wtorek, 24 września 2024

Czas decyzji

 Z liceum zachowałam wyłącznie szkice z natury, rysowane węglem, pastelami suchymi i woskowymi.

Zaczynając od węgla, pierwsze dwa rysunki to bardzo szybkie szkice kuzynek, kiedy były dziećmi, na szarym papierze. Ponieważ nie umiałam utrwalać węgla, ani pasteli, wszystkie są w dość fatalnym stanie, aż dziw, że coś jeszcze widać!



Następne to szybkie szkice mojej siostry - twarzy i postaci - też na szarym papierze



A dalej dwa jej portrety na porządnym kartonie, znacznie bardziej udane




Dalej dwa moje autoportrety z profilu rysowane przy użyciu dwóch lusterek ze skutkiem takim sobie i jeden en face nieco lepszy




Nie mogło zabraknąć Polijki! Na szarym, już mocno sfatygowanym papierze pyszczek i całość. 



Dwa moje autoportrety rysowane pastelami

Ten jest zdecydowanie najlepszy. Moja kuzynka-profesjonalistka stwierdziła na jego podstawie, że mam niewątpliwy talent portrecistki. "Te oczy patrzą tak inteligentnie..."


Portret siostry...


... i studium postaci tyłem. Najpiękniejsze włosy w tej części Europy!


A na koniec pastele woskowe moja siostra z profilu i ja.



Ten ostatni, rysowany podczas jakiejś solidnej infekcji pokazuje jak bardzo starałam się oddać rzeczywistość, nie bojąc się że stracę na urodzie ukazując swój czerwony nos i włosy w strąkach.

Ktoś powie, że to nic nadzwyczajnego. Pełna zgoda, ale proszę pamiętać, że to dzieła samouka, osoby w wieku gdzieś między 15 a 18 rokiem życia. Przyznam, że nie było wśród moich znajomych nikogo innego, ktoby coś porównywalnego umiał wyprodukować, aż do momentu kiedy przeniosłam się do III LO w połowie trzeciej klasy. Była to szkoła o profilu matematycznym i matematyczno-fizycznym, (jedna w dwóch najlepszych we Wrocławiu) co nie znaczy, że nie było w niej osób uzdolnionych humanistycznie i artystycznie.

Poznałam tam dwie koleżanki jedną bardzo zdolną, a drugą bardzo piękną, moją imienniczkę zresztą, które podzielały moje artystyczne zainteresowania. Zaczęłam z nimi chodzić do MDKu na kółko plastyczne. Ku mojemu zdziwieniu było tam pelno uczniów liceum plastycznego. Sam ich "artystyczny" wygląd już mnie onieśmielał, a co dopiero próbować swoich wśród tak imponujacej "cyganerii"!!! No cóż zazwyczaj okazywalo się, że to moja praca, ewentualnie koleżanki zdolnej, jest najlepsza na sali i uczniowie plastyka stoją mi za plecami i obserwują z ponurym wyrazem twarzy jak maluję/rysuję.

Najpiękniejsze było pytanie pani prowadzącej odkąd rysuje. "Odkad pamiętam" wyznałam szczerze. "Tak dobrze, odkad rysujesz tak dobrze?" uściśliła. Tu zdębiałam. Nie wiedziałam, że rysuje dobrze, a zwłaszcza  TAK dobrze... Pamiętam jak ta sama kobieta porównała kolorystykę mojej pracy do dzieł Velasqueza, bo złamane róże i perłowe szarości, a wszystko to uzyskiwane poczciwymi plakatówkami na kartonie! Poza tym moje postacie zawsze miały twarz zasugerowaną kilkoma plamami cienia, a uczniowie plastyka - jak jeden mąż - rysowali w tym miejscu żóltą płaską plamę. 

Koleżanki wybierały się na ASP (raczej PWSP jak to się wtedy nazywało) to znaczy koleżanka piękna, bo zdolna, obdarzona także niebagatelnym talentem literackim, brała pod uwagę więcej opcji. Pani prowadząca była zdziwiona, że ja nie. Wzruszyłam ramionami "nie wydaje mi się, żebym miała coś do powiedzenia w sztuce" powiedziałam. Brzmi to wybitnie głupio dzisiaj, ale wtedy miałam zapewne na myśli, że sa ciekawsze studia niż malowanie garków i dzbanków czy też modelek na tle niechlujnych draperii...

Moja piękna imienniczka wybierała sie na dni otwarte na PWSP i poprosila mnie, abym jej towarzyszyła w charakterze pomocy technicznej. Pomogłam jej więc rozłożyć prace w holu szkoły i natychmiast, jak z pod ziemi, zmaterializowal się asystent i zaczął doradzać koleżance, że powinna wiecej malować z natury. Zalożę się o każde pieniądze, że gdyby nie jej uroda, nie poświęcił by jej 3 minut swego cennego czasu. Byłam zaskoczona jak słabe są jej prace i także tym, że można coś takiego przynieść i zostać potraktowanym poważnie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że właśnie ludzie którzy dopiero wczoraj odkryli, że chcą "tworzyć", w żaden sposób nie uksztaltowani, to najbardziej pożądany materiał na przyszłych "artystów". Muszą tylko zapisać sie na płatny kurs przygotowawczy prowadzony przez kogoś z komisji i nauczyć obowiązującej maniery i będzie dobrze... Nie wiedząc tego, wyobrażałam sobie, że mialabym szansę, gdybym sie zdecydowała startować...

Byłam jednak zbyt  rozbudzona intelektualnie, zainteresowana starożytnymi cywilizacjami, a ponadto pragnęlam za wszelką cenę wyrwać sie z domu, znaczy wyjechać na studia do innego miasta. Myślałam o archeologii śródziemnomorskiej na UJ, ale na jakimś wyjeździe zgadałam sie z chlopakiem, który dał mi informator KULu. Nie było tam wprawdzie archeologii, ale była historia sztuki. Na UWr też, ale ja chciałam studiować uniwersytecie wolnym od komuny, jak mi sie wtedy zdawało...

Ku zaskoczeniu wszystkich, 6 osób z naszej klasy nie zdało matmy na maturze, w tym moje artystyczne koleżanki, które były naprawdę dobrymi uczennicami. Straciły rok, potem moja imienniczka dostała się za którymś razem na ceramikę, a koleżanka zdolna bardzo skomplikowała sobie życie przez romans z żonatym facetem i - o ile wiem - nigdy nie dostała na architekturę wnętrz (chciala być scenografem teatralnym), choć próbowała...







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz