sobota, 21 grudnia 2024

Życzenia świąteczne jako stalking

Napisałam do koleżanki, z którą urwał mi się kontakt parę lat temu, kilka ciepłych słów + życzenia świąteczne. Odkąd zablokowano mi stare konto mailowe i ukradziono telefon nie miałam do niej żadnych namiarów. Szukając czegoś zupełnie innego natrafiłam na stronę instytucji, w której pracuje i jej konto służbowe. Na fali nastroju zbliżających się świąt machnęlam krótkiego maila. Odpowiedź brzmiała "Nie zycze sobie kontaktow" czy też "Nie zycze sobie zadnych kontaktow". Przyznam, że osłupiałam. Oczywiście brałam pod uwagę sytuację, że ktoś może nie mieć ochoty na odnowienie kontaktu, który się z jakichś przyczyn urwał, ale sposób zakomunikowania tego wydal mi się przedziwny. Wrzucilam więc tę uroczą frazę do Googla i wyświetliły mi się same strony z poradami jak radzić sobie ze stalkingiem!!! Teraz już mialam szczękę na bruku. Życzenia swiąteczne jako stalking!!!

Coraz mniej rozumiem z tego świata. Nie ma już chyba słowa w języku polskim (czy jak w tym przypadku angielskim), którego znaczenia nie odwrócono by o 180 stopni. Niedługo za "stalking" zostanie uznany tekst "proszę kostkę sera półtłustego" skierowana do sprzedawczyni w sklepie spożywczym. W końcu robię to dwa, albo nawet trzy, razy w tygodniu (uporczywość!), a kobieta może nie mieć ochoty na kontakt ze mną!

Abstrahując od humorystycznego aspektu tej sprawy, możliwe są następujące wyjaśnienia przedziwnej reakcji mojej znajomej: 

  • zwariowała na skutek zmasowanego ataku stalkerów na jej konto
  • czuje się skrzywdzona
  • jest obecnie zbyt wielka na kontakt z kimś takim jak ja
  • nie jest sobą
Skupię się na możliwości drugie i czwartej, bo w pozostałych przypadkach nie mam nic więcej do powiedzenia. Jeśli ma mi coś za złe ( jej reakcja może na to wskazywać, jako skrajnie nieadekwatna), a ja nie wiem o co chodzi, to nie mam szansy tego naprawić, ani zadośćuczynić. 

Jeśli osoba, którą znałam już nie istnieje, a jej fizyczną postać + nazwisko przejąl ktoś zupełnie inny, to jest to jakieś, choć koszmarne, wyjaśnienie. Sama miałam poczucie, że w kryzysie wieku średniego się w pewnym sensie umiera. Obawiam się jednak, że to nie jest ten przypadek.

Osoba, którą kiedyś znalam zaczęła w pewnym momencie robić wrażenie coraz bardziej nieobecnej, pustej w środku. Mialam wrażenie, że przebywa gdzieś zupelnie indziej, a u mnie w domu siedzi wyłącznie zewnętrzna postać obgryzająca paznokcie. Kiedy spotkałyśmy się po raz ostatni paliła jednego papierosa za drugim nerwowo i bez żadnej widocznej przyjemności. Rozmowa sie nie kleiła, a ja nie mialam pojęcia po co właściwie mnie zaprosiła...

No cóż, z ludźmi bywa różnie w życiu. Najgorsze jest jednak to, że tego rodzaju zakończenie znajomości rzuca cień wstecz, na wszelkie dobro, które wniosła, a w tym przypadku było tego sporo... To trochę tak,jak z dobrze zapowiadajacym się księdzem, którego słowa poruszały serca ludzi, a on sam w pewnym momencie poszedł w długą, tym samym unieważniając wszystko co powiedział przed swoim upadkiem.

Ja jednak się uprę i zachowam w swoim czarnym serduszku wspomnienia o rzeczach dobrych. Maila wyrzuciłam ze skrzynki, w pamięci, niestety, pozostanie.

Piszę o tym tutaj, bo przyszło mi do glowy, że może jakimś niepojętym zbiegiem okoliczności moja dawna znajoma trafiła na ten blog i poczula sie urażona tym co napisałam. Jest to skrajnie malo prawdopodobne, ale calkiem wykluczyc sie nie da.

Przy okazji życzę wszystkim, którzy tu zajrzą (a zwłaszcza jeśli robią to regularnie) dobrych Świąt Bożego Narodzenia, pokoju w sercu (nie takiego, jaki daje świat) i radości w duszy, niezależnie od okoliczności.


poniedziałek, 16 grudnia 2024

Problem jako centrum wszechświata

Zwrócono mi dzisiaj uwagę, że brak pracy (tzn najemnej, czyli "zatrudnienia") kładzie się cieniem na całe moje życie. Nawet kiedy idę do parku na spacer, myślę o tym. Nie mogę się zrelaksować, ani zrobić czegoś miłego dla siebie bez ciągłego mielenia w głowie tego tematu. Bardzo to było celne spostrzeżenie!

Tak jestem ukształtowana, że zawsze znajduje sobie jakiś dyżurny problem, który staje się centrum mojego wrzechświata. Wszystko wokół niego krąży. Nie ma zadnej dziedziny życia wolnej od tego balastu. 

Kiedy byłam nastolatką była to nadwaga urojona (ściślej mowiąc wmówiona mi przez "życzliwych"). Ten szkodliwy absurd zabrał mi calą radość życia. Nigdy nie jadłam posiłku bez liczenia kalorii. Na wszystkich imprezach urodzinowych (w tym 18-kach) nawet nie próbowałam przygotowanych przez utalentowane mamy koleżanek frykasów, bo katowałam się jakąś idiotyczną dietą. Ruchu na świeżym powietrzu też nigdy nie zażywałam dla przyjemności tylko celem "spalenia kalorii". Sprawianie sobie nowych ciuchów nie wchodziło w rachubę, bo czekałam, że kiedyś przecież schudnę i dopiero wtedy o tym pomyślę. Uwewnętrzniłam pogląd swoich wrogów, a nawet przebijałam ich we wrogosci wobec własnego ciała, przy czym zupełnie ignorowałam opinie ludzi nie uprzedzonych...

Nawet łaziłam po przychodniach (zaliczyłam tygodniową obserwację w szpitalu na oddziale endokrynologicznym) i żarłam toksyczne pigułki bardzo źle wpływajace na mój nastrój... Kiedyś w poczekalni mama jakieś młodej pacjentki wyraziła szczere zdziwienie moją obecnością w tym przybytku. Była zdania, że taka ładna i zgrabna dziewczyna jak ja to raczej rzadkie zjawisko i czego własciwie tutaj szukam. Teraz przyznaję jej rację całym sercem, po ponad 40 latach... Wtedy opinia prostej kobiety, raczej mnie poirytowala...

Po studiach problem dyżurnym stalo się usamodzielnienie... Nawet nie chce mi sie o tym pisać... Zawsze zadziwiała mnie odpowiedź Boga na moje modlitwy. Wydawała mi sie zaskakujaco "nie na temat". Ja ślę rozpaczliwe modlitwy o możliwość wyprowadzenia się z domu, a Pan Bóg odpowiada mi listem od przyjaciółki i okazją do spotkania. Bardzo miłe, nie powiem, ale przecież nic nie posuwa w rozwiązaniu MOJEGO PROBLEMU!!!

Pod koniec października czułam wyraźny niepokoj w związku z ogloszeniem o pracę w biurze konserwatora wojewódzkiego. Mialam nie składać tam podania po raz piętnasty, bo wiedziałam z góry jaki będzie wynik (nie pomylilam się). A tu niepokój i niepokój, więc pociągnęłam sie niechętnie i spotkałam prosperującą koleżankę z liceum, wokalistkę w zespole muzyki dawnej, która wręczyłam mi zaproszenia na koncert. Niestety pochorowałam się i nie poszłam...

Znowu ta dziwna odpowiedź - ja proszę o pracę, a dostaję zaproszenia na koncert, jak nie przymierzając Daniel w jaskini lwów, który zamiast uwolnienia dostaje polewkę Habakuka!!!

Czyli problem "zatrudnienia" jest fikcyjny? Z tym jestem gotowa się zgodzić, ale brak dochodów jest jak najbardziej realny! A może pewne rzeczy można uzyskać jedynie mimochodem, nie zabiegając o nie? Slyszałam kiedyś takie stwierdzenie, że "możesz mieć wszystko, czego zapragniesz, pod warunkiem, że tego nie pragniesz". Nie wiem czy to prawda, ale coś w tym jest.

Pamiętam jak w młodości martwilam się jak pogodzę karierę zawodową z małżeństwem i rodziną. Wyobrażałam sobie wtedy, że jako archeolog będę ciągle jeździć na wykopaliska i jak wychowam na ludzi moje dwie córki i dwóch synów? (Widziałam ich czworo oczyma wyobraźni jak żywych). Pan Bóg uwolnil mnie od tego dylematu. Nie tylko nie zrobiłam żadnej kariery, ale nawet nie mam pracy, a za mąż nigdy nie wyszłam. Latami zastanawiałam sie dlaczego. Teraz skłonna jestem mysleć, że tak po prostu musialo być zważywszy mój "wkład własny". Można to nazwać "powołaniem", obciążeniem" lub "specyfiką" jak kto woli.

Tak więc po raz kolejny widzę jasno, że myśli Boga nie są myślami naszymi, a jego drogi tym bardziej. Z upodobaniem pozbawia nas tego, na czym budujemy nasze poczucie własnej wartości lub bezpieczeństwa. Uwalnia nas od balastu, a my zamiast wzlecieć ku górze z całych sił usiłujemy go odzyskać...

niedziela, 8 grudnia 2024

O widzeniu wśród zwierząt i ludzi

Podobno zwierzęta nie widzą obrazów na płaskiej powierzchni, w tym swojego odbicia w lustrze, a jednak na YouTube ileś tam filmików z psami, lwami i innymi gorylami, które na swoje odbicie w lustrze wyraźnie reagują jak na obcego osobnika własnego gatunku. Znaczy widzą nie tylko ruch, lecz także kształt...

Psy obszczekują człowieka niosącego parasolkę, gitarę lub dużą teczkę, bo nie rozróżniają części składowych zjawiska. W ich oku parasolka jest częścią integralną tej dziwnej istoty. Węch wcale im nie pomaga. To samo dotyczy reakcji osobę w dużym, sztucznym futrze, albo dlugim płaszczu - niby zapach czlowieka, a tu idzie jakieś dziwne wielkie, kosmate stworzenie...

Wiewiórki potrafią przez dłuższą chwilę przyglądać się mi z odległości dwóch metrów, bo dopóki się nie poruszę mogę być równie dobrze drzewem...

Podobno ludzie z plemion o słabym kontakcie z cywilizacją nie są w stanie "odczytać" fotografii. Na pokazane im zdjęcie lwa reagują stwierdzeniem "nie znam tego człowieka".

Spotkałam się z przypadkami osób, które nie są w stanie odczytać uproszczonego obrazu np ponniższej martwej natury albo krajobrazu:


Być może ma to związek z daltonizmem, albo inna wadą wzroku, która powoduje, że kawałki mozaiki nie łączą się w oku patrzącego w jakąś sensowną całość. Kolorystyka też może być myląca. Mogę łatwo zrozumieć, że czerwień utrudnia zobaczenie w drugim obrazku pustyni. Pewien mój znajomy myślał, że to akt kobiecy (wzgórze wziął za pierś). 

Co wiecej niektórzy nie są w stanie stwierdzić, że coś jest obrazem, jeśli nie ma ramy, nawet jeśli  jest realistycznie malowane farbami olejnymi na płótnie naciągniętym na blejtram. 

Pewnego razu suszyłam swoje prace na strychu, a nowy, ekspansywny sąsiad usunął je stamtąd twierdząc, ze nie wiedział,"że to jest czyjeś". Chodziło o te obrazki:


Nie tylko wzrok nie przekonał gościa, że jest to dzielo człowieka, a nie zdechły szczur, zasuszony liść czy pajęczyna, ale nawet nie naprowadził go zapach świeżej farby olejnej, przy dotyku brudzącej ręce... Widocznie myślał, że na pustych strychach tego rodzaju obiekty wyrastają samoistnie z betonowych ścian lub posadzek...

Miałam niezlą zagwozdkę jak mam sprawić, żeby zaczął odróżniać obrazy od narosłego latami kurzu. Wzięlam więc wszystkie moje mozaiki z tkanin oprawione w ramy (za szkłem) po wystawie i zataszczylam na strych, a na drzwiach nasmarowałam kredą (poświęconą) napis "Prosze nie dotykać cudzej wlasności!"

Obstawiłam tak wszystkie cztery ściany spornego pomieszczenia, które młodzieniec chciał zamienić na prywatną siłownię. Natychmiast zrozumiał. Nie tylko, że to nie są gołębie odchody z czasów PRLu, ale że należą do kogoś. Natychmiast przyleciał i zaczął dość pokornie negocjować, żebym może ograniczyła się do dwóch ścian!!!

Tak więc widzenie nie zależy wyłącznie od odpowiedniej ilości światła dochodzacego do źrenic, lecz także od bardzo wielu innych czynników...

niedziela, 1 grudnia 2024

Rekolekcje adwentowe u paulinów

Dziś zaczęły się rekolekcje u paulinów. Rekolekcjonista - o. Robert Dziewulski - powiedział jedno ciekawe zdanie, które brzmiało mniej więcej tak: "ciągle problemy i trudności i gdzie to (obiecane) szczęście z Panem Bogiem?" Padło to w kontekście pogoni za tym, co oferuje świat. Świat, jak to świat, oferuje wyłącznie marność i pogoń za wiatrem, życie z Bogiem natomiast tylko problemy i trudności, jak zauważył paulin z Warszawy.

Spotrzeżenie bardzio słuszne, ale niestety nie zostało rozwinięte. Obawiam się, że nie przyjdę na kolejne nauki, choć bardzo mi potrzeba jakichś rekolekcji, radykalnej zmiany perspektywy i nowegu ducha.

Od utraty pracy minęło 11 miesięcy, zasoby topnieją, a rozwiązania nie widać. Wszelkie modlitwy skutkowały błyskawicznym odrzuceniem mnie na kolejnych "rekrutacjach", a kiedy wystawiłam swoje obrazy na sprzedaż w Bastionie Ceglarskim, potencjalna klientka pojawiła się dokładnie wtedy, kiedy poszłam do kibla i słuch po niej zaginął.

Podobno pieniądze leżą na ulicy. Czy ktoś może wie na której?

P.S.

Zaobserwowano ostatnio w okolicy niedźwiedzia polarnego pogrążonego w intensywnym życiu duchowym, co postanowiłam odnotować na poniższym płótnie z odzysku:

Olej na płotnie 90x74 cm



wtorek, 22 października 2024

Scholz pokazal Tuskowi miejsce w szeregu

Tusk nie został zaproszony do rozmów w Berlinie na temat pokoju na Ukrainie. Były prezydent Estonii twierdzi, że to Scholz osobiście zablokował ewentualny udział Polski. Czyli o sprawa dotyczących naszego bezpieczeństwa będa rozmawiać Niemcy, Francuzi, Amerykanie i Anglicy... Tak pisze o tym DoRzeczy:

W piątek w Berlinie spotkali się: prezydent USA Joe Biden, prezydent Francji Emmanuel Macron, kanclerz Niemiec Olaf Scholz i premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer. Przywódcy omawiali możliwość zakończenia wojny Rosji przeciwko Ukrainie oraz sytuację na Bliskim Wschodzie.

W spotkaniu, którego gospodarzem był kanclerz Niemiec, nie uczestniczył żaden przedstawiciel Polski. Według byłego prezydenta Estonii Toomasa Ilvesa, udział naszego kraju w tych rozmowach został osobiście zablokowany przez Scholza.

Nie zaproszono także żadnego innego państwa regionu, państw bałtyckich, ani skandynawskich, dla których zagrożenie ze strony Rosji jest całkiem realne i które bardzo wspierały Ukrainę od początku wojny.

Ktoś powie, że gdyby rządziła poprzednia ekipa, byłoby to samo i jest to dość prawdopodobne... Niemniej pragnę zauważyć, że przecież argumentem dla wyborców obecnej koalicji miały być lepsze stosunki międzynarodowe i skuteczniejsza polityka zagraniczna. Tymczasem mimo, ze Tusk spłacił Niemcom długi za pomoc w zainstalowaniu go w roli premiera w "tenkraju" - tzn uwalił CPK, atom, port kontenerowy w Świnoujściu, wszystkie inwestycje na Odrze, przyjmuje potulnie brązowych podrzucanych przez zachodnią granicę bez żadnych procedur itp - rola Polski na arenie międzynarodowej wcale nie wzrosła, tylko wręcz przeciwnie. Dlaczego Niemcy - czy też administracja Bidena - mieliby się liczyć ze swoją własną kreaturą? Przecież siedzi na swoim stołku tylko dzięki im i w każdej chwili może z tego stołka spaść, gdy zdecydują, że zrobił swoje...

Przy okazji w ministerstwie finansów znowu ci sami dyrektorzy, co za pierwszego Tuska, wspierajacy działalność mafii VATowskich, Gdula rozwala wszystkie co ambitniejsze przedsięwzięcia w nauce polskiej - IDEAS NCBR, sieć badawcza Łukasiewicz, jacht badawczy Oceania Instytutu Oceanografii, Muzeum Historii Polski itp - a w prokuraturze rozwiązane wszystkie zespoły do przeciwdziałania przestępczosci zorganizowanej. Przestępcy wypuszczani z więzień, a ksiądz Olszewski i dwie urzędniczki odsiadują w areszcie w charakterze zakładników...

No cóż, szkoda słów...


 


niedziela, 20 października 2024

O nowych kardynałach i "uśmiechniętej teologii"

Miałam juz nie pisać o sytuacji w Polsce i w Kościele, zdecydowałam się bowiem na rodzaj wewnętrznej emigracji, ale się czasem po prostu nie da.

Wczoraj wysłuchałam programu Ja, katolik Christiana Kratiuka z Grzegorzem Górnym i Pawłem Lisickim o nowych kardynałach Franciszka. Nie wchodząc w szczegóły - kluczem do nominacji był pozytywny stosunek do błogosławienia par homoseksualnych. W związku z tym kardynałem nie został np arcybiskup Światosław Szewczuk, choć według tradycji zwierzchnik Kościoła grecko-katolickiego na Ukrainie powinien taką godność piastować. Czarni biskupi czarnej Afryki też nie zostali zaszczyceni w odróżnieniu od białych biskupów pn Afryki, którzy mają "wlasciwy stosunek" do Fiducia supplicans.

Co najdziwniejsze kardynałem został o.Timothy Radcliffe OP - o ile dobrze pamiętam były generał dominikanów (nie arcybiskup, ani biskup) - który postulował by nawracać czarnych biskupów na "tolerancję" wobec homoseksualizmu...

Ryba psuje się od głowy (lub jak mawiał Petru "głowa psuje sie od góry"), więc co się dziwić, że sytuacja w zakonie kaznodziejskim wygląda jak wygląda. Zastanawiam sie co robią w takiej sytuacji normalni dominikanie. Czy wszyscy wyjechali na Białoruś i Ukrainę, albo zostali zesłani na głęboka prowincję?

Zajrzałam na strone dominikańską czy jest jakiś komentarz na temat godności kardynalskiej dla współbrata. Nic nie znalazłam, ale trafiłam na wpis na blogu o. Jarosława Kupczaka pt "Uśmiechnięta teologia" i szczęka mi opadła! To jest dokładnie to, co dominikanie powinni głosić! O. Kupczak, jako uczony, bez kompleksów rozprawia się z rozpowrzechnionym poglądem, że Kościół powinien prawdy, które głosi, podporządkowywać "consensusowi naukowemu"
Dzisiaj w nauce powraca przekonanie, że homo sapiens zaczął się równocześnie nie na całej ziemi, ale w bardzo ograniczonym obszarze geograficznym, na który generalnie wskazuje geografia biblijna Starego Testamentu. Co więcej, najnowsze osiągnięcia bioinformatyki wskazują, że homo sapiens najprawdopodobniej rozpoczął się od mutacji genetycznej w jednym osobniku, ew. w jednej parze. Brzmi znajomo?

Dzisiejsza genetyka ewolucyjna odwraca obowiązujący w ciągu ostatnich dekad paradygmat poligeniczny, do którego za cenę naginania chrześcijańskiej Tradycji, teologii: św. Pawła, Augustyna i Tomasza z Akwinu, usiłowała przystosować się teologia. Uśmiechnięci teologowie chętnie zgadzali się na paradygmat poligeniczny, a przy tym byli gotowi zrezygnować z fundamentalnych dla teologii prawd, m.in. klasycznego rozumienia grzechu pierworodnego jako grzechu osobistego pierwszych ludzi i sposobu jego przekazywania jako zepsutej ludzkiej natury.

Polecam cały tekst na https://blog.dominikanie.pl/bez-kategorii/2024/09/21/usmiechnieta-teologia/

Znaczy jest jeszcze szansa czy o. Kupczak jest wyjątkiem potwierdzajacym regułę?


czwartek, 17 października 2024

"Nic o mnie nie wiesz jarlu Magnusie..."

Po namyśle przywracam fragmenty mojego komiksu i krótkie streszczenia poszczególnych wątków. Jest to wprawdzie twórczość przeznaczona dla wąskiego kręgu bliskich przyjaciółek, wśród których można się pośmiać i podyskutować dlaczego tak, a nie inaczej albo dlaczego ta z tym, a nie z tamtym, ale może ktoś spoza też się bedzie dobrze bawił...

Najdziwniejszy jest mechanizm, który zastartowuje taką opowieść. W przypadku rzeczonego komiksu był to ten niedokończony rysunek piórkiem (i akwarelą), opatrzony jednym zdaniem: "Nic o mnie nie wiesz jarlu Magnusie"

Wygląda jak - wypisz, wymaluj - czerwony kapturek
Stał się początkiem dość mrocznej opowieści o młodej dziewczynie, Christianie, wychowanej na dworze Rajnalda, który uchodzi za jej ojca, choć nim nie jest, a po ucieczce swojej wiarołomnej żony przenosi wszystkie uczucia na córkę. Szczególnie trudny jest moment kiedy w jej życiu pojawia się młody czlowiek, który nie znając sytuacji prostodusznie prosi o jej rękę. To staje sie początkiem całej serii dramatycznych wydarzeń zakończonych uprowadzeniem dziewczyny i śmiercią Rajnalda.
Historia była rysowana piórkiem na dziadowskim papierze, a każdy rysunek opatrzony dialogami pisanymi tuszem.

W wersji komputerowej, która do dziś nosi nazwę "opowieść o jarlu Magnusie", wątek tytułowego bohatera zostal zredukowany do irytujacego epizodu. Za to powstała cała galeria postaci i wątków, w których moje czytelniczki nieodmiennie się gubiły.

Własciwie wszyscy bohaterowie to czyste archetypy:
Rajnald archetyp władcy - szlachetny, wielkoduszny, czasem zbyt apodyktyczny i zaborczy. Zdecydowanie mój ulubiony bohater
Grimoald - skald, poeta i muzyk, niespokojny duch, nieprzewidywalny, podążajacy za nie wiadomo czym i Rowana - omdlewająca kobiecość
Gunnar Lis - przebiegły, wyrafinowany dyplomata, mistrz intrygi i Astrid - ogarnięta, sprytna dziewczyna (stosunkowo) skromnego pochodzenia, trochę przywodząca na myśl bohaterkę baśni o mądrej młynarce


Sunniva - uwodzicielska femme fatale i Ulf - młody, naiwny i prostoduszny chłopak z prowincji, którego łatwo uwieść...

Fror (po prawej) dziewicza kapłanka świetego ognia i mądra kobieta. Użyłabym słowa wiedźma, gdyby nie jego fatalne konotacje, bo źródłosłów jest odpowiedni od "wiedzieć"

Sigrid (w głębi) - wierna i dzielna, latami cierpliwie czekająca na swojego mężczyznę
Nawet tka tapiserię na podobieństwo Penelopy...

Isbjorn - a strong silent man, archetyp wojownika (mężom przystoi w milczeniu sie zbroić) i Christiana kobieta-dziecko jednocześnie zmysłowa i niewinna

W realu nie ma takich ludzi, nie przemawiaja do siębie tak dwornie, a "realia" ich zycia to dalekie wspomnienie lektur mojej mlodości z Sigrid Undset na czele. Stąd te pólnocne klimaty, wiele skandynawskich imion itp.

Jak widać powyżej, cała opowieść ma formę obrazków opatrzonych dialogami. Własciwie  byłby to gotowy scenariusz na jakąś animowaną soap operę w rodzaju "Wspaniałego Stulecia" albo "Korony królów" gdyby nie przejmować sie wymieszaniem epok.