wtorek, 25 czerwca 2019

Moja batalia o bezpieczeństwo pieszych we Wrocławiu

Nawiązując do poprzedniego wpisu zamieszczam moją skargę do Prezydenta, odpowiedź jakiej mi udzielono, skargę do Rady Miejskiej i kolejną odpowiedź:


Wrocław, 29.05.2018
Do Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza


Szanowny Panie Prezydencie,

Zwracam się do Pana w sprawie najbardziej dyskryminowanej grupy użytkowników przestrzeni miejskiej, czyli pieszych, coraz bardziej stłoczonych na zwężających się chodnikach i zagrożonych przez intensywny ruch kołowy w parkach.

Chodniki w całym mieście zastawione są (co najmniej) w połowie przez samochody, na większości pozostałej powierzchni wytyczono ścieżki rowerowe, a tam gdzie ich nie ma piesi są terroryzowani przez rozpędzonych rowerzystów. Nawet parki - ze szczególnym uwzględnieniem Promenady Staromiejskiej - zostały przeznaczone w znacznej części na trasy szybkiego ruchu dla rowerów. Na przykład na jej odcinku przy pl. Wolności do wyłącznego użytku rowerzystów przeznaczono najbardziej atrakcyjną alejkę biegnąca nad fosą, tym samym pozbawiając spacerowiczów możliwości obserwowania ptactwa wodnego i wspaniałej roślinności (grzybienie białe), do której to aktywności przestrzeń wody w parku jest specjalnie zaprojektowana. Rowerzyści, starający się jak najszybciej przemieszczać, nie są tym widokiem w najmniejszym stopniu zainteresowani. Cały ruch pieszy stłoczony został na drugiej alejce. Co gorsza, rowerzyści często ten podział ignorują demonstracyjnie wymuszając przejazd na zatłoczonych alejkach przeznaczonych dla ruchu pieszego. Wszelkie uwagi ignorują w poczuciu całkowitej bezkarności (Jaką szansę ma pieszy na zatrzymanie rowerzysty, który go potrącił lub zwyzywał?)

Problem ten szczególnie nasila się w Parku Kopernika i na Wzgórzu Partyzantów, gdzie wytyczenie ścieżek rowerowych jest bardzo mylące i niejasne, co sprawia że spacerowicz może w każdej chwili się spodziewać kilku pędzących na niego rowerów lub musi uskakiwać przed dzwoniącymi na niego z tyłu.

W ten sposób piesi zostali wykluczeni z szansy na rekreacje, dla której Promenada Staromiejska została pomyślana. Trudno zrozumieć dlaczego, skoro są grupą prawdopodobnie najliczniejszą, najbardziej „ekologiczną” i nie stwarzającą dla nikogo zagrożenia. Pieszo porusza się cały przekrój społeczny: młodzież szkolna, zakochane pary, matki z wózkami, rodzice z dziećmi, właściciele psów, starsi ludzie o lasce i miłośnicy spacerów w każdym wieku i sytuacji życiowej. Naprawdę trudno zrozumieć, dlaczego władzę miasta postanowiły skazać tak liczną grupę obywateli na nierówną walkę z agresywnymi, nie uznającymi żadnych reguł i często złośliwymi rowerzystami. Nie twierdzę, że wszyscy tacy są, ale przewaga fizyczna nad pieszym i wynikające z niej poczucie całkowitej bezkarności wyzwala w wielu z nich najgorsze instynkty, zwłaszcza jeśli są to ludzie niedojrzali, produkty „wychowania bezstresowego”.

Moda na rowery na zachodzie Europy miała być alternatywą dla pojazdów spalinowych, uzasadnioną względami ekologicznymi. Mam wrażenie, że w naszym mieście została źle zrozumiana. Trudno pojąć jakimi względami można tłumaczyć eliminowanie pieszych z przestrzeni miejskiej narażając ich na konkurowanie z ruchem kołowym na chodnikach i w parkach.

Apeluję więc do Pana Prezydenta o przywrócenie Promenady Staromiejskiej pieszym użytkownikom, dla których jest to jedyna oaza zieleni w centrum Wrocławia i wyeliminowanie ruchu kołowego z jego wąskich chodników.

Z poważaniem
Wilhelmina




Wrocław, 23.09.2018


Do Rady Miejskiej Wrocławia

Szanowni Państwo,

Pragnę zwrócić Państwa uwagę na bardzo poważne zagrożenie dla bezpieczeństwa pieszych jakim są rozpędzeni rowerzyści na chodnikach i parkowych alejkach Wrocławia i zaapelować o energiczne działania mające na celu usunięcie tej groźnej patologii, która dotknęła nasze miasto na skutek nieprzemyślanych decyzji władz.

W ostatnim czasie przeznaczono połowę  – a na pewnych odcinkach większość – szerokości chodników przy ulicy Grabiszyńskiej na ścieżki rowerowe (mimo istnienia pasów dla rowerzystów na jezdni). Przestrzeń poruszania się pieszych została więc zredukowana co najmniej o 50%, co nie powstrzymuje rowerzystów od zawłaszczania także tej ograniczonej przestrzeni. Mimo istnienia wyraźnie oznaczonych ścieżek rowerowych cykliści swobodnie jeżdżą po chodnikach, jeśli tak im wygodniej, w poczuciu absolutnej bezkarności. Ci zaś, którzy korzystają z wyznaczonych tras, rozpędzają się do niebezpiecznej szybkości i nie uważają za stosowne zwolnić, kiedy ścieżka się kończy, lub kiedy przejeżdżają przez zebrę (np. na pl Legionów).

Także na ulicy Piłsudskiego wyznaczono ścieżki rowerowe z tym samym skutkiem – rowerzyści mimo istnienia pasa na jezdni i ścieżki, dalej jeżdżą po części chodnika przeznaczonej dla pieszych.

Trudno inaczej wytłumaczyć takie zachowanie niż  poczuciem absolutnej bezkarności, statusem świętej krowy. Pieszy potrącony przez rowerzystę nie ma żadnych szans na dochodzenie sprawiedliwości, ani jakiekolwiek odszkodowanie. Winny bez trudu zbiegnie z miejsca wypadku, a brak jakichkolwiek znaków identyfikacyjnych uniemożliwia odnalezienie go. Nawet postawiony przed sądem traktowany jest znacznie łagodniej niż każdy inny uczestnik ruchu.

Istnieją przepisy regulujące poruszanie się rowerem po mieście m.in. prawo wjeżdżania na chodnik. Jest to dopuszczalne wyłącznie, kiedy chodnik ma co najmniej 2m szerokości i brak jest ścieżki rowerowej lub odpowiedniego pasa na jezdni, w przypadku niebezpiecznych warunków pogodowych albo pod pretekstem opieki nad dzieckiem. (Rowerzysta ma wtedy jechać wolno i ostrożnie i pamiętać, że to pieszy ma na chodniku pierwszeństwo). Żadna z tych sytuacji nie zachodzi w przypadku ulic Sądowej i Krupniczej – rozpędzony rowerzysta roztrącający przechodniów jest tam na porządku dziennym, a patrol policji lub staży miejskiej bywa widziany nadzwyczaj rzadko.

Przepisy dopuszczające  konkurowanie o tą samą przestrzeń przez użytkowników o tak nierównej sile w błogim przeświadczeniu o dobrej woli i szlachetności natury ludzkiej są drwiną ze zdrowego rozsądku i elementarnego poczucia sprawiedliwości. Miałyby uzasadnienie wyłącznie w sytuacji rygorystycznego ich egzekwowania przez odpowiednie służby, co w obecnej sytuacji nie zachodzi.

Pisałam już w tej sprawie (ze szczególnym uwzględnieniem problemu rowerzystów terroryzujących pieszych na Promenadzie Staromiejskiej) do Prezydenta Wrocławia Rafała Dutkiewicza. Dostałam odpowiedź od zastępcy dyrektora działu w Departamencie Infrastruktury i gospodarki Elwiry Nowak tyleż arogancką co zdradzającą nieznajomość przepisów. Pani Nowak napisała, że z alejek dla pieszych (Promenady Staromiejskiej) „korzystają osoby (…) jeżdżące parami, cieszące się możliwością swobodnej rozmowy w tym urokliwym miejscu”. Wygląda na to, że pani zastępca dyrektora nie wie nawet, że znak drogowy wyobrażający biały rower na niebieskim tle jest znakiem nakazu, obligującym wszystkich rowerzystów do korzystania z tej konkretnej ścieżki. P. Nowak tak hojnie przyznająca prawo cyklistom do korzystania z całej przestrzeni parku nie zauważyła, że piesi tracą tym samym jakąkolwiek możliwość poruszania się po ”tym urokliwym miejscu”!!!

Poinformowała mnie również, że „policja nie odnotowała żadnych zdarzeń z udziałem rowerzystów na Promenadzie Staromiejskiej”. To akurat nie dziwi wobec całkowitego braku patroli policji i straży na tej trasie.

Zniechęcona takim potraktowaniem mojej obywatelskiej troski o bezpieczeństwo w naszym mieście zwracam się do Rady Miejskiej w nadziei, że w większym gronie znajdą się osoby rozumiejące powagę problemu. Rozwiązaniem nie są nowe ścieżki rowerowe tylko konsekwentne i rygorystyczne egzekwowanie prawa i odebranie nienależnych przywilejów grupie ludzi nieodpowiedzialnych, skrajnie infantylnych, a często socjopatycznych. Wyznaczanie ścieżek rowerowych kosztem chodników jest aktem dyskryminacji pieszych, do których należy większość mieszkańców miasta. Proszę więc o wzięcie pod uwagę interesu większości i zapewnienie jej bezpieczeństwa poruszania się po mieście.

Z poważaniem
Wilhelmina


Nie tylko nic się nie zmieniło, ale w mieście pojawiły się hulajnogi jeżdżące po chodnikach (w tym deptakach) i parkach z predkością 30 km/h.




Rewolucja rowerowa przeciw pieszym we Wrocławiu

Rewolucja francuska, oficjalnie wymierzona przeciw królowi i arystokracji wsławiła się mordowaniem wieśniaków z Wandei, ze szczególnym uwzględnieniem kobiet w wieku reprodukcyjnym. Rewolucja bolszewicka oficjalnie przeciw burżuazji głownie wymordowała 20 mln chłopów (tzw. kułaków), którzy żywili Rosję. Rewolucja rowerowa, rozpoczęta na zachodzie celem wyeliminowania samochodów, w Polsce najwyraźniej obróciła się przeciwko pieszym.

Taki pieszy, jak wiadomo, jest bardzo nieekologiczny - chodzi po mieście i oddycha wydzielając dwutlenek węgla i powodując zmiany klimatyczne na ziemi. Używa butów, które potem wynosi na śmietnik, a co gorsza zajmuje miejsce - chodnik, który idealnie nadaje się na ścieżkę rowerową.

Jeżdżenie po ulicy jest bardzo niebezpieczne, zderzenie rowerzysty z samochodem będzie dla niego raczej katastrofalne, a potrącenia pieszego nawet nie odczuje. Idąc tym tokiem rozumowania miasto Wrocław postanowiło przystosować infrastrukturę do celu rewolucji rowerowej, czyli stopniowego wyeliminowania pieszych z przestrzeni miejskiej...


Na razie zostawiono pieszym 1/3 chodnika, żeby się nie zorientowali o co chodzi i nie podnieśli rabanu. Aby jednak powoli ich wdrażać do całkowitej eliminacji, ten wąski pas trzeba sukcesywnie zastawiać....


zimą nie odśnieżać...


... celem ostatecznego pognębienia przeciwnika zastosować hulajnogi EKOLOGICZNE na baterie


Takie hulajnogi mają same zalety:
  • Niedowidzący mogą się o nie wyłożyć i jest fun
  • Pędząca z prędkością 30km/h może zbędnego pieszego zabić na miejscu
  • Utylizacja baterii jest tak droga, że wyzużytą porzuca się gdzie bądź i jest ekologicznie
  • Zawody hulajnóg na rynku,Świdnickiej i Promenadzie Staromiejskiej mogą znacząco zmniejszyć pogłowie zbędnych pieszych w tych zatłoczonych miejscach

Jeżeli zbędni piesi myślą, że skryją się w parkach to się raczej mylą...


Zasada jest prosta: nawet jeżeli najbardziej atrakcyjna alejka nad fosą jest przeznaczona dla rowerów, należy wjeżdżać w pieszych stłoczonych na drugiej alejce. 

Promenada staromiejska jak i wszystkie chodniki miasta jest przy okazji drogą dostawczą dla firmy Uber (alles?) wyłączonej spod polskiej jurysdykcji. Kurierzy z charakterystycznymi plecakami z napisem uber eats (to pewnie też uber shits) jeżdżą absolutnie wszędzie z dużą prędkością 


W Parku Kopernika (odcinek Promenady przy Teatrze Lalek) ścieżki rowerowe są tak oznaczone, że rowerzyści zawsze jeżdżą po alejkach dla pieszych i jeszcze drą ryja próbując ich przegonić. Zwrócenie im uwagi grozi śmiercią albo trwałym kalectwem (nie polecam, lepsza halabarda, łuk lub lasso)


Na Wzgórzu Partyzantów miło jest najeżdżać dwójkami z górki - z dużą prędkością - na idących naprzeciw pieszych. Dolna alejka jest dla pieszych i rowerzystów, a górna wyłącznie dla pieszych, ale co tam! Co nam zrobią?!!!


Trening rowerowy na Cmentarzu Żołnierzy Polskich na Oporowie wśród grobów zbytecznych pieszych - w tym żołnierzy AK, którzy wzięci w niewolę zginęli przy budowie lotniska. Potem już tylko zjazd po schodkach dla pieszych z góry - jest fun, Wyraźny znak zakazu przyjemnie podnosi poziom adrenaliny.

Wrocław Miasto Spotkań rozpędzonych hulajnóg i rowerów z pieszymi, które dla tych ostatnich mogą skończyć się tragicznie. Pytanie jest: jaki skończony debil podjął decyzję dopuszczającą szybki ruch kołowy na chodniki i alejki parkowe.

Istnieją trzy możliwości:
  • Celem władz samorządowych jest rzeczywiście eliminacja albo sterroryzowanie pieszych (zbytecznego plebsu, który nie tak glosuje w wyborach)
  • Władze samorządowe i zatrudnieni przez nich urzędnicy są takimi imbecylami, że nie rozumieją czym kończy się zetknięcie pieszego z rozpędzonym rowerzystą lub hulajnogą. (Kto takich kretynów zatrudnił? Pomioty kogo trzeba?)
  • Korupcja i działalność wpływowych lobbies.
Osobiście podejrzewam tę drugą ewentualność, gdyż w odpowiedzi na moją petycję do prezydenta Dutkiewicza dostałam od tak skrajnie idiotyczne, żenujące i aroganckie pismo, że musiał je napisać jeden z tych "ekologicznych" młodzieńców, tak uroczo prezentujących się na hulajnogach, kiedy roztrącają starsze panie na chodniku, zatrudniony na stanowisku "oficera rowerowego" w Urzędzie Miejskim


niedziela, 23 czerwca 2019

O kobietach i mężczyznach, czyli konieczności akceptacji tego, czego nie wybieramy

Powiem coś skrajnie niepoprawnego politycznie: każdy z nas rodzi się albo mężczyzną albo kobietą (poza skrajnie rzadkimi przypadkami obojnactwa). Nie wybieramy sobie płci, podobnie jak nie wybieramy rodziny, w której przychodzimy na świat czy narodu, z którego pochodzimy. Nie wybieramy w niemowlęctwie języka, który będzie dla nas pierwszy i najważniejszy. Literatura w nim pisana i historia ludu, który się nim posługuje w dużej mierze nas ukształtuje czy tego chcemy, czy nie. Nie wybieramy sobie ludzi, z którymi chodzimy do szkoły, ani tych, z którymi pracujemy. Nie wybieramy sąsiadów, ani przechodniów na ulicy. Nie wybieramy koloru skóry, ani włosów, wzrostu, ani budowy ciała. Nie wybieramy czasów, w których żyjemy, ani statusu społeczno-ekonomicznego naszych rodziców. Nie wybieramy przykrych doświadczeń, które nas spotkają, ani ran które zadadzą nam inni ludzie. Jak się nad tym głębiej zastanowić tak niewiele wybieramy... Cała nasza inteligencja służy nam głównie do tego, jak obrócić sytuacje, których nie wybraliśmy, na swoją korzyść.

Jest sporo baśni ludowych pomagających nam to zrozumieć, z których najbardziej znane są Kot w butach i Konik Garbusek. Najmłodszy w rodzinie dostaje w spadku coś, co wydaje się całkowicie bezużyteczne i śmieszne zarazem. Cierpi porównując swoją sytuację do położenia starszych braci tak hojnie obdarowanych przez los. W którymś jednak momencie akceptuje swój pogardzany dar i wtedy właśnie odkrywa jego przydatność w konkretnych okolicznościach w których postawiło go życie. Dar przyjęty (nawet z trudem, po ciężkiej walce wewnętrznej) staje się źródłem błogosławieństwa, którego zazdroszczą starsi bracia tak bardzo - wydawałoby się - uprzywilejowani.

To jest prawda o naszym życiu, o potrzebie wdzięczności za wszystko, co dostaliśmy, a co nie było naszym wyborem. Na tym polega pokora - uznajemy, że ktoś, kto tym wszystkim zarządza, wie lepiej, co nam jest potrzebne i co jest dla nas dobre, niż my sami. Niełatwo jednak wzbudzić w sobie akceptację, nie mówiąc o wdzięczności, za coś, co jest obiektem drwin "starszych braci", pogardy świata i diabła, tak dobrze reprezentowanego w mediach i pop kulturze.

Gdzieś słyszałam, że diabeł szczególnie nienawidzi kobiet. Łatwo w to uwierzyć patrząc na "ideał urody kobiecej" lansowany przez show business, widoczny na obrazku poniżej (po prawej) zestawiony z nastoletnim chłopcem (po lewej) - prawdziwym obiektem pożądania homoseksualnych projektantów. Każdy się zgodzi, że dorosła kobieta nie wygląda jak dorastający chłopiec, co więcej z racji swojej biologii zdecydowanie nie powinna. Jak to się więc stało, że tego rodzaju dziwaczny pomysł zyskał tak wielu zwolenników? Dlaczego pozwolono homoseksualistom dyktować kobietom jak powinny wyglądać? Odpowiedź jest prosta - pieniądze. Przerabianie dorosłych kobiet na nastoletnich chłopców to żyła złota. Nikogo nie wzrusza, że są ofiary śmiertelne - zagłodzone na śmierć modelki i anorektyczne nastolatki.
1. Nastoletni chłopiec - marzenie pederasty 2. Chłopiec zastępczy - zagłodzona modelka o nietypowej budowie

Efektem ubocznym lansowania takiej "wizji kobiecości" jest odrzucenie własnego ciała przez większość kobiet, gdyż nawet te z natury wysokie i smukłe do ideału chudości,  właściwej dorastającemu chłopcu, się nie zbliżają. 

1.Tak wygląda "ideał" 2.3.4.5.6. Tak wyglądają normalne kobiety o różnej budowie ciała w optymalnej formie fizycznej
Nie trzeba być geniuszem, żeby widzieć, że w ciuchach projektowanych na chłopca zastępczego kobiety będą wyglądać po prostu śmiesznie, o wygodzie i zdrowiu nie wspominając. Całkowite niedostosowanie mody do kobiecej anatomii jest nieustannym źródłem frustracji i wrogości wobec własnego ciała, czyli najbardziej podstawowego zasobu, za który winniśmy nieustanną wdzięczność Bogu. Każdy to rozumie, kiedy zdrowie zaczyna mu siadać. Może więc nie warto czekać aż to nastąpi i przyjąć do wiadomości, że zdrowe ciało jest darem bezcennym, a jego wygląd jest dla każdego najwłaściwszy.

Wszystkim paniom zmagającym się ze zrozumieniem tej prostej prawdy polecam "Kochanka Wielkiej Niedźwiedzicy" Sergiusza Piaseckiego, który raz po raz daje wyraz zachwytowi nad coraz to inną niewiastą. Niezależnie czy jest niska i pulchna, wysoka i smukła czy też duża i silna autor zawsze domniemuje, że musi być "wspaniale zbudowana", a za każdym razem, kiedy udaje mu się to ustalić stwierdza, że ma śliczne ciało. Zachwycają go zdrowe zęby i różowe dziąsła widoczne w uśmiechu, grube, ciemne warkocze i rude loki, rumieńce i porcelanowa bladość skóry - wszystko, czym Pan Bóg obdarzył kobiety na jego drodze. Piasecki nie był aniołkiem, mówiąc bardzo oględnie, ale jego szczery zachwyt nad urodą kochanek jest ujmujący.

Ten zachwyt kobiecością w dzisiejszych czasach przejawia się dość perwersyjnie:

1. Wannabe powabna blondynka  2. Prawdziwa powabna blondynka



Mężczyzna po lewej zamiast zainteresować się stojąca obok powabną blondynką sam postanowił nią zostać. Dlaczego? Co mu to robi? Dlaczego właściwie mężczyźni na paradach homoseksualistów przebierają się za kobiety (czy raczej kokoty)? Czy to znacząco nie zmniejsza ich szans w tym towarzystwie? Czy też jest tak jak rudymi włosami - prawdziwe są powodem do regularnych prześladowań w dzieciństwie i młodości, a farbowane mają dodawać urody byłym prześladowczyniom. Są godne szyderstwa i potępienia, a jednocześnie każda baba, która je zobaczy, na drugi dzień ma sztuczną wersję ich koloru, łącznie z charakterystycznymi jaśniejszymi pasmami wypłowiałymi od słońca na wierzchu.

Homoseksualiści nienawidzą kobiet, brzydzą się kobiecością, a jednocześnie wbijają w "seksowną" bieliznę i burdelowe kiecki, a owłosione odnóża w pończochy i buty na obcasach. Widok męskich twarzy z ciężkim makijażem i teatralnych peruk we wszystkich kolorach tęczy na ich głowach jest szczególnie ciężki do zniesienia.

A może to po prostu narcyzm, zwyrodniała męska próżność, którą tak łatwo zaobserwować w niektórych kulturach Afryki i Azji. Mężczyźni z plemienia Masajów czy Tybetańczycy to tamtejsza płeć piękna, wystrojona we wszystkie dostępne  wspaniałości, służąca głównie do funkcji reprezentacyjnych, podczas gdy niepozorne, skromne kobiety - oprócz rodzenia i wychowania potomstwa - odwalają całą robotę. Taki model wprowadzali Sowieci na kresach wschodnich II RP po wojnie - mężczyźni do wszystkich możliwych służb mundurowych, kobiety do ciężkiej fizycznej pracy. Ilość zbieżności między pogaństwem, a komunizmem jest uderzająca.

Jego najnowsza mutacja - genderyzm posuwa się jeszcze dalej - chce przerobić mężczyzn na karykatury kobiecości - wypindrzone kokoty, a kobiety na mrówki robotnice odarte ze swej urody, wychudzone do granic możliwości albo nabite i klocowate, wbite w ciasne gacie i bezkształtny podkoszulek ostrzyżone na jeża, wytatuowane, podziurawione i bezpłodne.

Doznałam szoku na widok nastoletniego młodzieńca przyglądającego mi się z zazdrością, dokładnie tym samym zawistnym spojrzeniem jakim zazwyczaj mierzą mnie kobiety obawiające się konkurencji. Rozsądne pytanie brzmi: w jakiej dziedzinie młody chłopak może konkurować z panią w średnim wieku? Otóż chodziło mu o mój kapelusz - starożytną, mocno wypłowiałą amazonkę, nasuniętą na czoło (celem ochrony zatoki czołowej). Młodzieniec szedł wprawdzie z dziewczyną, ale bardziej zainteresowany był własną "atrakcyjnością". Nie zwróciłam uwagi na jego strój, ale rzucał się w oczy kapelusz zsunięty na tył głowy, noszony nie jako nakrycie głowy, ale ekstrawagancka ozdoba aspirującego do oryginalności początkującego "dandysa".

To, że męska próżność n-krotnie przewyższa kobiecą, każdy wie. Kultura chrześcijańska wypracowała system zabezpieczeń przed jej wynaturzeniem. Mężczyzna ma pracować celem utrzymania swojej rodziny, a gdy trzeba walczyć w jej obronie. Ma być oparciem dla kobiety, a nie wyrośniętą księżniczką na ziarnku grochu. W ten sposób jego energia zostaje skanalizowana i obrócona na dobro wspólne i rozwój własny.

Bez tego rodzaju wychowania uzyskujemy plejadę najdziwniejszych indywiduów: Piotrusiów Panów na hulajnogach roztrącających starsze panie na chodniku lub pływających skuterami wodnym przy brzegu, w wodzie po kolana, wśród kąpiącej się dziatwy albo też męskie kokoty ze sztucznym biustem i piórkiem w zadzie pląsające na paradach homoseksualistów...

Zarówno bycie kobietą jak i mężczyzną ma swoje dobre i złe strony. Nie podejmuję się rozstrzygać co jest trudniejsze albo bardziej niebezpieczne. Nie wiem czy będąc matką bardziej martwiłabym się o syna czy córkę. Świat i diabeł czyha na oboje. Mój ojciec mawiał "ufność trzeba mieć", intuicja podpowiada mi, że wdzięczność jest równie ważna. Mamy to co mamy, a nie to, co chcielibyśmy mieć. To co istnieje jest lepsze niż to, czego nie ma (na tym stwierdzeniu opiera się dowód na istnienie Boga św. Anzelma).




czwartek, 20 czerwca 2019

Jeszcze o chodzeniu w sukienkach

Jak wspomniałam w poprzednim wpisie cierpię widząc pulchne panie w upały wbite w grube czarne spodnie i takież bezkształtne podkoszulki. Mój patent na noszenie sukienek bez obcierania ud jest prosty - pod spodem lekkie, szerokie gatki do kolan najlepiej z satyny jedwabnej lub bawełnianej, może być z minimalnym dodatkiem elastanu uszyte na wykrojkę luźnych spodni od piżamy. Można też wybrać dzianinę jedwabną lub wiskozową i skorzystać z wykrojki na kolarki lub legginsy z jakiejś starej Burdy (jeśli ktoś nie umie sam tego zaprojektować) i uzyskać lekkie przylegające "reformy". W obu przypadkach spodenki nie mogą być zbyt krótkie, bo będą podjeżdżać do góry, a nogi się obetrą.

Rzecz pozwolę sobie zademonstrować na moich najbardziej "substancjalnych" wirtualnych modelkach:
- pulchnej i niewysokiej

1. Wygodna bielizna 2. Lekkie szerokie gatki chroniące uda przed obcieraniem 3 . Wdzięczna, kobieca sukienka

- wysokiej i mocno zbudowanej
1.Wygodna, sportowa bielizna 2. Lekkie szerokie gatki. 3. Zgrabna, rozpinana sukienka z paskiem
Na szerokie gatki do kolan trzeba ok. 1 m materiału podwójnej szerokości (1,5 lub 1,4 m), na "kolarki" z dzianiny ok. 60 cm (też podwójna szerokość). Materiał powinien być lekki, śliski i mocny, najlepsza jest gęsto tkana satyna jedwabna (w tym roku uszyłam z satyny bawełnianej z lekką domieszką elastanu i też jest O.K. ) Satynowe gatki przy okazji pełnią rolę pół-halki, co sprawia, że sukienki lepiej leżą i nie prześwitują. Szyje się je za jednym "posiadem", a chodzi co najmniej sezon. Wiosną i jesienią można je nosić na rajstopy w charakterze halki. "Reformy" z dzianiny są znacznie mniej trwałe. Uszyte z grubszej bawełny są doskonałe nad morze, gdzie można zakładać je także pod regularne krótkie spodenki celem uniknięcia przewiania ważnych narządów.

Noszenie sukienek, zwłaszcza latem, jest jedną z większych przyjemności dnia codziennego, a pulchne panie na ogół wyglądają w nich super, a już na pewno znacznie lepiej niż w grubych czarnych spodniach i T-shircie.

środa, 19 czerwca 2019

Dlaczego kobiety nie chodzą w sukienkach?

Jadę windą z dwiema obcymi kobietami - jedna z nich młoda, ładna i zgrabna, ubrana w modny kombinezon w paski, druga w średnim wieku w spodniach i T-shircie. Nie krępując się mną rozmawiają o ciuchach. Ta w kombinezonie wyznaje, że nie lubi chodzić w sukienkach, bo - o ile dobrze zrozumiałam - obcierają się jej uda od wewnątrz. Druga spieszy z zapewnieniem, że ma taki sam problem. Słucham tego wszystkiego i uśmiecham się do siebie - znam nie tylko problem ale i jego rozwiązanie...

Zanim się jednak nim podzielę, pozwolę sobie na krótką refleksję o anatomii, modzie i ideale urody lansowanym nachalnie przez show business. Na początek zamieszczam 2 rysunki prezentujące typowe kobiece sylwetki, dla porównania uwzględniam też "ideał" do którego mamy dążyć.

1. Wysoki wzrost, smukła sylwetka 2. Średni wzrost szczupła budowa 3.Niewysoka i pulchna

4. Ideał lansowany przez show business 5.Wysoki wzrost mocna budowa 6. Średni wzrost, bardzo szczupła talia, szerokie biodra i duży biust
Jesteśmy tak wytresowane ciągłą koniecznością odnoszenia się do "ideału urody kobiecej" wykreowanego przez homoseksualnych projektantów, że nie jesteśmy w stanie ucieszyć się tym, co natura dała nam wszystkim. Nie zdajemy sobie sprawy, że charakterystyczne cechy kobiecej sylwetki jak biust, talia i biodra (oraz włosy na głowie do śmierci) są nie tylko atrakcją dla normalnych mężczyzn, ale obiektem autentycznej zazdrości tych bardziej pogubionych. Przekonałam się o tym nieoczekiwanie dla siebie...

Idę sobie pewnej niedzieli do kościoła dominikanów ulicą Wita Stwosza, a na przeciwko mnie grupa 3 młodych mężczyzn, w tym jeden przebrany za kobietę, a raczej laskę - podkoszulek na ramiączkach, hot pants i pomarańczowa peruka na biednej głowinie, całości dopełniał operetkowy makijaż. Zatrzymałam na chwile wzrok na tym zjawisku chcąc upewnić się, czy dobrze widzę, aż młody transwestyta zrobił minę, a nawet rzucił się w moim kierunku z odgłosem przypominającym rozzłoszczone zwierzątko.

Moje błądzące spojrzenie z całą pewnością nie uzasadniało takiej reakcji, zwłaszcza, że duży silny facet przebrany za laskę raczej powinien być przygotowany na zaciekawione spojrzenia zdezorientowanych przechodniów. Patrząc na uczestników tzw parad równości w damskiej bieliźnie naciągniętej na męskie ciała nie mogę się oprzeć wrażeniu, że oni nam po prostu zazdroszczą tych kilku drugorzędnych cech płciowych, do których nie przywiązujemy wagi. Nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś może pragnąć wcielić się w kobietę - jakąkolwiek kobietę.

Warto więc docenić to wszystko co dostałyśmy za darmo, w tym charakterystyczne kobiece nogi, z tkanką tłuszczową odkładającą się na udach, co jest przyczyną obcierania się podczas upału. Patrząc na obrazki powyżej można łatwo zauważyć, że nawet szczupłym kobietom uda stykają się na pewnej wysokości.

Ponieważ serce mnie boli patrząc na pulchne  dziewczyny wbite w grube czarne spodnie i  takież bezkształtne T-shirty w dziki upał, w następnym odcinku zaprezentuje mój patent.

poniedziałek, 3 czerwca 2019

Pajdokracja w trzech odsłonach

1. Startuję w konkursie na stanowisko kierownika tego i owego w biurze konserwatora miejskiego we Wrocławiu. Kandydatów 9 :
  • 3 osoby w średnim wieku (ja, moja znajoma i mocno już posiwiały pan), 
  • 2 młode kobiety  
  • 4 młodzieńców wyglądających jakby przyszli tu prosto z egzaminu gimnazjalnego. 
Wśród wymaganych kompetencji jakieś doświadczenie w kierowaniu ludźmi. Po teście wiedzy zostaje wyłącznie młodzież, wszystkie osoby w średnim wieku odpadły!!!

Test był częściowo otwarty więc dający pole do swobodnej interpretacji. Jest wielce prawdopodobne, że ja słabo wypadłam, bo nie znam przepisów tak szczegółowo, ale moja znajoma, która ma ogromne doświadczenie na tym polu?!! Mam uwierzyć, że te wszystkie dzieci lepiej znają ustawy i umieją uzasadnić przyznawanie lub odmawianie dotacji niż ona?!!

Wcześniej startowałam do tego samego biura konserwatora miejskiego na stanowisko sekretarskie. były 4 kandydatki:
  • młoda dziewczyna
  • kobieta ok. 30-tki
  • ja i elegancka pani w podobnym wieku
Nie muszę nikomu tłumaczyć, że po teście wiedzy odpadłyśmy obie...

Pani konserwator miejska sama jest bardzo młodą osobą jak na takie stanowisko. Chciałabym wiedzieć co zadecydowało o jej obsadzeniu. Chyba jestem złym człowiekiem, bo nie wierzę, że kompetencje zawodowe...

2. To nie pierwszy urząd, gdzie spotkałam się z tak bezwstydną dyskryminacją ze względu na wiek. "Trynd" jest taki, że wybiera się młodzieńców prosto po szkole, których trudno uznać za dorosłych ludzi. Nie dziwią więc kretyńskie decyzje wydawane przez urząd miejski jak np przeznaczenie chodników na ruch kołowy - rowery, hulajnogi, deski, wrotki - kosztem bezpieczeństwa pieszych, o ich wygodzie nie wspominając. Próby interwencji kończą się nieodmiennie tak idiotyczną odpowiedzią, że słów brak... Nie ma po prostu z kim rozmawiać. Nikt z tych Piotrusiów Panów nie rozumie czym kończy się zderzenie rozpędzonego rowerzysty z pieszym. Ich wyobraźnia nie sięga w takie rejony. Wiedzą tylko, że hulajnogi są fajne, a rowerzyści są priorytetem, bo poruszają się szybciej niż piesi, więc chodniki i parkowe alejki się im należą jak psu zupa. Piesi mogą przecież zostać w domu, bo nie są cool jak modny młodzieniec na hulajnodze roztrącający starsze panie na chodniku...

3. W Warszawie proliferzy zbierają podpisy przeciw seksualizacji dzieci przy stoisku z napisem "Stop pedofilii". Hałaśliwej bandzie z tęczowymi flagami owe hasło wydało się "homofobiczne". Puszczają więc ohydną muzykę, podrygują i drą ryja. Do wszystkich dorosłych - dziennikarza i policjantów - zwracają się na ty w sposób pozbawiony nawet pozorów szacunku. Wykrzykują bluźniercze hasła i generalnie są obrzydliwi i bezczelni ponad wszelkie wyobrażenie. Policjanci wydają się zupełnie bezbronni wobec tak ostentacyjnego lekceważenia najbardziej podstawowych reguł współżycia w społeczeństwie. Gnoje są całkowicie bezkarne. Tak pewnie wyglądali bolszewicy w 1920 albo chiński "konsomoł" podczas rewolucji kulturalnej.

Jest taka sztuka Mrożka o dziecięciu wychowywanym bezstresowo (nie pamiętam tytułu). W finale pozostaje na scenie samo, bo "rozdysponowało" wszystkich dorosłych.... Czy nas czeka podobny los? Zdeprawowani, pozbawieni jakichkolwiek zahamowań neobolszewicy zeutanazują nas bez mrugnięcia powieką. Już nawet jakaś pańcia z holenderskich zielonych wystąpiła z projektem nie leczenia zgredów po 70-ce bez względu na ich wolę życia.  Nowy wspaniały świat...