niedziela, 22 września 2024

O zazdrości i mediach społecznościowych

Nie wiem co mnie podkusiło, żeby zamieścić na grupie znajomych z roku zdjęcie Odry tuż przed falą kulminacyjną. Wszyscy sie przez chwilę zaniepokoili o moje bezpieczeństwo, ja ich uspokoiłam i temat sie skończył, bo nikt z nich nie jest bezpośrednio zagrożony. Jeden z kolegów jeszcze podczas trwania tego wątku wrzucił swój kolejny obraz z motywem wody i kobiecych ud, że to niby na temat. Nie wiem co mi sie stało, że uznałam za stosowne zareagować zamieszczeniem swoich prac:

Widok z wiezy katedry. Olej na dziadowskiej płycie

To samo w technice collage z tkanin

Odra jesienią. Olej na płótnie

I się zaczęło. Ludzie się ożywili i dawaj mnie chwalić na prześcigi, to ja dalej wrzucam kolejne z obszernym komentarzem, oni mi na to "są świetne, uwierz nam". Więc ja im na to, jaka to straszna klika we Wroclawiu i jak nie mogę się przebić. Tu pojawiły się inne głosy o lokalnych sitwach w instytucjach kultury i na wyższych uczelniach i w tym momencie kolega J. poczuł się dotknięty do żywego zachwytem kolegów nad moim "dorobkiem" i mówieniem o sitwach, do których trzeba należeć, aby odnieść sukces. 

Wdłuższym wywodzie zapewnił nas, że on do zadnej sitwy nie należy, a sukces odniósl dzięki talentowi i ogromnej pracowitości, a od tego kadzenia i "zalizywania się na śmierć" w ramach towarzystwa wzajemnej adoracji jest mu niedobrze. Iluś ludzi poczulo się dotkniętych, iluś próbowało załagodzić sytuację, ale sielanka sie skończyła i pewnie dobrze, bo media społecznościowe są bardziej uzależniajace niż substancje chemiczne czy hazard. Zawsze to czulam intuicyjnie i trzymałam sie od nich z daleka.

Historia ta jednak nie daje mi spokoju ze wzgledu na dwa aspekty. Pierwszy to zazdrość osób, które odniosły sukces wobec tych, którym się znacznie gorzej wiedzie. Brzmi dziwnie, ale zjawisko istnieje, czego dowodem reakcja kolegi J. na zainteresowanie moimi pracami.

Kolega J. tuz po studiach lub niedługo po został dyrektorem BWA w mieście Z. i jest nim do dnia dzisiejszego, a przy tym uznanym malarzem sprzedajacym swoje dzieła w jakimś domu aukcyjnym w "warszawce". Powstała o jego twórczości nawet praca magisterska na KULu, czym sie nie omieszkał pochwalić. Mimo tych licznych sukcesów nigdy nie ma dość atencji i zachwytów i nie może znieść, kiedy kto inny jest chwalony zamiast niego.

Drugi aspekt to uświadomienie sobie jakiejś głebokiej potrzeby wydobycia na światło dzienne wszystkiego tego, co jest zwiazane z moją twórczością - prac jako takich, ich historii oraz emocji i refleksji towarzyszących ich powstawaniu. Potrzebuję uwolnić sie nie tylko od goryczy odrzucenia, ale przede wszystkim od ciężaru tego tematu jako takiego. Mam ten talent czy go nie mam? A jesli tak to czy go zmarnowałam czy rozwinęlam itp. Jest to jakiś ciężar, który niosę, byc może fałszywy krzyż...

Dlatego drogi potencjalny czytelniku strzeż się, bo w najbliższych wpisach wyleje się to wszystko na Ciebie!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz