Przypadkiem, szukając czegoś zupełnie innego, trafiłam w Internecie na serial Wikingowie (Vikings) zrobiony przez History Channel i coś tam jeszcze w koprodukcji irlandzko-kanadyjskiej.
Najzwięźlej można podsumować ten film jako projekcję fascynacji i fantazji współczesnych postchrześcijańskich neopogan wstecz, na społeczność na tyle dawną, że można jej sporo własnych wyobrażeń przypisać, a jeśli nawet są sprzeczne ze źródłami pisanymi z epoki i nieco późniejszymi, to kto o tym wie?
Istniał prawdopodobnie ktoś taki jak Ragnar Lothbrok (przynajmniej w sagach), a jego synowie Bjorn Żelazoboki czy Ivar-bez-kości, Sigurt i inni są postaciami historycznymi. Lagherta - wojowniczka, pierwsza żona Ragnara jest również bohaterką sagi, podobnie jak Aslaug(Kraka) jego trzecia żona. Historyczny jest najazd na Lindisfarne, władca Northumbri Aella itp.
To jednak nie zmienia faktu, że film jest fantazją umysłu zanieczyszczonego wolą mocy, poprawnością polityczną i wyraźną Christofobią.
Wikingowie są rośli, przystojni, kochają swoje żony i traktują je z szacunkiem, kochają także swoje dzieci, nawet te zdeformowane (i nawet jeśli po dłuższej walce wewnętrznej wyniosą je do lasu, to nie mają nic przeciw temu, że żony je uratują je od śmierci i przyniosą z powrotem do domu). Seks uprawiają partnerski i wyzwolony (zapraszają do wspólnych uciech osoby trzecie np. niewolnika - młodego mnicha z Lindisfarne), kobieta - wojowniczka jest preferowanym ideałem kobiecości. Ofiary z ludzi są składane wyłącznie z chętnych, aby dostąpić tego zaszczytu, gorzej ze zwierzętami (nie ma w filmie sceny, która by pokazywała jak te chętnie godzą się na takie wyróżnienie). Ślub w obrzędzie pogańskim zestawiony z chrześcijańskim jest bez porównania sympatyczniejszy, pełen ciepła, spontaniczności i wigoru.
Chrześcijanie nie mają pojęcia o co chodzi w ich własnej wierze, są tchórzliwi, bezradni i żałośni niezależnie od tego czy się po prostu boją czy też mężnie poddają męczeńskiej śmierci. Ich władcy są okrutni i gnuśni, księżniczki wygłodzone seksualnie, mimo, że gwałcone od dzieciństwa przez rodzonych braci, którzy po śmierci są za ten czyn automatycznie kanonizowani. Mnisi coś tam w skryptoriach przepisują, ale widz nie dowie się co. Dowie się natomiast, że teksty antyczne są docenione wyłącznie przez władcę zafascynowanego pogaństwem i w tajemnicy odczytywane przez mnicha odstępcę. Gdzie ów nauczył się łaciny, sztuki pisania i czytania nie wie nikt.
Godność i dostojeństwo charakteryzuje upiornego widzącego i innych pogańskich kapłanów, natomiast duchowni chrześcijańscy są zawsze paskudni, albo tłuści konformiści albo chudzi fanatycy.
Trudno się dziwić, że scenarzysta z upodobaniem pokazuje profanację kościołów, relikwii i mszy. Scena wtargnięcia wikingów do kościoła podczas podniesienia, a następnie wypicia i wyplucia konsekrowanego wina przez ichniego dyżurnego głupka-żartownisia jest w zamierzeniu fantastycznym dowcipem, podobnie jak zabicie wśród chichotów bezbronnego celebransa na oczach osłupiałych ze zgrozy wiernych. W ogóle zabijanie bezbronnych: mnichów, wiernych, którzy zostawili przed wejściem do kościoła broń, związanych, obezwładnionych, jest praktykowane z upodobaniem, przy aprobacie scenarzysty podobnie jak ciosy w plecy, podstęp i zdrada.
Mnich z Lindisfarne cudem ocalały z rzezi i uprowadzony w niewolę nie ma wątpliwości co do wyższości cywilizacyjnej wikingów. Trzeba uczciwie przyznać, że praca w skryptorium w porównywaniu z zarąbywaniem bezbronnych toporem względnie podrzynaniem im gardła jest jednak monotonna i nudna.
Przekaz filmu jest dość jasny pogaństwo jest równie dobre jeśli nie lepsze niż Chrześcijaństwo, a przy tym o ileż bardziej ekscytujące! Dziwię się tylko, że nie została podniesiona kwestia aborcji, eutanazji i par gejowskich. Zapewne pojawi się w następnym sezonie razem z walką z globalnym ociepleniem i prawami zwierząt. Np. mnich odstępca Athelstan wyzna Ragnarowi, że jest w nim zakochany i obaj zapragną adoptować dziecko. Po czym zasugeruje, że ofiara z ludzi jest O.K. ale ze zwierząt to już nie tak.
Cała ta podprogowa indoktrynacja przywodzi mi na pamięć film Real Injun - o stereotypie Indian w kinie amerykańskim. Najciekawsze w nim były ich relacje, że jako dzieci, oglądając westerny, utożsamiali się zawsze z białymi prześladowcami własnego ludu. W podobnej sytuacji ustawiony zostaje widz europejski - ma być sercem po stronie coolowych, choć nieco narwanych wikingów i podzielać odrazę scenarzysty dla obciachowych chrześcijańskich hipokrytów, którzy maltretują żony, gwałcą siostry, a co najgorsze nie są sexy. Księżniczka - nimfomanka z Mercji nie ma co do tego żadnych wątpliwości i z entuzjazmem rzuca się na swoich nowych normańskich najemników. Widz europejski ma, chcąc nie chcąc, pójść w jej ślady.
P.S.
Dla zainteresowanych średniowieczną Skandynawią widzów nie lada gratką byłoby sfilmowanie Krystyny Córki Lavransa Sigrid Undset (istniejąca ekranizacja w reżyserii Liv Ullman ma swój urok, ale pozostawia wiele do życzenia), Olafa syna Auduna albo jeszcze lepiej opowieści o Vigdis i Viga-Ljocie tej samej autorki. Niezłym materiałem na filmową sagę jest Córka Wikingów Very Hendriksen, albo po prostu sagi islandzkie, ze szczególnym uwzględnieniem Sagi o Njalu Spalonym, która po prostu prosi się o porządną adaptację. Wszystko tam jest: obraz epoki, mentalność tych ludzi, barwne charaktery, przygoda i romans, ale nikt się jakoś nie wyrywa do takiego przedsięwzięcia.
Obie norweskie autorki opowiadają swoje historie z punktu widzenia niepospolitych kobiet, co teoretycznie powinno ucieszyć feministki i wpisać się zgrabnie w nurt poprawności politycznej. Coś mi jednak mówi, że raczej nie doczekamy takich produkcji., bo nie byłyby trendy w epoce, w której należy pokazać - za przeproszeniem - babę ujeżdżającą chłopa, ganiająca z toporem albo figlującą w jakimś manage a trois, aby się zmieścić w klimacie intelektualnym. Ponadto pokazanie realnego skoku cywilizacyjnego jakim było przyjęcie Chrześcijaństwa nie zgadzałoby się z narracją o wyższości pogaństwa, która jest obecnie obowiązująca w kulturze masowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz