Pod wpływem moralnego wzmożenia w przestrzeni publicznej wypłynęło z mroków mojej niepamięci pewne zdarzenie z dzieciństwa. Kiedy miałam 9, góra 10 lat wysłano mnie na tzw kolonie do Zawady. Na miejscu okazało się, że wśród dzieci znalazła się przez pomyłkę dziewczynka z zupełnie innej grupy. Jechała z daleka, była zmęczona i przerażona. Nasi opiekunowie zdecydowali, żeby chwilę odpoczęła zanim, ktoś odwiezie ją tam, gdzie powinna się znaleźć. Położono ją do łóżka w środku dnia, w dużej sali dla "mojej" grupy. Zasnęła natychmiast snem wyczerpanego dziecka.
Kiedy pozostałe dziewczynki niepewnie rozpakowywały plecaki i wkładały rzeczy do nocnych szafek, jedna zainteresowała się śpiącą. Zdjęła z niej kołdrę, następnie majtki i zaciekawieniem oglądała (a nawet macała) jej przyrodzenie ku uciesze niektórych i zgrozie pozostałych. Jeśli nie jest to molestowanie seksualne, to co nim jest? Czy jakikolwiek rodzic chciałby, aby tak potraktowano jego dziecko? A "po ile gazetki" - zabawa polegająca na podnoszeniu spódnicy i odsłanianiu majtek nie jest formą molestowania, zwłaszcza jeśli jest elementem pastwienia się nad słabszą jednostką przez starsze (albo bardziej zdeprawowanie) dziewuchy lub chłopaków? W znęcaniu się nad słabszym dzieckiem często (jeśli nie zawsze) obecny jest element seksualny, który czyni jego upokorzenie znacznie bardziej dotkliwym.
Wbrew popularnej wizji świata, która przypisuje dzieciom absolutną niewinność, a ich opiekunom (zwłaszcza jeśli to księża) nieczyste intencje, zło rozmieszczone jest ponad takim podziałem. Dzieci są karykaturami dorosłych, pozbawionymi cienkiej warstwy kultury i wiedzy o tym, co wypada udawać. Zło u dziecka występuje w stanie czystym. Dorośli mogą tego nie zauważać, gdyż młodociany potwór instynktownie kieruje je przeciw słabszym, a wyżej stojącym w hierarchii stada prezentuje ujmujący sposób bycia. Doskonale wie, kiedy to się opłaca. Rodzice często bywają zaskoczeni dowiadując się o wyczynach swoich psychopatycznych potomków wobec rówieśników i młodszych dzieci (albo starszych, chorych i bezbronnych).
Psychopatyczne dzieci również wiedzą doskonale, który z dorosłych stoi nisko w porządku dziobania i nie wahają się próbować go zniszczyć, co jest zajęciem bardziej ekscytującym niż znęcanie się nad rówieśnikami. Często zdarza się doświadczać takich prób młodym, niedoświadczonym, lub nie lubianym przez dyrekcję nauczycielom.
Pracowałam kiedyś na zastępstwo w szkole podstawowej w Trójkącie Bermudzkim. Mieszkańcy Wrocławia wiedzą co to oznacza. Wiele dzieci było dokładnie takich jak można w tych okolicznościach oczekiwać, niektóre wyrzucono z ośrodków zamkniętych, gdyż opiekunowie nie dawali sobie z nimi rady. Grono nie powitało mnie zbyt serdecznie z przyczyn dla mnie niejasnych. Być może wyczuto we mnie (słusznie) jednostkę bardziej wrażliwą, mniej przystosowaną, ergo nieodpowiednią do takiej pracy.
Ze szczególnym "rozrzewnieniem" wspominam pewną Martusię, która specjalizowała się w robieniu mi czarnego PR-u. Raz po raz dowiadywałam się od jej nawiedzonej matki (psychologa z zawodu!) lub szkolnej pani pedagog, że ciągnęłam ją za włosy, kopałam lub wyzywałam. Zapewne wszystko to należało z tym gównem zrobić, ale powstrzymałam się przez roztropność. Do kampanii przeciwko mnie przyłączyła się po pewnym czasie moja kolejna "faworytka" Andżelika (sic!). Pod iście anielską powłoką kryła się najbardziej wredna, wyrafinowana mała kurewka jaką w życiu widziałam. Powiedziano mi, że należy biednemu dziecku okazywać serce, lecz biedne dziecko znacznie lepiej się bawiło organizując nagonki na nauczyciela (z fizycznym atakiem włącznie). O wyczynach przedstawicieli mniejszości romskiej i psychopatycznych młodzieńców wyrzuconych z ośrodka zamkniętego nawet nie chce mi się pisać.
Najdziwniejsza w tym wszystkim była reakcja kadry i dyrekcji. Wiedząc doskonale z kim mają do czynienia, uważali "świadectwo" zaburzonych gnoi za równie, lub więcej, warte niż moje. Musieli zdawać sobie sprawę, że jestem osobą łagodną, chwilami wręcz ciapowatą, ale chcieli widzieć we mnie złoczyńcę, by ocalić swą wiarę w "dobro" i "niewinność" dzieci, która ukryta dla oka, czai się pod szorstką powłoką arogancji i chamstwa. Szczęściem dla mnie zwolniło się miejsce w liceum, gdzie przeszłam w trakcie roku szkolnego, po czterech miesiącach ekscytujących doświadczeń.
Mniej szczęścia miał kardynał Pell z Australii, który potraktował poważnie zadanie uporządkowania finansów Watykanu. Natychmiast dowiedział się, że molestował ministranta 30 lat temu. Mając słowo przeciw słowu sąd uwierzył oskarżeniu i posadził najprawdopodobniej niewinnego człowieka do pierdla, gdzie nie ma nawet możliwości odprawiania mszy św.
Uczciwy człowiek jest wobec oszczerstwa bezradny, nie umie się nim posługiwać, nie umie sobie nawet wyobrazić, że ktoś mógłby kłamać z pełną świadomością. W przypadku spraw o molestowanie na ogół wygrywa ten bardziej bezwzględny - ten kto fałszywie oskarżył i wie jak wywołać współczucie lub ten kto, kto wybrał łatwą do zdyskredytowania ofiarę. i może liczyć na wsparcie możnych przyjaciół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz