Nie zamierzam się tym razem zajmować żadnym kłamliwym serialem, gdyż jak wiadomo tzw. filmy historyczne opowiadają nam zawsze wyłącznie o wyobrażeniach współczesnych na temat jakiejś epoki, są po prostu fantazjami projektowanymi wstecz dokładnie na tej samej zasadzie, co sielanki o greckich pasterzach i pasterkach w literaturze baroku, albo romantyczne powieści i poematy osnute na motywach średniowiecznych. W samym średniowieczu cykl legend arturiańskich był dokładnie tym samym - interpretacją odległej przeszłości na podobieństwo czasów autorom znanych z autopsji .Zjawisko jest stare jak świat.
Wrócę jednak do kobiet wojowniczek. Lagherta znana z Gesta Danorum Saxo Grammaticusa została wojowniczką z konieczności. Kiedy szwedzki król Fro najechał ziemie Siwarta i pokonał go, wszystkie kobiety z jego rodu umieścił w burdelu celem upokorzenia. Na odsiecz swojemu dziadkowi ruszył Ragnar Lothbrok i wtedy wiele z owych kobiet, w męskim przebraniu, walczyło po jego stronie, a Lagherta wyróżniała się wielką odwagą i zawziętością w walce, kontrastującą z jej kruchą postacią.
Szczęścia w miłości raczej nie zaznała. Była wprawdzie krótko żoną Ragnara, ale ten szybko się z nią rozwiódł by móc poślubić Thorę, której wkrótce zrobił ten sam numer, aby dostać Aslaug. Swoją drogą to świetny komentarz do "wysokiej pozycji kobiety" w pogańskiej Skandynawii - nawet córkę króla można było bez ceregieli odesłać do ojca, jeśli na horyzoncie pojawiła się lepsza partia.
Sigrid Undset pisze w swojej pięknej opowieści o Vigdis i Viga-Ljocie osadzonej w schyłkowym okresie pogaństwa w Norwegii i Islandii o dziewczynie, która przywdziewa męski strój i bierze broń, aby pomścić śmierć swego ojca, Gunnara, ostatniego z rodu. Natomiast do zemsty na mężczyźnie, który ją zhańbił używa swego syna (który niestety jest również synem owego mężczyzny).
Nie wydaje mi się, że którakolwiek kobieta pozazdrościłaby owym literackim bohaterkom okoliczności, które pchnęły je do czynów zbrojnych. Każdy otoczony wrogością w końcu nauczy się walczyć, albo zginie, ale czy którakolwiek kobieta marzy o tym, by być otoczona od dzieciństwa wrogością?
Nawyk konfrontowania wroga w walce z bronią w ręku wyrabia szereg cech charakteru i nawyków raczej nieprzydatnych kobiecie jak prostoduszność, otwarte wypowiadanie swego zdania, obrzydzenie do manipulacji i kłamstwa, lojalność, patrzenie prosto w oczy i uczciwe podawanie ręki. Wszystko teoretycznie bardzo piękne, ale w oczach mężczyzn raczej nie to, co chcieliby widzieć w kobiecie, stąd historie owych wojowniczek raczej nie kończą się happy endem.
Wbrew temu, co sugeruje fantazja o wikingach wyprodukowana przez History Channel, kobieta wojowniczka nie jest i nigdy nie była ideałem, czy chętnie naśladowanym wzorcem kobiecości, tylko wytworem traumatycznych okoliczności życia, do których nikt nie tęskni. Każdy, a zwłaszcza każda kobieta tęskni za tym, aby dorastać otoczona miłością, przyzwyczajać się do tego, że być kochaną jest stanem naturalnym, uczyć się z wdziękiem przyjmować miłość i hołdy. Słowem być małą księżniczką chronioną także przez wysoką pozycją ojca i wszystkie jego zasoby, małą samiczką alfa.
Za taką kobietą tęsknią nie tylko bohaterowie literaccy. Księżniczka jest przede wszystkim symbolem statusu. To absolutnie najsilniejszy afrodyzjak. Im bardziej jest rozpieszczona tym lepiej, jej kaprysy mogą być dowolnie głupie, a nawet okrutne, ale pokazują, że zawsze wszystko było jej wolno, bo tak ważna była dla ludzi możnych ergo zasługuje na miłość. Instynkt stadny też nie woda - kochamy kochanych, odrzucamy odrzucanych. Wszystkie bajki są o zdobyciu księżniczki, a nie jakiejś skromnej dziewczyny, choćby nie wiem jakie skarby cnót się w niej kryły, choćby nie wiadomo jak była piękna.(Bohaterki bajek też raczej czymś niżej księcia rzadko się zadowalają wykazując sporą determinację jak Kopciuszek albo Mądra Młynarka).
Na spotkaniu mojej klasy z podstawówki, koledzy wyznali w godzinie zwierzeń, że wszyscy kochali się w takiej klasowej królewnie. Jej uroda była raczej problematyczna (choć miała obowiązkowe jasne warkocze i niebieskie oczy z czarnymi rzęsami) - czynnikiem decydujący był status rodziców i widoczna gołym okiem zamożność (jak na warunki PRL-owskie). Najciekawsze, że do tej samej klasy chodziła porcelanowa figurynka o włosach jeszcze jaśniejszych, oczach bardziej niebieskich, rzęsach dłuższych i czarniejszych, o wiele lepszej figurze i niewątpliwej urodzie, ale żaden z kolegów nawet o niej nie wspomniał. No cóż status jej rodziców był raczej niski, a co do zamożności, to jej w tej rodzinie nie było. Wiedziona ciekawością zapytałam więc wprost (nawyk kobiety-wojowniczki) czy ktoś pamięta ową Basię i czy zauważył jej niezwykłą urodę. Tylko jeden przyznał, że tak, a brak zainteresowania tłumaczył, że oważ nie potrafiła się odpowiednio podać (klasowa królewna, też nie była specem od autoreklamy, całkiem biernie przyjmowała hołdy w swój cichy i nieco rozmemłany sposób). Dla reszty śliczna, ale skromna i nieśmiała Basia nie istniała. Bez złośliwości dodam, że była umiarkowanie inteligentna, więc każdy mógł się czuć przy niej jak geniusz, a mimo to totalny brak zainteresowania!
Moralność istnieje tylko między równymi jak zauważył Tukidydes, a miłość tylko do (wśród) osobników Alfa. Jeśli są nieosiągalni, to niektórzy zadawalają cię czymś niżej, ale nie cenią tego specjalnie i tęsknią do nieosiągalnego.
Chciałabym, żeby to, co napisałam nie było prawdą, ale obawiam się, że jest. Mam taką intuicją, że wszystko w życiu kręci się wokół miejsca w stadzie (łącznie z pragnieniem miłości czy założenia rodziny). Współczesnych bardzo wprowadza w błąd teoretyczna równość obywateli wobec prawa w mniej lub bardziej demokratycznych społeczeństwach. Jest to oczywista fikcja. Pokażcie mi dowolną grupę ludzi (od przedszkolaków poczynając) nie powiązanych żadną podległością służbową, a określę miejsce każdego w nieformalnej, ale bardzo ściśle przestrzeganej hierarchii (dziecko albo pies rozpracuje ją znacznie szybciej)
Społeczeństwa stanowe miały mniej złudzeń. W średniowiecznym kryminale Ellis Peters Kroniki Brata Cadfaela zawsze obok pozytywnego bohatera pojawia się już na początku równie pozytywna bohaterka dokładnie odpowiadająca mu stanem i przez całą intrygę zbliżają się ku sobie, aby w końcu rozpoznać tego/tą właściwą pod każdym względem osobę do zawarcia udanego małżeństwa.
Sławetna seksuolog Michalina Wisłocka twierdziła onegdaj, że w miłości każdy może być milionerem. Co prawda podejrzewam, że chodziło jej raczej o satysfakcjonujący seks, niż udane małżeństwo, ale teoretycznie powinno tak być. W praktyce jest różnie, bo jak pokazuje mój przykład klasowy wszyscy pragną pozyskać "księżniczkę" (myśląc, że są książętami) zamiast roztropnie za przykładem Ellis Peters poszukać osoby najbardziej odpowiedniej dla siebie ("tego samego stanu"), ale to trudne do przyjęcia, bo w niej jak w lustrze widzimy nasz własny status ("stan") nie koniecznie wysoki.
Małżeństwo i posiadanie potomstwa w stadzie wilków przysługuje tylko najwyższym statusem osobnikom Alfa. W Eddzie Poetyckiej tylko w rodzinie jarla widać relację miłości tak jak ją dzisiaj rozumiemy - jeden z wielu luksusów związanych ze statusem społecznym. W społeczeństwie pogańskiej Skandynawii najniżsi w hierarchii nie mogą mieć potomstwa, albo - w przypadku niewolników - zależy to wyłącznie od decyzji ich pana.
Mimo wieków pracy cywilizacyjnej Chrześcijaństwa, ubogim w Polsce odbiera się dzieci, a w krajach skandynawskich, Niemczech i Wielkiej Brytanii kradnie się je polskim imigrantom pod najdziwniejszymi pretekstami. Nie wiele różnimy się więc od pogan i wilków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz