Śnił mi się pies - bardzo dobry symbol senny oznaczajacy życzliwych ludzi - i przyszedł dzielnicowy w sprawie ukraińskich sąsiadów zakłócających spokój. Raczej mnie zniechęcał do rozprawy przed sądem, ale i tak jestem zachwycona, że sama nie muszę jutro iść na policję.
W lokalu, który teraz wynajmują mieszkał pan M. alkoholik, który regularnie zalewał nam mieszkanie i puszczał przez trzy doby z rzędu Denisa Russosa "My friend the wind" na cały regulator w czasie swoich (częstych) pijackich ciągów. Moi rodzice nigdy nie reagowali, postanowili zło dobrem zwyciężyć. Nie udalo się, niestety.
Pan M. umarłby leżąc na podlodze łazienki, a jego zwłoki zdążyłyby się rozlożyć zanim by ktoś je znalazl, gdyby nie moja rodzina, która sprowadzila pomoc.W odwecie spadkobierczyni urządziła taki remont generalny, że mama dostala zawału i umarła po tygodniu. Jej reanimacja odbywała się wśród dźwięków pracującej wiertary, nie wyłączonej nawet na tę okoliczność.
Remont mimo swej długości i intensywności byl dość niekompletny. "Zapomniano" na przyklad położyć jakąkolwiek izolację pod panele podłogowe. Dywanów, wykładzin czy mat nie przewidziano, co bylo prostym sposobem na wykreowanie sztucznego konfliktu między każdym kolejnym setem najemców a nami. Jeśli ktoś wie jak brzmią krzesła przesuwane po panelach bez izolacji - zwłaszcza w nocy - zrozumie bez trudu o czym mówię. Sytuacja byla trudna do zniesienia nawet w przypadku ludzi skadinąd kulturalnych, a co dopiero w przypadku dziczy stepowej, "która ma prawo"!
Z sąsiadem z mieszkania obok, panem J., byliśmy zawsze w dobrych relacjach, mimo bardzo cienkiej ściany oddzielajacej nasze "pokoje dzienne". Było oczywiste, że przychodzi do nas po drabinę lub inne narzędzia, albo kiedy popsuje mu się telefon. Telewizor wstawił do kuchni, bo oglądał w nocy mecze dość głośno, jako człowiek przygłuchy. Przed śmiercią wpadł w sidła rodziny swojej żony i zapisal mieszkanie wyjątkowo paskudnej postaci, która - jak to ujęła - "robi w nieruchomościach".
Zrobiła więc nam kuchnię przy sypialni, aby zyskać dodatkowe pomieszczenie i móc żądać czynszu za mieszkanie dwupokojowe, a nie kawalerkę. Kto wie jak brzmi pompa tłocząca ścieki pod sufit tuż przy 14-centymetrowej ścianie działowej, rozumie o czym mówię. O tłuczonych o świcie kotletach i ukraińskim życiu towarzyskim, niekompatybilnym z naszym kalendarzem, nie wspominam.
Z sąsiadami z dołu mieliśmy stosunki raczej chłodne, acz poprawne. Pani K. czesto przychodziła nas upominać, że hałasujemy, kiedy np był wbijany gwóźdź w ścianę pod obrazek. Czuła się w tym calkowicie bezpiecznie, bo zawsze przepraszaliśmy i staraliśmy się jej nie drażnić. Mieszkanie po niej wykupili byli najemcy i od tego momentu zaczęło się dziać.
Remont zaczęty w niedziele po 21 trwal ponad 3 miesiące. Rozwalane byly ściany działowe i rozwiercane konstrukcyjne. Nowe meble i wyposażenie kuchni wnoszono po nocach i takie tam inne drobnostki, które wymagały interwencji policji. Po czy urodziło się dzieciątko.
Dzieciątko jak to dzieciątko - płacze. Płacz niemowlęcia jest dźwiękiem naturalnym i przez podłogę nie specjalnie uciążliwym. Ale co kiedy byłe niemowle ma rok, a potem dwa i wciąż drze ryja non stop, a jego płuca nabrały mocy? Podejrzewam, że to przypadek autyzmu, sądząc po odglosach, a ściany działowe tymczasem rozwalone i nie uciekniesz z pokoju do kuchni przed tym wrzaskiem.
Po co wracam do historii, które już na tym blogu opisywałam? Zauważyłam bowiem pewną niepokojącą zależność - im więcej dobra doświadczy od ciebie sąsiad, tym wiecej zła wyrzadzą ci jego spadkobiercy. Oprócz bezpośrednich konsekwencji ich działań, doskwiera poczucie niesprawiedliwości. Dobro, bowiem, nie wraca. Zapłatą za nie jest zło. Każdy dobry uczynek zostaje pomszczony (co najmniej) w dwójnasób!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz