Stąd do wieczności
Rodzice Malwinki chodzili do kościoła
raczej rzadko i nieregularnie, ale oczywiście posyłali swoje dzieci na naukę
religii. Dwa razy w tygodniu, po południa szła więc Malwinka z Anią Kluską przez
park nad fosą i Plac Wolności do salki na plebanii naprzeciwko Kościoła Świętej Doroty. Pobożna,
prawie codziennie uczęszczająca na mszę, mama Ani bardzo tego pilnowała. Królewna
Żaneta i Magda Szczypalska, których rodzice nie praktykowali, a nawet
Asystentka Magdy, córka milicjanta, też tam chodziły. Brakowało jedynie Izki.
Problem zbawienia jej duszy zaprzątał więc umysły Ani i Malwinki, a w okolicach
Pierwszej Komunii stał się ulubionym tematem ich rozmów. Zasadniczo zgadzały
się, że byłoby rażącą niesprawiedliwością, gdyby potępienie wieczne stało się
jej udziałem, a ominęło taką Magdę Szczypalską na przykład, ale z drugiej
strony Izka strasznie oszukiwała, kłamała, opowiadała świńskie kawały i mówiła
brzydkie słowa. Dusza jej niewątpliwie była w niebezpieczeństwie. Ona sama zaś
zupełnie tego nieświadoma biegała na przerwach po szkole, jak większość dzieci
zaopatrzona w piekło-niebo, wrzeszcząc:
„Piekło,
niebo, Abraham
twoja
dusza pójdzie tam”
Tu
rozwierała dramatycznym ruchem czerwoną czeluść. Musiała to przećwiczyć w domu,
bo piekło otwierało się przed wszystkimi, którzy jej się czymś narazili, a
niebo zarezerwowane było wyłącznie dla aktualnych przyjaciół.
Piekło-niebo było niewielkim obiektem
przestrzennym wykonanym z kartki papieru. Otwierało się ukazując na przemian
raz niebieskie raz czerwone wnętrze. Przy pomocy tego prostego urządzenia można
było przewidzieć pośmiertne losy swojej duszy. W pewnym okresie stało się istną
manią. Nauczyciele rekwirowali setki piekło-nieb na lekcjach wyśmiewając przy
okazji ciemnotę i zabobon swoich podopiecznych. Programowe wysiłki szkoły, aby
uformować w nich zdrowy światopogląd naukowy spełzały na nic niczym. Dzieci
pozostawały otwarte na tajemnicę.
Przed pierwszą komunią Ania i Malwinka
miały przystąpić do spowiedzi. Wcześniej należało zrobić rachunek sumienia, toteż siedziały teraz obie przy dużym stole w pokoju Malwinki i Marzenki nad
pustymi kartkami papieru. Malwinka, ciężko wzdychając napisała drukowanymi literami
RACHUNEK SUMIENIA, żeby jakoś zacząć.. Chciała się z przyzwyczajenia podpisać
się imieniem, nazwiskiem i klasą, ale po namyśle zrezygnowała z tego pomysłu.
Ania poszła za jej przykładem, po czym sięgnęła po kredki i zaczęła robić
szlaczek. Malwinka zdecydowanym ruchem napisała jedynkę po lewej stronie,
postawiła kropkę i spojrzała w sufit.
- Mówiłam
brzydkie słowa – Zaczęła niepewnie.
Zaledwie
dziewczynki skończyły pisać wyłonił się poważny dylemat moralny. Kiedy już
wyzna się ten grzech i zrobi szczere postanowienie poprawy, co odpowiedzieć
komuś, kto będzie chciał wygonić je z podwórka?
- To nie
twoje tylko państwowe, nawet Murzyn z Afryki może tu przyjść i …
- Zrobić
kupę – Podsunęła Ania z wahaniem
Malwinka
skrzywiła się z niesmakiem.
- Narobić
– Wtrąciła Marzenka znad książki. Na skutek rozległej lektury miała imponujący
zasób słow.
„Niby
lepiej, ale to nie to samo” pomyślała Malwinka zrezygnowana „brakuje siły
przekonywania”. Napisała dwójkę i wzniosła wzrok ku górze.
- Bawiłam
się w brzydkie zabawy! – Wykrzyknęła Ania tryumfalnie.
- Jakie?
- Zainteresowała się Malwinka. Nawet Marzenka nadstawiła ucha znad książki.
Ania speszona odmówiła wyjaśnień, wobec czego Malwinka niechętnie zaczęła badać
własne sumienie pod kątem brzydkich zabaw. „Ach tak, oczywiście” przypomniała
sobie mało elegancki epizod pod drzwiami Danusi, koleżanki Marzenki. Obie
siostry w towarzystwie Marioli z ich bloku wybrały się do Danusi, której mama
była nauczycielką (na szczęśnie nie uczyła żadnej z nich). Zadzwoniły i czekały.
Nikt nie otwierał. Kto pierwszy pierdnął Malwinka nie mogła sobie przypomnieć.
Im dłużej stały pod drzwiami tym swobodniej puszczały bąki wybuchając śmiechem,
przy co głośniejszych. W końcu ulotniły się zostawiając za sobą stężony smród
siarkowodoru. „Jeśli to nie brzydka zabawa to co nią jest? – Pytam” Malwinka z
czystym sumieniem umieściła brzydkie zabawy pod numerem dwa.
-
Obmawiałam koleżankę – Zaczęła z wahaniem – To znaczy Izkę - dodała tonem
wyjaśnienia.
Ania
skinęła milcząco i zapisała pod numerem trzy, po czym obie tknięte tą samą
myślą spojrzały sobie w oczy. Jak będzie wyglądało ich życie, jeśli wyrzekną
się obmawiania Izki? Powiało grozą. Po chwili milczenia Ania wyznała:
- Byłam
niegrzeczna dla mamy.
Malwinka
zapisała ten grzech pod numerem czwartym a następnie „dla taty” pod piątym i „dla babci” pod szóstym. Tu
dotknęła bolesnego miejsca. Dopadło ją uczucie wstydu i żalu. „Nawet bardzo
niegrzeczna” pomyślała „nie kocham jej wcale i mała szansa, że kiedykolwiek to
się zmieni. Żal mi jej czasami, a jednocześnie nie znoszę jej”. Malwinka
zwiesiła głowę pod ciężarem nierozwiązywalnej sytuacji i własnego poczucia
winy.
Po chwili
otrząsnęła się nieco.
- Sześć
grzechów to chyba za mało – zagadnęła – Trzeba by mieć z dziesięć.
- Co
najmniej - zgodziła się Ania – Lepiej wymienić za dużo niż za mało.
Biedziły
się więc czas jakiś, aż wreszcie dwa bardzo do siebie podobne, ozdobione
szlaczkami rachunki sumienia były gotowe.
W kolejce do konfesjonału Malwinkę ogarnął
niepokój „Przecież ksiądz uzna, że odpisywałyśmy od siebie!” pomyślała w
panice. Ania, stojąca tuż przed nią podchodziła właśnie do kratek. „Za późno
,żeby teraz odejść” stwierdziła Malwinka i nieco się uspokoiła. Udało jej się
nie pomylić żadnej formułki i odczytać rachunek sumienia mimo kiepskiego
oświetlenia. Przy brzydkich zabawach ksiądz zaskoczył ją.
- Bawiłaś się w lekarza? – Zapytał.
Malwinka
pomyślała w panice o puszczaniu wiatrów pod drzwiami Danusi. Nigdy, przenigdy
nie opowiedziałaby mu o tym.
- Ttak –
przytaknęła zgodnie.
Dalej wszystko
poszło gładko. Postanowienie poprawy miało żywot raczej krótki, gdyż jak
wcześniej podejrzewała życie bez obmawiania Izki po prostu nie było możliwe, a
i argument z Murzynem znacznie zyskiwał na sile przekonywania doprawiony mocnym
słowem.