piątek, 28 grudnia 2018

O nadmiarze "miłości" i deficycie prawdy

O. przeor we wrocławskim klasztorze dominikanów - sławny ze swojej miłości dla tych, co poza Kościołem i niechęci do wiernych - oznajmił na kazaniu w drugi dzień Świąt Bożego Narodzenia, że jesteśmy chrześcijanami dla innych, dla świata. Zważywszy, że jego współbrat o. Marcin Mogielski z tego samego klasztoru twierdzi, że wszyscy ludzie będą zbawieni i to jest ta dobra nowina, którą należy głosić, powstaje dysonans poznawczy. Po co świat ma przez nas poznawać Chrystusa, skoro to w żaden sposób nie zmienia jego szansy na zbawienie (czy raczej pewności zbawienia)?

Weźmy na przykład makabryczną zbrodnię popełnioną w Maroku przed świętami. Oto dwie młode kobiety 24-letnia Dunka i 28-letnia Norweżka wybrały się w "przerwie świątecznej" na górską wędrówkę po jednym z łańcuchów górskich tego kraju (podobno bezpiecznego dla turystów). Na noc rozbijały namiot, cały ekwipunek niosły na plecach. Na zdjęciach widać ładne, roześmiane blondynki w sportowych strojach - młodość, radość życia i ciekawość świata, która je zgubiła. Zostały wielokrotnie zgwałcone, poranione nożem po czym obcięto im - jeszcze żywym - głowy. "Egzekucję" wykonano za pomocą piłowania szyi żywej, wyjącej z bólu, ofiary nożem - mniej więcej tak jak się kroi karkówkę na kotlety. Rzecz została nagrana, a film i zdjęcia, wysłane na konta społecznościowe rodziców, krążyły po internecie.

 24-letnia Dunka Louisa Vesterager Jespersen i 28-letnia Norweżka Maren Ueland; R.I.P. 

Rozumiem, że według o. Mogielskiego sprawcy tego czynu mają zbawienie jak w banku, nawet żal za grzechy nie jest potrzebny (i dobrze, bo szansa znikoma). Natomiast według papieża Franciszka wyrok śmierci na nich  jest niedopuszczalny, bo pozbawiłby ich ludzkiej godności. Ludzka godność ofiar i jej niewiarygodnie bestialskie podeptanie wydaje się mniej ważna.

Jakoś tak jest, że nam ograniczonym ludzkim istotom może nie starczyć miłości dla wszystkich, kiedy mamy ambicje startować w zawodach o puchar miłosierdzia roku albo stulecia. "Miłość" do zwyrodniałych przestępców praktycznie wyklucza troskę o los ich ofiar. "Milość" do muzulmańskich migrantów Sorosa skazuje europejskie kobiety i dzieci na los gorszy od śmierci. Nadzwyczajna sympatia dla komunistów chińskich i wchodzenie z nimi w układy jest podpisaniem wyroku na podziemny Kościół. Całowanie stóp muzułmańskiej więźniarki wyczerpuje tak dalece zasób miłosierdzia medialnego, że nie starcza go na udzielenie azylu Asi Bibi (przecież to wewnętrzna sprawa Pakistanu!).Miłosierdzie dla pederastów wśród kleru wyklucza troskę o ich ofiary itp.

Kardynał Cupich - postępowy protegowany McCarricka - stwierdził (a propos Amoris Laetitia), że sumienie jest głosem Boga. Jeśli tak, to "głos Boga" we mnie mówi, że dla morderców z Maroka nie ma adekwatnej kary na tym świecie. Publiczna egzekucja poprzedzona najokrutniejszymi torturami, jakie można sobie wyobrazić byłaby okazaniem miłosierdzia, bo choć w części mogliby odpokutować za swoje czyny i miałaby efekt odstraszający dla podobnych im monstrów.

"Głos Boga" we mnie domaga się bardzo surowych kar, dla tych wszystkich, którzy nasrali w głowy młodym naiwnym istotom. Jedna z nich na krótko przed  śmiercią zamieściła na facebooku film o szkodliwości stereotypów. Oto biała kobieta patrzy podejrzliwie na brodatego, śniadego muzułmanina, ale widzi ze zdumieniem, że policjanci gonią i łapią białego. I słusznie, bo teczka jego pełna narkotyków, a muślimin wita się z dziateczkami wybiegającymi ze szkoły. Biała kobieta odchodzi zawstydzona swoimi niesprawiedliwymi uprzedzeniami...

Ktokolwiek bierze udział w tego rodzaju propagandzie - globaliści, mainstreamowe media czy Kościół Katolicki wypierający się swej nauki o istnieniu zła - jest współwinny wszystkim nieszczęściom, które spotykają nieszczęsnych pięknoduchów w realnym świecie, dramatycznie odmiennym od lewackiej (lub katolewackiej) utopii.

Prawda jest tym, co nas wyzwala, nawet bardzo nieprzyjemna prawda, że zło istnieje i toczy nieustanną wojnę duchową z dobrem. "Veritas" jest też hasłem zakonu kaznodziejskiego o ile dobrze pamiętam. W związku z tym mam prośbę do wszystkich synów św. Dominika. Ustalcie drodzy ojcowie, co KK uważa za prawdę i tego się trzymajcie w publicznych wystąpieniach. Własne poglądy, sprzeczne z nauczaniem Kościoła, zachowajcie dla siebie i ewentualnie współbraci, jeśli są zainteresowani.

Z poważaniem
Wilhelmina



czwartek, 27 grudnia 2018

O świątecznych kazaniach u wrocławskich dominikanów

Powstrzymywałam się ostatnio od recenzowania wrocławskich dominikanów w ramach ascezy adwentowej, ale kazanie o. przeora w drugi dzień świąt przelało kielich goryczy.

Było ono zasadniczo oparte na zaleceniu pewnego prowincjała (o.przeor nie pamiętał jego imienia) do współbraci : "jeżeli nie kochacie świata, to nie nauczajcie go, lepiej głoście kazania do siebie nawzajem" czy jakoś tak. Ojciec przeor zaprezentował siebie jako tego, kto słucha argumentów strony przeciwnej życzliwie, jako przykład podał swoją posługę w Petersburgu, gdzie przychodziło do klasztoru mnóstwo ludzi dalekich od Kościoła i jego zadaniem była rozmowa z nimi. Potem zaś był w innym klasztorze, gdzie bracia pochodzili z wielu kontynentów i mieli różne poglądy - także teologiczne - i też należało się życzliwie wsłuchiwać w ich argumenty. (Czy nauka Kościoła Katolickiego nie obowiązuje na wszystkich kontynentach tak samo?)

Wszystko to bardzo pięknie, ale skąd w tak cierpliwym i pełnym miłości zakonniku tyle upierdliwości i poczucia wyższości, kiedy zwraca się do wiernych obecnych na mszy? Wtedy ta  słynna "miłość", o której tyle słyszymy, w tajemniczy sposób wyparowuje (a może jej nie starcza?).

Na pasterce usłyszeliśmy, że świat nie wydaje się zbawiony, bo źli ludzie chcą stawiać mury na granicach i szukają wszędzie wrogów (w przeszłości szukali przyjaciół, a teraz moda się zmieniła).

Drogi Ojcze-Przeorze-Pełny-Miłości-do-Świata-z-Wyjątkiem-Wiernych-w-Kościele jest gorzej! Jakiś zły człowiek zamyka drzwi kościoła dominikanów we Wrocławiu na noc i co gorsza zamontował alarm we wnętrzu. Nie można podejść do ołtarza w kaplicy bł. Czesława i pogłaskać rzeźbionych zwierzątek! Skąd to ciągłe szukanie wrogów, dopatrywanie się złych intencji? Po co te zamki, alarmy i klucze? Czemu ten zły człowiek, pełen niegodziwej podejrzliwości uniemożliwia korzystanie z kościoła wszystkim, o każdej porze i w każdy możliwy sposób?

Może ma swoje racje w które należy się z cierpliwością wsłuchiwać i potem z nimi chodzić?

Może przeciwnicy nieograniczonej emigracji z krajów muzułmańskich do Europy też mają swoje racje? Może mają sensowne argumenty, których należałoby bez uprzedzeń wysłuchać? Może powodowani są rzadką i piękną cnotą roztropności albo miłością do swoich najbliższych lub też odpowiedzialnością za współobywateli (ze szczególnym uwzględnieniem tych najsłabszych)?

Nigdy nie słyszałam, żeby obrona granic była czynem "nieuporządkowanym moralnie", w katechizmie Kościoła Katolickiego nie ma o tym wzmianki, w przeciwieństwie np do aktów homoseksualnych, które - jak się dowiadujemy - nie są szczególnie rzadkie, ani szczególnie potępiane czy zwalczane wśród kleru. Ojciec James Martin SJ - oficjalny homolobbysta - promowany niczym primadonna przyjmowany jest w wielu diecezjach, a kardynał Blaise Cupich - protegowany McCarricka - został organizatorem szczytu na temat nadużyć seksualnych kleru.

W takiej sytuacji upierdliwość wobec wiernych wydaje mi się nie na miejscu, prezentowanie poglądów politycznych na pasterce jeszcze bardziej. Mam wrażenie, że zalecenie, żeby nie mówić do tych których się nie kocha O. Przeor powinien wziąć przede wszystkim do siebie.