O ile mi wiadomo na ASP nie uczy się studentów techniki olejnej. Jeśli ją znają - dobrze, jeśli nie, niech używają akryli czy czego tam chcą. Z jednej strony to dziwne, a z drugiej zrozumiałe.
Dziwne, gdyż źle przygotowane podłoże "mści się" np odpadaniem zbyt suchego gruntu razem z warstwą farby. Widziałam taką katastrofę w holu Domu Pielgrzyma w Częstochowie. Kilkanaście wielkich płócien, całkiem nieźle malowanych łuszczyło się spektakularnie. Wygląda to mniej więcej tak:
Na skutek nieznajomości rzemiosła można nie tylko zniweczyć swoją pracę, lecz także zniechęcić potencjalnych nabywców/ zleceniodawców, którzy mają wszelkie prawo czuć sie oszukani....
Być może zakłada się, że teraz można kupić wszystko gotowe i szkoda czasu na uczenie rzeczy tak przyziemnych. A może technika olejna jest na cenzurowanym, gdyż została wynaleziona do realistycznego malarstwa, którego "już się nie nosi" na akademiach i nie przyjmuje się ludzi, którzy by umieli je uprawiać...
Na naszych studiach podyplomowych malowaliśmy więc temperami na kartonie formatu 100 x 70, zwykle charakterystyczne duże aranżacje dziwnych przedmiotów znalezionych przez asystentkę na śmietniku, czasem umieszczone na ich tle modelki (jak wyżej).
Ja jednak z uporem maniaka przynosiłam co pewien czas farby olejne i zagruntowane podobrazia. Nie był to szczegolnie dobry pomysł, bo zwykle brakowało czasu na skończenie pracy. Poza tym pośpiech wymuszał bardzo szkicowe potraktowanie tematu i nie dawał szans na wykorzystanie możliwości techniki olejnej. Nie wspominam już "zaginięć" płócien zostawionych w pracowni do wyschnięcia...
Mieliśmy 2 godziny na ten widok z dachu budynku ASP. Nie miałam szansy go skończyć, niestety, bo szkic zapowiadał sie nieźle... |
Wiele z tych prac uległo destrukcji z powodu źle przygotowanego gruntu, niektóre płótna wykorzystałam ponownie zamalowując pierwotny obraz.
Poza rysowaniem i malowaniem w pracowni, robiliśmy prace domowe omawiane na 2 godzinnych konsultacjach odbywajacych się co 2 tygodnie. W praktyce, ponieważ niewiele osób te zadania przynosiło, konsultacje zamienione zostały na krótkie dodatkowe zajęcia poświęcone głównie kończeniu prac z poprzedniego tygodnia...
Ja należałam do tych dziwnych osób, które zadania zawsze robiły i wydawało mi się, że sporo zyskałam na konsultacjach. Praca poniżej to prawdopodobnie realizacja tematu "postacie w ruchu" albo coś w tym stylu
Bardzo charakterystyczne były zadania polegające na kilku ujęciach tego samego tematu np martwa natura raz monochromatycznie, raz barwnie, a raz collage...
Tutaj tematem miał być pejzaż. Zrobiłam go więc raz w akwareli, raz farbami olejnymi, a raz w technice collage z resztek tkanin na kamelówce (tak jak martwą naturę powyżej)
Pejzaż raz w oleju, raz w collage:
Bardzo byłam chwalona za te collage, co pobudzało mnie do realizacji całkiem nowych tematów od razu w tej technice...
...albo opracowywania starych jak poniżej - rysunek kredką, obraz olejny i collage. Zdaniem profesora collage w moim wykonaniu zawsze był o kilka długości lepszy niż tradycyjne techniki
Tak zachęcona próbowałam eksplorować tę dziedzinę gdzie się tylko dało. W tym przypadku jednak muszę uczciwie powiedzieć, że szkic olejny jest lepszy....
...a tutaj zdecydowanie collage.
Tutaj nie wiadomo, bo gdyby szkic dokończyć mógłby się okazać dużo lepszy.
Tak więc nie tylko nie opanowałam techniki olejnej, na co miałam nadzieje w skrytości swego serduszka, ale zniosło mnie w rejony dokładnie przeciwne, uproszczonego obrazu, jaki wymusza mozaika z kawałków tkanin. Dobrze się tym bawiłam i ćwiczyłam kompozycję zarazem, ale niepostrzeżenie weszłam w ślępą uliczkę produkowania czegoś, co podoba sie wyłącznie profesjonalistom w dziedzinie sztuk wizualnych, a i to nie wszystkim...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz