piątek, 27 września 2024

Malarstwo podyplomowe

O ile mi wiadomo na ASP nie uczy się studentów techniki olejnej. Jeśli ją znają - dobrze, jeśli nie, niech używają akryli czy czego tam chcą. Z jednej strony to dziwne, a z drugiej zrozumiałe.

Dziwne, gdyż źle przygotowane podłoże "mści się" np odpadaniem zbyt suchego gruntu razem z warstwą farby. Widziałam taką katastrofę w holu Domu Pielgrzyma w Częstochowie. Kilkanaście wielkich płócien, całkiem nieźle malowanych łuszczyło się spektakularnie. Wygląda to mniej więcej tak:


Na skutek nieznajomości rzemiosła można nie tylko zniweczyć swoją pracę, lecz także  zniechęcić potencjalnych nabywców/ zleceniodawców, którzy mają wszelkie prawo czuć sie oszukani.... 

Być może zakłada się, że teraz można kupić wszystko gotowe i szkoda czasu na uczenie rzeczy tak przyziemnych. A może technika olejna jest na cenzurowanym, gdyż została wynaleziona do realistycznego malarstwa, którego "już się nie nosi" na akademiach i nie przyjmuje się ludzi, którzy by umieli je uprawiać...

Na naszych studiach podyplomowych malowaliśmy więc temperami na kartonie formatu 100 x 70, zwykle charakterystyczne duże aranżacje dziwnych przedmiotów znalezionych przez asystentkę na śmietniku, czasem umieszczone na ich tle modelki (jak wyżej).





Ja jednak z uporem maniaka przynosiłam co pewien czas farby olejne i zagruntowane podobrazia. Nie był to szczegolnie dobry pomysł, bo zwykle brakowało czasu na skończenie pracy. Poza tym pośpiech wymuszał bardzo szkicowe potraktowanie tematu  i nie dawał szans na wykorzystanie możliwości techniki olejnej. Nie wspominam już "zaginięć" płócien zostawionych w pracowni do wyschnięcia...




Mieliśmy 2 godziny na ten widok z dachu budynku ASP. Nie miałam szansy go skończyć, niestety, bo szkic zapowiadał sie nieźle...

Wiele z tych prac uległo destrukcji z powodu źle przygotowanego gruntu, niektóre płótna wykorzystałam ponownie zamalowując pierwotny obraz. 

Poza rysowaniem i malowaniem w pracowni, robiliśmy prace domowe omawiane na 2 godzinnych konsultacjach odbywajacych się co 2 tygodnie. W praktyce, ponieważ niewiele osób te zadania przynosiło, konsultacje zamienione zostały na krótkie dodatkowe zajęcia poświęcone głównie kończeniu prac z poprzedniego tygodnia... 

Ja należałam do tych dziwnych osób, które zadania zawsze robiły i wydawało mi się, że sporo zyskałam na  konsultacjach.  Praca poniżej to prawdopodobnie realizacja tematu "postacie w ruchu" albo coś w tym stylu


Bardzo charakterystyczne były zadania polegające na kilku ujęciach tego samego tematu np martwa natura raz monochromatycznie, raz barwnie, a raz collage...



Tutaj tematem miał być pejzaż. Zrobiłam go więc raz w akwareli, raz farbami olejnymi, a raz w technice collage z resztek tkanin na kamelówce (tak jak martwą naturę powyżej)

Pejzaż raz w oleju, raz w collage:


Bardzo byłam chwalona za te collage, co pobudzało mnie do realizacji całkiem nowych tematów od razu w tej technice...


...albo opracowywania starych jak poniżej - rysunek kredką, obraz olejny i collage. Zdaniem profesora collage w moim wykonaniu zawsze był o kilka długości lepszy niż tradycyjne techniki


Tak zachęcona próbowałam eksplorować tę dziedzinę gdzie się tylko dało. W tym przypadku jednak muszę uczciwie powiedzieć, że szkic olejny jest lepszy....


...a tutaj zdecydowanie collage. 


Tutaj nie wiadomo, bo gdyby szkic dokończyć mógłby się okazać dużo lepszy.
y

Tak więc nie tylko nie opanowałam techniki olejnej, na co miałam nadzieje w skrytości swego serduszka, ale zniosło mnie w rejony dokładnie przeciwne, uproszczonego obrazu, jaki wymusza mozaika z kawałków tkanin. Dobrze się tym bawiłam i ćwiczyłam kompozycję zarazem, ale niepostrzeżenie weszłam w ślępą uliczkę produkowania czegoś, co podoba sie wyłącznie profesjonalistom w dziedzinie sztuk wizualnych, a i to nie wszystkim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz