Kiedy zobaczyłam okładkę najnowszego W drodze, zanim cokolwiek przeczytałam, pomyślałam nieco zaskoczona, że numer będzie poświęcony homoseksualizmowi, ewentualnie narcyzmowi. Dopiero kiedy zorientowałam się co do zawartości, doszłam do wniosku, że w zamyśle autora ma to być para małżeńska. Dlaczego identyczna postać reprezentuje mężczyznę i kobietę? Jedyna różnica to fason czapki i wzory na ubraniu mężczyzny. Po bardzo dokładnym przyjrzeniu się mężczyzna jest minimalnie szerszy na całej długości tułowia, a kobiecie wystaje kosmyk (krótkich) włosów spod nakrycia głowy. Jedyne rozsądne wyjaśnienie tego ekstrawaganckiego pomysłu, jakie mi się nasuwa, to że autor zainspirował się jakimś przewrotnym zdjęciem z okresu międzywojnia, lansującym styl chłopczycy.
W powieści Muriel Spark Girls of slender means, której akcja zaczyna się na początku II Wojny Światowej, jedna z bohaterek tak właśnie wygląda - jest całkiem płaska, nie ma bioder ani talii, i krótko ostrzyżone włosy. Nie narzeka jednak na brak powodzenia, bo jak twierdzi autorka, zawsze znajdą się mężczyźni, którzy tego właśnie szukają. Na potwierdzenie tych słów dziewczyna zachodzi niebawem w ciążę z jednym z takich mężczyzn i ma trudność z przeciśnięciem się przez niewielkie okno w dachu, aby uciec z płonącego (po nalocie) budynku.
Jednym z dowodów, że tacy mężczyźni rzeczywiście istnieją, a nawet współpracują z miesięcznikiem w drodze jest powyższa okładka.
Abstrahując od dziwnych kształtów istoty żeńskiej jeszcze bardziej niepokojąca jej identyczność z postacią męską - powstaje wrażenie, że mężczyzna całuje sam siebie. Ciekawe jest, że ma to być ilustracja do artykułów o seksie małżeńskim. Czy według autora atrakcyjność na tym polega, że możemy przeglądać się w sobie jak w lustrze i to swoje odbicie pieścić i całować?
Przyznam, że jest to dla mnie pomysł raczej zaskakujący, bo zawsze wydawało mi się, że to pewne istotne różnice, także anatomiczne, potęgują wzajemną atrakcyjność.
A może to ja jestem jakaś dziwna? Moje własne ilustracje z pewnego figlarnego komiksu - osadzonego w jakiejś niejasnej przeszłości, gdzieś na północy -
wyglądają tak:
Mężczyzna na moich obrazkach nosi wprawdzie włosy do ramion, ale mam nadzieję, ze nikt go nie pomyliłby z kobietą
Zawsze wydawało mi się, że głównym tematem sztuki erotycznej (w szerokim sensie tego słowa) jest kontrast między ciałem mężczyzny wyrażającym siłę, a ciałem kobiety pełnym miękkości i delikatności.
Męska siła i kobieca delikatność to oczywiście archetypy, a nie adekwatne opisy rzeczywistości, ale jakoś tak jest, że wyrugowanie ich z życia zabija pożądanie.
Opowiadał kiedyś jakiś seksuolog (czy nie Lew Starowicz?), że co prawda pary rozmaicie dzielą między siebie obowiązki, ale tak się zwykle dzieje, że kiedy kobieta pełni w rodzinie funkcje tradycyjnie męskie zaczynają się problemy w sypialni. Jeśli to prawda, raczej się nie dziwię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz