środa, 25 września 2024

Chcę malować!!!

Na studiach szybko sobie zdałam sprawę, że historia sztuki - jakkolwiek jest to fascynująca dziedzina i leżąca, jak najbardziej, w obszarze moich zainteresowań - nie jest wyborem optymalnym. KUL był fajnym miejscem, ale Lublina zdecydowanie nie lubiłam. Moja samodzielność przyniosła mi wiecej stresu niż swobody, ale ogólnie był to dobry czas.

Oczywiście nie przestałam rysować, ani malować, jak zwykle głównie portrety i studia postaci. Coś tam robiłam z wyobraźni, ale nie uznałam tego za godne zachowania. 

Wczesny (chyba 1 rok studiów) autoportret piórkiem. zaskakująco dobry...

Portret Eli, mojej przyjaciółki, węglem. "Zachowaj go sobie, żebyś pamiętała jaka byłaś kiedyś dobra" - poradziła mi kuzynka po latach

Znacznie gorszy autoportret węglem z tego samego czasu, tzn 3 roku najprawdopodobniej

Studium postaci Anki, koleżanki, z którą dzieliłam pokój na pierwszym roku, malowane temperami na kartonie 100 x 70. Anka wyraźnie lewituje!

Gdzieś na początku studiów zaczyna się moja przygoda z farbami olejnymi. Pierwsze, NRD-owskie, kupiłam sobie sama, a potem dostałam od wujka Olgierda van goghi Talensa (przydzielone mu na plenerze, nie wykorzystane więc zbyteczne, bo normalnie używal droższych, rembrandtów). Mam bardzo słabe pojęcie o przygotowaniu podobrazia, więc maluje na czym popadło, gruntuje farbą emulsyjną albo nawet nie...

Szkic olejny na tekturze (od pudła), raczej nie gruntowanej. Autoportret oczywiście...

Olejne studium postaci na sklejce robione w domu. Pozuje mi siostra

Szybki szkic olejny na sklejce - siostra czytająca książkę


Po powrocie do Wrocławia, a zwłaszcza w pierwszej pracy uświadamiam sobie, że ja - tak naprawdę - to chce malować, a nie katalogować zbiory graficzne w Ossolineum, zwłaszcza że pieniądze, jakie mi płacą nie pozwalają nawet marzyć o usamodzielnieniu się. Zwolnienie się stamtąd było przypuszczalnie najgłupszą decyzją, jaką podjęłam w życiu, ale wtedy tego nie wiedziałam. Myślałam, że jestem na najlepszej drodze do realizacji swoich marzeń...

W pewnym momencie wzięłam wszystkie swoje obrazki i pojechałam do kuzynki Irki, absolwentki grafiki użytkowej i nauczycielki - bardzo cenionej - w liceum plastycznym w Zielonej Górze. Kiedyś mnie zapraszała i zachęcała do pokazania, co robię, więc wzięłam ją za słowo. Chciałam opinii kogoś w miarę życzliwego, a jednocześnie kompetentnego. Jest coś w tym, czy to tylko strata czasu i ambarasu? 

Moja mama też miała tą wątpliwość, więc zapytała swego brata pokazując mu moje dwie kopie olejne - Czerwonych Winnic van Gogha i jakiegoś jeziora z żaglówkami Vlamincka (wisiały w moim pokoju). Najwyraźniej orzekł, że to nic nie warte i dla mamy temat był zamknięty, dla mnie nie, gdyż opinia wujka Olgierda była  - jak wiele innych, przez niego wygłoszonych w podobnych okolicznościach - klasycznym "odkopywaniem drabiny". Sam sie po niej wspiął, ale nie chciał, żeby ktokolwiek powtórzył ten wyczyn. Natomiast jego córka, Irka, była nie tylko profesjonalną artystką, lecz przede wszystkim pedagogiem pomagajacym się rozwijać ludziom z talentem plastycznym, od bardzo skromnego do wybitnego...

Obejrzawszy moje prace odetchnęła z ulgą, gdyż obawiała się, że będą "bardzo ohydne" tymczasem okazały się świeże i jakieś tam jeszcze. "Są w nich twoje dziewczęce marzenia" stwierdziła, co bylo o tyle zabawne, że miałam wtedy jakieś 28 lub 29 lat!

Uznała, że mam dobrą rękę do lekkich technik jak piórko i akwarela, dostrzegła we mnie talent portrecistki, ale miała sporo zastrzeżeń do ubóstwa kolorystyki w pracach olejnych. Wytknęła mi też liczne błędy anatomiczne w rysunkach z wyobraźni...


"Ten mężczyzna nie zajmował sie niczym pożytecznym tylko samymi głupotami" - akwarela i piórko na jakimś lepszym papierze. Cytat i inspiracja z Rabidranatha Tagore. ("Ty masz zawsze drugi plan lepszy niż pierwszy")

Jeźdźcy łosi - akwarela

Zwierzę morza - akwarela


Czerwone niedżwiedzie polarne - też chyba akwarela



Wzlot - akwarela? tempera?

Żywioły - akwarela

Irka namówiła mnie do malowania na jedwabiu

Coś okropnego malowanego temperą na czarnym papierze

To najprawdopodobniej jedna zachowana scena jakiegoś dłuższego cyklu, jednego z tych, które robiłam całe życie. Nigdy nie uważałam, że nadają się do pokazywania w całości. Ten jest malowany tuszem - piórkiem i pędzlem.

Tu i poniżej też sceny z jakiegoś cyklu o dziewczynce na książęcym dworze. Piórko i akwarela. Irka dopatrzyła się w nich przejawów talentu do technik lekkich. Z żalem muszę stwierdzić, że obie prace są raczej słabe, choć widać, że w miarę sprawnie posługuję się piórkiem (bez uprzedniego szkicu ołówkiem).


Strona tytułowa do opowieści o Skaldzie Grimoaldzie. Rysunek jakąś podejrzaną kredką wypełnioną akwarelą na dobrym papierze. Tło miało imitować witraż.

Grimoald - rysunek ołówkiem. Nie wiem skad się pojawił, prześladował mnie całe dorosłe życie - on i jego historia, o czym jeszcze będzie przy okazji grafiki komputerowej

Autoportret temperą, znaczy plakatówkami, na kartonie. Jestem swieżo po studiach

Kobieta w futrze - autoportret. Olej na kartonie. Jedyny mój obraz, który podobał się mamie

Autoportret z dzieckiem wewnętrznym. Pastel. Irka nauczyła mnie zabezpieczać pastele (i  rysunki węglem) folią samoprzylepną, dzięki czemu zyskują kolor bardziej nasycony niż oleje!

Irka pokazała mi jak naciągać i gruntować płótno, malować szpachlą itp. Namalowałam u niej dwa obrazy, z których jeden zjechała, głównie za ubóstwo kolorystyczne, a drugi pochwaliła.

Bez tytułu - olej na płótnie, bardzo sposponowany przez Irkę. "Jak on może tak z innego wymiaru po prostu podać jej rekę? Jak ty to sobie wyobrażasz?"

Widok z balkonu jej mieszkania w Zielonej Górze. Olej na płótnie. "Dopiero tu widzę w tobie kolorystkę". Niestety zniszczyłam go eksperymentem ze starym olejem lnianym zamiast werniksu końcowego.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz