poniedziałek, 31 marca 2025

Judith z Konga, czyli gorzki romans transgraniczny

Wiosna w pełni, więc ciąg dalszy romansów, a raczej pomysłów na świetne scenariusze filmowe: niebanalne, oryginalne i - co ważniejsze - gwarantujące uznanie krytyki oraz międzynarodowy sukces. Sama ich nie wymyślam, raczej twórczo rozwijam poruszające, zwięzłe utwory beletrystyczne rozpowszechniane w minionej, mrocznej epoce rządów ZP przez media (wówczas) opozycyjne. 

Część z nich wykorzystała Agnieszka Holland w filmie Zielona Granica w sposób bardzo pobieżny, pozostawiając widza z niedosytem w serduszku. Byłoby stratą niepowetowaną, gdyby tak wybitna twórczość literacka odeszła w zapomnienie jako wymysł antypolskiej propagandy (czasów wojny hybrydowej z Łukaszenką) sponsorowanej przez GRU/KGB. Jakie znaczenie ma źródło finansowania, jeśli umożliwia rozkwit tak wielu niepospolitych talentów?

Zacznijmy więc od Judith z Konga.  Nie dowiedzieliśmy się ani z okopress ani filmu Holland o jej urodzie tak olśniewającej, że nawet kongijskie słońce, kiedy ją widziało, uśmiechało i mówiło "dzień dobry!"


Ona zaś odwzajemniała się uśmiechem odsłaniając śnieżnobiałe ząbki. W życiu nie przyszłoby jej do głowy opuszczać kraj swoich przodków, gdzie ich duchy kryły się za każdym kamieniem, za każdą palmą. 

Tak się jednak złożyło, że Judith była zamężna, jak na niewiastę zbliżającą się do trzydziestki przystało.

Mąż jej, Mbalo, lubił obserwować swą piękną małżonkę budującą/naprawiającą ich chatę i ogrodzenie, uprawiającą pole i dojącą kozy. Kiedy zarzucała wielki kosz z gliną na plecy i na smukłych ramionach nabrzmiewały z wysiłku wszystkie żyły, odczuwał fizyczne podniecenie. Wtedy ruchem ręki przywoływał ją na małe mbatu-mbatu w cieniu palmy. Niestety żadne dzieciątko się z tego nigdy nie poczęło, a Mbalo z coraz wiekszym niepokojem myślał o przyszłości, zwłaszcza, że Judith nie była już młódką, a na kolejną żonę nie bylo go stać.

Kiedy więc pojawiła sie perspektywa wyjazdu do Dziermany długo sie nie zastanawiał. Po krótkim wahaniu zdecydował, że żonę weźmie ze sobą zamiast oddać w zastaw przemytnikom. W końcu kto będzie się o niego troszczyć w podróży i zaspakajać potrzeby jak nie jego główny zasób, który w razie czego można spieniężyć?


W lesie za granicą, ale jeszcze nie w Dziermany, (to musiała być Bolanda) Judith niosąca plecak z dobytkiem i sprzętem bardzo spowolniała marsz. Poirytowany Mbalo pomyślał, że rzeczywiście się starzeje i niedługo nie będzie z niej żadnego pożytku.


Kiedy więc Bolandowie w zielonych mundurach zastąpili im drogę, zwinny Mbalo zbiegł zostawiając zmęczoną Judith na ich pastwę. Z bezpiecznej odległości obserwował jak zabierają jej plecak i pakują do wojskowej furgonetki.

Przewieziono ją do ośrodka, gdzie trochę odpoczęła po trudach przeprawy i nawiązała kontakty z miejscowymi. Zwłaszcza jeden z nich, młody funkconariusz slużby leśnej, wzbudzil jej zaufanie i sympatię. W dzień zakopywał trupy migrantów i aktywistów w płytkich zbiorowych mogiłach w głębi puszczy, a wieczorem miał trochę wolnego czasu, który spędzał z Judith. Po sposobie w jaki na nią patrzył kobieta mogła zgadnąć, że mbatu-mbatu zbliża się wielkimi krokami. Z pewnym zaskoczeniem łapała się na myśli, że nie miałaby nic przeciwko, zwłaszcza, że byla wypoczęta (nie musiała pracować na roli cały dzień, ani dźwigać ciężarów) i wzmocniona dietą wysokobiałkową.

Nie wiedziała jednak, gdzie jest Mbalo i jaka byłaby jego reakcja. Tenże tymczasem był całkiem blisko i zastanawiał się dokładnie nad tym samym zagadnieniem - tzn jak taki obrót rzeczy pomógłby mu dostać się do Dziermany. Mógłby np zaproponować swą piękną żonę w zamian za przewóz. Tylko, że Bolando miał już do niej nieograniczony dostęp bez płacenia czymkolwiek.

Nieuchronne w takich okolicznościach mbatu-mbatu nastąpiło, co więcej, po pewnym czasie Judith uświadomiła sobie, że jest w ciąży.
- Bejbi - powiedziała uszczęśliwiona kiedy sie znów spotkali.
Młody Bolando rozpromienił się sądząc, że to do niego zwróciła sie tak pieszczotliwie i już chciał zamknąć ją w namiętnym uścisku, ale Judith powstrzymała go ruchem dłoni
. - Bejbi - powtórzyła pokazując na swoj brzuch - Ziziuś - dodała dla wszelkiej pewności w miejscowym języku.

Reakcja Bolanda była przedziwna: zesztywniał, zbladł i Judith miała wrażenie, że widzi myśli przebiegajace przez jego glowę. Wszystkie bardzo brzydkie i do pojęcia trudne.
- Nie chce ziziusia - pomyślała - nie chce zisiusia mieszanej krwi, bo rasist!

Tak było w istocie, z tym jednak zastrzeżeniem, że młody leśnik nie chciał żadnego dzidziusia, nawet z rodaczką w odpowiednim wieku, a co dopiero starszą o kilka lat afrykańską pięknością przebywajacą w kraju nielegalnie. W tym drugim przypadku kłopoty multiplikowały się.

Tak więc Judith nie zobaczyła już wiecej młodego Bolanda, natomiast w ośrodku kazali się jej zdecydować czy składa papiery czy wraca na Białoruś.
- Dziermany - powiedziała wskazując na siebie!
- No Dziermany - pogrożono jej palcem - You back to Łukaszenka!

 - Gdzie jesteś Mbalo - myślała w udręce - co mam zrobić?
Mbalo nieoczekiwanie zmaterializował się
- Przyjdzie po ciebie jeden Bolando w mundurze - powiedział szybko, bez zbędnych wstępów - Zaproponuj mu mbatu-mbatu i... - nie dokończył spłoszony dźwiękiem ciężkich, żołnierskich butów i już go nie było...

- No, chodź mała - powiedział strażnik - trochę cię szkoda, bo ładna jesteś... - zawiesił głos jakby na coś czekając
Judith zrozumiała czego chciał Mbalo - miała teraz zaproponować mbatu-mbatu w zamian za umożliwienie ucieczki. Zawahała się
- Bejbi - powiedziała w końcu wskazując na swój brzuch - nie mogę mbatu-mbatu bo bejbi...
- Jak chcesz - Bolando wzruszył ramionami.


Zaprowadzili ją pod ogrodzenie na granicy

- Wysoko - powiedział ten drugi
- Podsadzimy ją - odmruknął pierwszy i zanim się zorientowała szybowała w powietrzu na drugą stronę odprowadzana wzrokiem ogromnych Bolandów.


Mbalo tymczasem uratowany został przed przymusowym zawróceniem przez mamę Jane, najwybitniejszą działaczkę humanitarną w całej Bolandzie. Mama Jane wzięła go pod swoje skrzydła jako afrykańskiego inżyniera biegłego w wielu językach. 

Mbalo czuł sie nieco niekomfortowo, bo nie wiedział, czego mama Jane chce w zamian. Miał nadzieję, że nie mbatu-mbatu, ale pewności nie miał. Toteż kiedy pewen młody działacz lewicy zaproponował mu mieszkanie, zgodził się pośpiesznie.

 Zbyt pośpiesznie, jak się wkrótce okazało, bo aktywista - sądząc po jego niecodziennym zachowaniu - myślał, że Mbalo jest kobietą. Kiedy więc Afrykanin, celem wyjaśnienia sytuacji, pokazal mu swój organ męski, ten tak się podniecił, że grzmotnięcie w szczękę i poprawienie kopniakiem w podbrzusze okazało się minimum koniecznym, aby go powtrzymać od dalszych umizgów. To z kolei wprawilo napastnika w trudny do pojęcia stan ekstazy...
- Mbalo - wyszeptał osuwając się na ziemię - mój słodki, czarny brutalu...
Dalszych rasistowskich wypowiedzi już nie słyszał, bo siedział w pociągu do Dziermany, konkretnie w toalecie, gdyż nie zdołał kupić biletu z miejscówką w tak krótkim terminie.

Nie minął rok, a może dwa kiedy z Dziermany zaczęto masowo zawracać migrantów do Bolandy, nawet tych, którzy przybyli zupełnie innym szlakiem. Na granicy nikt tego nie sprawdzał, przyjmowano wszystkich jak leci. Na odchodnym zapewniano, że Bolanda będzie wkrótce musiała wypłacać im równie wysokie zasiłki jak Dziermany, bo UE ją zmusi.

Mbalo siedząc więc w ośrodku z podobnymi sobie myślał o Judith, jej gibkim jędrnym ciele i aksamitnej skórze. Po doświadczeniach ostatnich lat przeczuwał, że zapewnienie sobie mbatu-mbatu z odpowiednią partnerką nie będzie wcale takie proste, a bez tego jak żyć?!!!

Tymczasem Judith - spadłą jak z nieba - zainteresowało się bialoruskie KGB. Do burdelu dla VIPów była  o 20 lat za stara, więc oddano do dyspozycji służbom zaprzyjaźnionego imperium. W efekcie  wylądowała w Moskwie na uniwersytecie im Lumumby z perspektywą powrotu do Afryki w nieodległej przyszłości...

Dziecko urodziła i z perspektywy czasu musiała przyznać, że wymiana męża na zachwycajacego synka była w gruncie rzeczy korzystna. Poza tym przekonała się, że jest płodna i wszystko jeszcze przed nią, jeśli się troszeczkę pośpieszy. A chętnych kolegów z uczelni bylo calkim sporo...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz