Poświęciłam temu tematowi już wiele miejsca na tym blogu, a artykuł "Śmierć i dziewczyna" (opublikowany gdzieś na początku, chyba w 2010r.) jest najczęściej wybieranym wpisem. Dotyczy wylansowanego przez homoseksualnych projektantów "ideału urody kobiecej" jako narzędzia opresji kobiet. Przy innej okazji opublikowałam ten rysunek przedstawiający 1)prawdziwy przedmiot ich pożądania - nastoletniego chłopca 2) chłopca zastępczego, czyli zagłodzoną modelkę o nietypowej budowie
Łączy ich wysoki wzrost, chudość i długość kończyn. Dla chłopca to faza przejściowa, za kilka lat stanie się mężczyzną, nabierze masy, wyrośnie mu broda (jeśli nie będzie się golić), jego atrakcyjność dla homoseksualistów mocno się zmniejszy, natomiast dla kobiet znacząco wzrośnie, jeśli oczywiście rozwojowi fizycznemu będzie towarzyszyć osiągnięcie dojrzałości psychicznej. Natomiast chuda modelka zwiędnie przedwcześnie. W tak wynędzniałym stanie będzie jej bardzo trudno zajść w ciążę. Jednak dalej będzie obnosić po mediach swoją chudość jako jedyny tytuł do chwały, jak to czyni pewna rodzima celebrytka, i kompromitować się wypowiedziami na tematy, o których nie ma pojęcia.
Dla porównania Adam i Ewa Tycjana. Bardzo dobrze pokazana różnica stosunku masy mięśniowej do tkanki tłuszczowej w ciele dorosłego mężczyzny i dorosłej kobiety. U Adama mięsnie i ścięgna widoczne tuż po skórą, można je nazwać i policzyć. U Ewy - niewiasty mocnej budowy - mięśnie szczelnie opakowane tkanką tłuszczową, nieco wyraźniej widać je dopiero w ruchu jak np. biceps na wyciągniętym ramieniu.
Odmienność budowy ciała mężczyzny i kobiety jest nie tylko powodem wzajemnej atrakcyjności, ale też niewyczerpanym źródłem natchnienia artystów przez wieki sztuki europejskiej. Ciało kobiety jest przedstawiane takie jakie jest, idealizacji może ewentualnie podlegać twarz i kolor skóry (im bielszy tym lepszy).
Co łączy te wszystkie kobiety z różnych epok? Żadna z nich nie jest chuda, choć krytycy zarzucali to modelce Eduarda Maneta !!! Jeżeli jeszcze uświadomimy sobie, że obiektyw aparatu fotograficznego dodaje ok. 10-20 kg, to te panie na zdjęciu byłyby o wiele pulchniejsze. Ktoś może mi zarzucić stronniczość w doborze materiału i nadreprezentację niewiast o pełnych kształtach. Fakt, że zbytnio się nie przyłożyłam wybierając przykłady z wikipedii (z ostrożności procesowej) i to takie, co do których mam pewność, że pozowały konkretne osoby.
Do Wenus knidyjskiej pozowała Praksytelesowi, jego kochanka, słynna z urody hetera Fryne. Ideałem urody w tym społeczeństwie - najbardziej homoseksualnym w dziejach - i najczęstszym tematem rzeźby był atletyczny młodzieniec. Jednak ciało Fryne jako Wenus zachowało w wersji Praksytelesa całą swoją kobiecą specyfikę - wystarczy rzut oka na jej nogi z charakterystycznymi kolanami. Podobnie w pozostałych przypadkach do każdej kolejnej Wenus, Danae czy Betszeby pozowała ulubiona modelka, żona lub kochanka, której ciało artysta przedstawia z upodobaniem, nie szczędząc charakterystycznych szczegółów (czasem nawet rozmnaża to ciało na dwie lub trzy postacie jeśli tego wymaga temat).
Co z tego wynika? Nic szczególnie odkrywczego:
- Po pierwsze ciało kobiety jest/powinno być atrakcyjne dla normalnego mężczyzny takie jakie jest (bez operacji plastycznych, głodzenia się i wielogodzinnych treningów na siłowni)
- Po drugie kobiety mają różną budowę i różne uwarunkowania genetyczne i żadne głodzenie się ani wielogodzinne treningi tego nie zmienią
- Po trzecie wszystkie kobiety mają piersi, talię i biodra, choć ich rozmiar może się znacząco różnić, Włosy na głowie zachowują do śmierci, rysy twarzy mają subtelniejsze niż mężczyźni i cieńszą delikatniejszą skórę. Proporcja tkanki tłuszczowej do masy mięśniowej u kobiety jest inna niż u mężczyzny czy się komuś to podoba czy nie.
- Po czwarte i najważniejsze ŻADNA, podkreślam ŻADNA kobieta nie wygląda, ani tym bardziej nie powinna wyglądać jak nastoletni młodzieniec!!! Jej ciało jest zaprojektowane do innych celów!!!
Moda damska powinna więc ową specyfikę kobiecej sylwetki uwzględniać, a nawet podkreślać, co bardzo dobrze ukazują stroje ludowe lub historyczne:
|
Courbet, Śpiąca prządka |
|
Auguste Renoir, Parasolki |
|
Fragonard, Czytająca dziewczyna |
|
Elisabeth Vigee Lebrun, Autoportret
|
|
Tycjan, Portret Lawinii |
|
Tycjan, La Schiavona |
|
Vermeer, Mleczarka |
|
Ingres, Księżna d'Haussonville |
|
Goya, Mleczarka |
|
Orazio Gentileschi, Grająca na lutni |
|
Auguste Ingres, Panna Riviere |
|
David, Portret Madame de Verminac |
Nie powiem chyba nic szczególnie kontrowersyjnego twierdząc, że kobiety w tych strojach z różnych epok niezależnie od wieku i stanu wyglądają znacznie korzystniej niż współczesne w obcisłych jak rajtuzy spodniach i krótkiej górze. Tego rodzaju strój nosili mężczyźni i młodzieńcy w średniowieczu.
Współczesna popkultura usilnie obrzydza nam nie tylko nasze ciała, ale i twarze, które jak się dowiadujemy z mediów nie są wystarczająco dobre takie, jakie są. Nawet piękne i młode dziewczyny powlekają się grubą warstwą kosmetyków pod którą ginie cała ich świeżość, urok młodości indywidualny charakter i koloryt. Zamiast tego noszą maskę popkulturowej karykatury piękna, tak chętnie imitowanej przez transwestytów, twarz kokoty w poszukiwaniu klientów.
Jakkolwiek nie jestem wrogiem dyskretnego makijażu, mój gwałtowny sprzeciw budzi obowiązek codziennego tapetowania się pod groźbą uznania za "zaniedbaną" lub wręcz "brzydką". Osoby o jasnej pigmentacji nie mają czarnych rzęs ani brwi, ich usta też na ogół raczej są różowe niż czerwone. Takie twarze potraktowane czarnym tuszem, kolorowymi cieniami i czerwoną szminką, o grubej warstwie podkładu nie wspominając, wyglądają po prostu groteskowo
Makijaż, moim zdaniem, powinien wydobywać umiejętnie walory wrodzonego kolorytu, pozostając niewidoczny dla oka:
|
Tycjan. Izabela d'Este |
|
Guido Reni, Portret matki artysty |
|
Madonna z dzieciątkiem i Janem Chrzcicielem Rafaela |
Subtelna twarz kobiety bez makijażu jest nie do podrobienia przez pogubionych mężczyzn. Młoda i świeża, kojarzy się z czystością, a poza tym bez unifikującej warstwy pudru, tuszu i szminki jej indywidualne cechy są lepiej widoczne. Nic na to nie poradzę, ale wypacykowanych kobiet z kreskami na powiekach i sztucznymi rzęsami drapiącymi przeciwległą ścianę nie jestem w stanie traktować poważnie, no może z wyjątkiem sytuacji kiedy takiego makijażu wymaga ich praca np. w teatrze, operze lub operetce. Wymalowana nastolatka albo dziecko kojarzy mi się jednoznacznie koszmarnie. Pomijając aspekt estetyczny zagadnienia, jest to wysyłanie sygnału wabiącego i tak też jest odbierane przez adresatów.
Dlaczego twarz mężczyzny jest wystarczająco dobra taka jaka jest (nawet niezbyt przystojna), a kobieta ma wręcz obowiązek się pacykować? Dlaczego musi maskować swoją indywidualną urodę poddając się narzuconemu ideałowi "piękna". Dlaczego swoją świeżość i czystość ma zasłaniać maską wulgarnej kokoty?
Na koniec najwspanialsza ozdoba kobiety - włosy. Jednym z najbardziej traumatycznych doświadczeń mojego dzieciństwa było obcięcie włosów. Mój ojciec doszedł do wniosku, że to moje niesforne loki wchodząc do oczu powodują zeza. W tajemnicy przed mamą i nie pytając mnie o zgodę zaprowadził do fryzjera i kazał krótko ostrzyc. Mama nie odzywała się do niego przez tydzień, a ja nie będąc w stanie znieść swojego odbicia w lustrze cały czas chodziłam po domu w welonie zrobionym z ręcznika lub halki.
Pod wpływem tego doświadczenia ukształtował się mój indywidualny ideał kobiecej urody. Kryterium piękna było zasadniczo jedno - długość włosów. Szpetna niewiasta z długimi włosami była milsza mojemu oku niż piękna, ale krótko ostrzyżona.
Gdybym znała w dzieciństwie ten obraz mój ideał w wymarzonej stylizacji wyglądałby tak:
|
Lady Godiva Edmunda Blair Leightona |
No ewentualnie tak:
|
Blair Leighton, Akolada |
Jakby na to nie patrzeć długie włosy dają nieskończenie więcej możliwości ciekawych fryzur niż krótkie, co zresztą widać na wszystkich poprzednich reprodukcjach. Naturalny ich kolor jest najlepiej dopasowany do odcienia cery i oczu, co zapewnia wygląd optymalny dla konkretnej osoby. Może być nie rzucający się w oczy, ale jest oryginalny i nie do podrobienia. Farbowanie włosów, trwała i inne barbarzyństwa niszczą je w sposób nieodwracalny, stąd spora ilość łysych lub prawie łysych starszych pań w dzisiejszych czasach.
Po co właściwie piszę po raz kolejny o tym wszystkim? Dlatego, że nie mogę patrzeć jak niszczy się poczucie własnej wartości kobiet w imię ich "wyzwalania", jak nieskończenie bardziej opresyjne są wymagania wobec współczesnej kobiety, niż były kiedykolwiek w przeszłości, jak bardzo znienawidzona jest kobiecość i jak rośnie z dnia na dzień liczba jej wrogów...
Na szczęście mamy jeszcze sztukę, która zachwyca się kobietą, nie jakąś idealną i specjalnie spreparowaną, tylko normalną osobą ludzka, która zgodziła się pozować konkretnemu artyście. Jakkolwiek różne były upodobania indywidualne artystów i mody w określonych epokach, myślę że każda z nas ma sporą szansę się odnaleźć się w jakiejś Wenus, Danae, Betszebie, Florze czy innej Lady Godivie. Mam na myśli oczywiście typ fizyczny.
Mi samej najbliżej jest do modelek Tycjana - mocna budowa ciała, jasna pigmentacja i włosy rudo-blond.
|
Tycjan, Dama przy toalecie |
Mam prawie identyczne silne ramiona ("toczone" jak się niegdyś mówiło) i mocne nadgarstki. Nawet moje włosy już przy długości do połowy pleców maja podobnie niechlujne końcówki.
Proponuje więc wszystkim paniom, które chcą się bronić przed przedziwnymi modami, skazującymi większość kobiet na ciągłą udrękę i nieuzasadnione kompleksy, terapeutyczną zabawę polegająca na znalezieniu w zasobach sztuki europejskiej wizerunku osoby w podobnym typie fizycznym, najlepiej upozowanego na jakąś mityczną lub legendarną piękność. Przy okazji odkryjecie, że chudy, nastoletni, chłopiec nie był nigdy ideałem urody KOBIECEJ. Był obiektem pożądania greckich pederastów w średnim wieku, ale od kobiet NIGDY nie oczekiwano, że się do niego upodobnią. Tak wiele się możemy nauczyć od przeszłych pokoleń!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz