Nie wiem dlaczego, ale przypomniało mi się pewne zdarzenie z przed ponad 20 lat, którego byłam świadkiem w kościele św. Wojciecha we Wrocławiu. Musiały to być święta Bożęgo Narodzenia albo Wielkanocy, bo w kościele było sporo ludzi, których się tam zwykle nie widywało. Niektórzy prawdopodobnie przychodzili kilka razy do roku, a inni zapewne przyjechali w gości do rodziny i wspólnie z gospodarzami wybrali się na mszę.
Siedziałam jak zwykle po lewej stronie prezbiterium stosunkowo blisko ołtarza w czwartej ławce albo nawet bliżej. W pewnym momencie moją uwagę zwrocił glośny szloch i jakieś poruszenie w sąsiedniej ławce. Mocno starszy pan płakał, a towarzysząca mu kobieta (też starsza) dość zażenowana dopywała się co mu się stało. Przypuszczalnie chciala go uspokoić, bo czuła, że zwracają na siebie uwagę. Mężczyzna jednak nie dawał się spacyfikować, gdyż najwyraźnie doświadczył czegoś niezwykłego, więc wszelkie konwenanse miał chwilowo gdzieś.
Kiedy podszedł do komunii i ukląkł przy balaskach (wtedy jeszcze ich nie usunięto!) powiedział do zbliżajacego się z najświętszym sakramentem zakonnika "Ojcze ja widzę!". Ten chyba nie zrozumiał i wziąłszy go za nieszkodliwego wariata, zrobił mu krzyżyk na czole w geście błogosławieństwa.
Dalszą część tej historii znam z relacji owego sceptycznego zakonnika, którego imienia nie podam, bo nie wiem czy by sobie tego życzył. Otóż starszy pan udał się po mszy do zakrystii, aby opowiedzieć, że - ni mniej ni więcej - tylko właśnie odzyskał, utracony przed laty, wzrok (na skutek choroby, o ile dobrze pamiętam)!!!
Słowa o koniecznośći przebaczania, które usłyszał na kazaniu uświadomiły mu, że ciągle nie wybaczyl jakiejś dawnej krzywdy. Niestety nie pamiętam co to było. Poruszony do głębi postanowił odpuscić swemu krzywdzicielowi i dokładnie w tym momencie przejrzał. (Nie jestem pewna, czy bł. Czesław, którego trumna znajduje w bocznej kaplicy, nie odegral w tym jakiejś roli).
Nie pamiętam tego kazania, ale kaznodzieja sam przyznał, że nie miał czasu się przygotować, bo przyjechali do niego znajomi i oprowadzal ich po Wrocławiu. Powiedział więc to, co mial najbardziej przemyślanie i co najbardziej czuł. Jego słowa trafiły do serca człowieka, który być może przypadkiem trafił na tą mszę i stał się najprawdziwszy cud! Taki cud cud, o jakich czytamy w ewangeliach. Tylko w przeciwieństwie do świadków cudów Jezusa, którzy albo wielbili Boga albo padał na nich blady strach, w tym przypadku wierni obecni na mszy po prostu taktownie zignorowali dziwne zachowanie starszego Pana i zupełnie nie byli ciekawi, co mu się przydarzyło, a człowiek ewidentnie chciał się tym podzielić!
Wyobraźcie sobie kogoś chodzącego po wodzie albo wskrzeszającego umarłych. W najlepszym wypadku wszyscy udawaliby, że tego nie widzą, a w najgorszym zostałby zwinięty przez policję jako zagrożenie dla porządku publicznego.
Przypomina mi się kawał o psie myśliwskim, który umiał chodzić po wodzie. Jego właściciel nie wiedział, co o tym myśleć, więc zaprosił znajomego na polowanie. Pies biega po wodzie aportując ustrzelone kaczki w tę i wewtę, a kolega nic. W końcu własciciel pyta, czy nie zauważył czegoś dziwnego w zachowaniu jego psa. "Owszem, to bydle nie umie pływać..." odpowiedział z niesmakiem.
Zważywszy ten rodzaj nastawienia, którym nasiąkamy od kolebki - że cuda sie nie zdarzają, a te, o których czytamy w starożytnych tekstach należy rozumieć metaforycznie - po prostu nie zarejestrowalibyśmy cudu, nawet, gdyby zdarzył się nam pod nosem. Nie chcielibyśmy go widzieć! Zdecydowalibyśmy nie przyjąć do wiadomości...
P.S.
Pewien mój kolega z pierwszej pracy, który został protestantem (obawiam się, że z niewłaściwych przyczyn) opowiedział mi taki oto dowcip: Jezus idzie po wodzie, więc apostołowie za nim, bo też by chcieli i oczywiście zaczynają tonąć (choć jako rybacy zapewne umieli dobrze pływać). Jezus odwraca się więc i pukając się w czoło mówi "po palach, idioci, po palach"
Nie wiem z jaką intencją ów człowiek opowiedział ten dowcip. Chciał mnie zgorszyć czy zaprezentować "protestancki punkt widzenia" na cuda? Obawiam się, że Kościól Katolicki także zmierza w tę stronę...
Papieżu Franciszku, hierarchowie i postępowi teologowie nie idźcie tą drogą! Cuda się zdarzają! Sama widziałam!