Zacznę od pomysłu na scenariusz romansu zainspirowanego konkretnymi osobami i zdarzeniami z życia wyższych sfer, czyli lewicy.
Oto pewien lewicowy polityk w randze wiceministra w MSZ zostaje przymusowo urlopowany pod pretekstem choroby alkoholowej. Zarzut, choć poważny, wydaje się dęty, gdyż w tym samym rządzie - też w randze wiceministra (sprawiedliwości) - niepokojony przez nikogo - zasiada Belzebub M. obdarowany przez teścia-mafioza ładnym domkiem pod Warszawą, który to fakt zataił w oświadczeniu majątkowym, aby wraz z małżonką ciągnąć kasę na dopłaty do wynajmu mieszkania w stolicy należne posłom z prowincji.
Nasz bohater - nazwijmy go Andrzejem Sz.- oddaje się więc niewesołym rozmyślaniom nad flaszką, zastanawiając się gdzie popelnił błąd i jego myśli biegną nieuchronnie ku Justynie, a widz towarzyszy mu oglądając retrospekcję.
Nigdy nie mógłby nawet marzyć o takiej dziewczynie, gdyby nie staż partyjny i stanowisko oraz jej ambicje + gotowość do wykorzystania swoich "zasobów" do ich realizacji.
Od fantazji do flirtu, od flirtu do dotyku i tak dalej, aż rozbudzone zmysły podlane alkoholem eksplodują w pewnym momencie przemocą wobec zachwycającej Justyny, która natychmiast po tak intensywnej sesji biegnie na obdukcję i zamieszcza w internecie zdjęcia obrażeń oraz wynik oględzin lekarskich.
Potem zdjęcia znikają, a Justyna nieoczekiwanie wprowadza się do mieszkania w Warszawie, gdzie zajmuje się powiększaniem rożnych części ciała i wrzucaniem "fotek" na media społecznościowe.
Widz obserwując dziewczynę na ekranie odkrywa jej sekret, ukrytą milość życia, której obiektem jest wlasny tyłek, namiętnie fotografowany nie bez poświęceń (zważywszy niewygody), a zdjęcia publikowane w internecie przy różnych okazjach.
Niestety jak wiele wybitnych i nietuzinkowych kobiet, Justyna pada ofiarą hejtu, który boli nieskończenie bardziej niż ciosy nawalonego Andrzeja Sz. Zresztą tak skutecznie je wyparła, że zaprzecza jakoby kiedykolwiek miały miejsce.
Najgorsi - jak łatwo zgadnąć - są katole, którym ze szczodrości serduszka zadedykowała zdjęcie swej zachwycajacej pupy na Boże Ciało czy też Wielkanoc. Podniósł sie wielki krzyk oburzenia, a przecież ona tylko chciała podzielić się nawet z nimi, tymi nienawistnikami, tym, co najdroższe jej sercu.
Fakt - myśli Justyna - nie wiedzą o tym, że towarzysze zabronili mi publikowania zdjęć gołego tyłka wśród żonkili na rocznice powstania w gettcie. Nie chcieli słyszeć o wytatuowaniu na pośladkach gwiazdy Dawida ani nawet sierpa i młota na rocznicę rewolucji październikowej...
Widz - głęboko zasmucony - odkrywa, że nawet na lewicy panuje ciemnogród i zaścianek, po czym z oczami pelnymi łez opuszcza kino.
Niestety obawiam się, że nie jest to materiał na hit. Raczej kameralne, studyjne klimaty.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz