym jest często eksploatowany w żywotach świętych. Nie przypominam sobie jednak żadnej legendy, w której to Jezus byłby mordercą, oprychem, gwałcicielem, dziwkarzem, sutenerem, cudzołożnikiem, sodomitą, lichwiarzem, handlarzem niewolników, oportunistą czy cynikiem.
Zastanawiałam jakiego rodzaju grzesznikiem o. Kozacki zastąpi w swoim kazaniu tabernakulum. Wydawało mi się, że się obawia i waha. Poprzestał na rozwódce i złodzieju. Metafora pozostaje dla mnie niejasna.
Swoją drogą bardzo jest ciekawe, że samotne kobiety, nawet te żyjące w czystości i nie powodujące zgorszenia, są w Kościele ledwo tolerowane, a jednocześnie zachęca się wiernych do adorowania i przytulania do serca grzeszników publicznych. Jak wyjaśnić fakt, że kapłani, którzy nie są w stanie zdobyć się na standardowe kulturalne zachowanie wobec niezamężnej kobiety (o życzliwości nie wspominając), unoszą się nad niedolą muzułmańskich uchodźców, homoseksualistów czy rozwodników. Czemu ta płomienna miłość do ludzi jest tak wybiórcza? Przypomina zachowanie toksycznego rodzica, który ma zawsze tysiąc powodów, żeby nie kochać własnych dzieci, a zachwycać obcymi.
Może jestem złym człowiekiem, ale mam podejrzenie, że homoseksualizm jest kluczem do problemu. Homolobby jest rzeczywiście wpływowe i wśród miodopłynnej mowy o miłosierdziu forsuje swoją agendę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz