Obejrzałam jakąś prezentację o królowej Krystynie Szwedzkiej na YouTube i mimo nachalnej sugestii, że jest to wypisz wymaluj wczesna feministka i lesbijka zarazem, zainteresowałam się tematem. Zwłaszcza zaciekawił mnie fakt odnalezienia przez młodą dziewczynę w protestanckim kraju w XVII w. drogi do katolicyzmu. Trudno sobie wyobrażać, że ktoś ją do tego zachęcał. Sama musiała znaleźć jakieś pisma i wciągnęły ją do tego stopnia, że przemyciła do kraju dwóch jezuitów, z którymi debatowała i od których uczyła się, aby w końcu się nawrócić.
Szukałam więc jakichś szczegółów na temat tej zadziwiającej drogi duchowej, ale każdy kolejny materiał przypisywał jej związki "seksualne" z kobietami i inne podobne brednie. Na podstawie czego? Ano Krystyna miała podobno widoczne owłosienia na twarzy, często ubierała się jak mężczyzna, jeździła po męsku na koniu i jej sposób wyrażania był uznawany za odpowiedni raczej dla mężczyzn (a konkretnie żołnierzy) niż dam. Co więcej miała przyjaciółkę Ebbę Sparre zwaną "la belle comtesse", z którą dzieliła łoże!!! Nie omieszkała poinformować o tym angielskiego ambasadora, jak to XVII- wieczne szwedzkie lesbijki miały w zwyczaju!! Nie paliła się do małżeństwa ze swoim kuzynem, choć to obiecała. W końcu ustanowiła go swoim następcą, a sama abdykowała, wyjechała do Rzymu i przeszła na katolicyzm, czym zamknęła sobie drogę powrotu do ojczyzny. Co gorsza, pisała do końca życia listy do Ebby, przyjaciółki swej młodości, zapewniając ją o dozgonnej miłości.
Co robi z takimi wiadomościami feministka pisząca "herstory"? Nie mając żadnej wiedzy (podkreślam ŻADNEJ, nie tylko fachowej) o epoce, projektuje na nieszczęsną kobietę, która się nie może bronić. swoje miazmaty rodem z gender studies. Ponieważ jej odbiorcy też nie mają ŻADNEJ wiedzy, gotowi są te bzdury łyknąć, zwłaszcza, że taki "trynd". Skoro homoseksualizm jest zjawiskiem naturalnym i rozpowszechnionym (jak głosi ich dogmat), więc w każdej epoce musi być mnóstwo przypadków - trzeba je tylko odnaleźć (to znaczy przypisać jakiejś nietuzinkowej postaci).
Ludzie z mojego pokolenia w większości znają Pana Wołodyjowskiego Sienkiewicza, jeśli nie z lektury to z filmu kinowego lub telewizyjnego serialu "Przygody Pana Michała". Jest tam scena, gdzie Basia i Krzysia przed pójściem spać omawiają wydarzenia dnia. Rozbawiona Baśka udając Ketlinga rzuca się się przed towarzyszką na kolana i wygłasza owo sławne "tak waćpannę miłuje, że dychać nie mogę, pieszo, konno i po szkocku" itd. Krzysia najpierw się śmieje, potem płacze, a potem przytula i całuje Basię. Jak zinterpretowałaby to feministka-"herstoryczka"? Nietrudno sobie wyobrazić - Krzysia płacze na wspomnienie awansów mężczyzny, gdyż serce jej pragnie tylko Baśki, która - UWAGA! - zaineresowana jest głównie szermierką, jazdą konną i własnoręcznie ubiła Tatara! Śmieszne? Owszem, ale zarazem straszne!
A Krystyna córka Lavransa Sigrid Undset dzieląca łoże z Ingebjorgą przez cały czas pobytu w klasztorze? Dziewczyny mają wprawdzie nakazane noszenie koszul dla skromności ale jednak!!! Ta sama Krystyna odwiedzając rodzinę narzeczonego - Szymona Darre - sypia z jego siostrą. Co gorsza cała rodzina śpi w jednym pomieszczeniu i jej niedoszła teściowa obserwuje jak syn podchodzi do Krystyny i niezgrabnie próbuję dotknąć jej piersi pod przykryciem. Jest niezadowolona z oziębłości z jaką zostaje przyjęty!!! Skąd ta oziębłość? Nie trudno odgadnąć! Wiadomo - lesbijka!!! A sam Szymon? Czyż gdzieś pod koniec ksiązki nie dzieli łoża z Erlendem? Wiadomo, Erlend uwiódł mu wprawdzie narzeczoną, ale tak naprawdę chodziło o Szymona, to przecież jasne!
A ty czytelniczko! Czyż nocując u koleżanki/kuzynki nie spałaś z nią w jednym łóżku? Czyż nie zapewniałaś osoby, którą uważałaś za przyjaciółkę o DOZGONNEJ przyjaźni? Może nawet posunęłaś się do wpisu w jej pamiętniku w tonie: "Na górze róże, na dole fiołki, my się kochamy jak dwa aniołki" zilustrowanego dwoma czerwonymi, połączonymi sercami?!! A widzisz, ty także zaliczasz się do społeczności LGBTQ.......XYZ czy chcesz tego, czy nie!!!
A ty czytelniku, czy nigdy nie wziąłeś do łóżka swojego psa, kiedy był szczeniakiem i piszczał z tęsknoty za matką i rodzeństwem? Jak więc cię nazwać? Pedofilo-zoofilem czy pedo-zoo-filem? Nie martw się jednak i posłuchaj mojego wyznania. Otóż bardzo przywiązana byłam do RÓŻOWEGO kubka, który dostałam od siostry. Piłam z niego herbatę i inne płyny dotykając krawędzi USTAMI. Niestety upadł i rozbił się. Skleiłam więc go i postawiłam na szafie. Kim mnie to czyni? Fetyszystko-nekrofilką?
A ewangeliczna przypowieść o natrętnym przyjacielu, który dobija się w środku nocy z niedorzecznym żądaniem chlebów dla swojego gościa. Jaką słyszy odpowiedź? "Nie naprzykrzaj mi się, bo drzwi są zamknięte i MOJE DZIECI SA ZE MNĄ W ŁOŻU"!!! No to już naprawdę!
Można się tak bawić się ad nauseam, ale nie zmienia to faktu, że projektowanie na ludzi żyjących w odległych czasach, w rzeczywistej rzeczywistości wykwitów chorych umysłów indywiduów typu Wilhelm Reich jest po prostu niedorzeczne. Także w dzisiejszych czasach bardzo niewielu ludzi jest seksualnymi maniakami. Bardzo niewielu ludzi po dniu pracy zarobkowej ma nadmiar energii, którą pragnie spożytkować na całkowicie jałową, nieestetyczną i niebezpieczną aktywność homoseksualną. Normalny człowiek kocha wielu ludzi różnej płci(rodzice, dzieci, rodzeństwo, dziadkowie, przyjaciele, mentorzy itp.), stosunki natury romantyczno-seksualnej łączą go tylko z jedną osobą płci przeciwnej (żona lub mąż). Dotyk, przytulanie, obejmowanie i pocałunki w WIĘKSZOŚCI przypadków nie mają charakteru seksualnego. Wyrażają bliskość i czułość, albo są wyłącznie towarzyskim rytuałem. Kwieciste zwroty o dozgonnej przyjaźni lub miłości w listach były standardem m.in w czasach królowej Krystyny i występują również w jej korespondencji z osobami, których nawet nie miała okazji poznać osobiście. Także wśród mężczyzn zwroty typu 'mój piękny kuzynie" były na porządku dziennym (np. w średniowiecznej Francji) i nie znaczyły dokładnie nic.
Owo projektowanie na wszystkich i wszystko dewiacji pewnych niszowych, ale wpływowych środowisk przyprawia mnie o mdłości. Nachalna seksualizacja wszystkiego co się rusza i to koniecznie już od niemowlęctwa, przy czym ma być to seksualność możliwie jak najbardziej pokręcona. Na YouTube mnóstwo filmików nastolatków pot tytułem "My transition" albo "I am detransitioning". To jest szaleństwo albo raczej szataństwo. Nikt mi nie wmówi, że co drugi nastolatek nie wie jakiej jest płci, albo do jakiej płci ma pociąg. Dziewczyno, chłopaku, może po prostu jesteście za młodzi? Czy nie ma ciekawszych rzeczy na świecie dla osób w waszym wieku? Bliskie intensywne przyjaźnie z osobami tej samej płci w młodości nie wskazują na homoseksualizm, tylko są uczeniem się bliskiej relacji, której nie zaburza seks. Czasem trwają całe życie niezależnie od posiadania męża/żony i dzieci.
Im bardziej skomplikowany człowiek, tym dłużej się rozwija i tym później czuje tzw. Wolę Bożą. Dla kobiet często oznacza to nie wejście w związki małżeńskie. W przypadku królowej Krystyny była to najprawdopodobniej kwestia braku odpowiedniego mężczyzny. Kto ma ochotę poślubiać swojego kuzyna? Z drugiej strony jaki mężczyzna ma ochotę poślubić kobietę, która góruje nad nim dokładnie pod każdym względem?
Czytałam niedawno na Frondzie kąśliwy tekścik o Marcie Lempart, o której nie mam dobrego zdania. Był nawiązaniem do jakiegoś jej "szczerego wywiadu" w prasie zaprzyjaźnionej, w którym wyznaje, że (w szkole średniej chyba) nie miała chłopaka, a wszystkie koleżanki miały, co stało się źródłem jej kompleksów. Wspomina też o jakichś podchodach zakończonych porażką. To wszystko, jak rozumiem, pomogło jej uświadomić sobie odmienną "orientację seksualną". Dopiero na studiach poznała swoją "pierwszą dziewczynę". No cóż, nie kupuję tego. Taka z niej lesbijka jak z koziej d... trąba.
Rafał Ziemkiewicz w swoim ostatnim nagraniu stwierdził, że w dzisiejszych czasach dziewczyna jeszcze nie zainteresowana nachalnie wciskanym jej seksem oświadcza "jestem niebinarna"., co się tłumaczy "jestem dziewicą i póki co, nie mam ochoty tego zmieniać". Przez analogię twierdzenie "jestem lesbijką" w większości (jeśli nie wszystkich) przypadków oznacza po prostu "jestem kobietą samotną, ale nie zniosę, żeby nazywano mnie starą panną". Owe związki lesbijskie są najczęściej jak taniec dwóch kobiet w parze z braku facetów na balu.
Kobiety są warunkowane od dzieciństwa, żeby na dźwięk słów "stara panna" reagować paniką i podejmować najgłupsze z możliwych decyzji, nawet jeśli brak mężczyzny w życiu jakoś specjalnie im nie ciąży. Tymczasem mimo (podobno) mniej więcej równej ilości mężczyzn i kobiet w populacji, nie wszyscy mężczyźni a)nadają się do małżeństwa b)mają odwagę podejść do dziewczyny, która im się podoba. Co z tego wynika? Ano część kobiet pozostanie bez pary! Najczęściej te późno dojrzewające, zbyt wykształcone, za wysokie, mające jakieś wymagania lub "zawyżone" standardy moralne, introwertyczki, nie rozpoznane powołania do życia konsekrowanego itp. Żadna z tych przypadłości nie hańbi człowieka, niektóre wręcz przynoszą zaszczyt.
Powiem wprost: ja po prostu nie wierzę, że istnieje coś takiego jak "związek lesbijski". Jak ów rzekomy pociąg seksualny miałby się wyrażać wobec braku odpowiedniego organu u każdej ze stron? Owszem, dwie kobiety mogą być sobie bliskie, mogą ze sobą mieszkać (także ze względów ekonomicznych), wspierać się i opiekować w chorobie (mnóstwo takich sytuacji opisuje Lucy Maud Montgomery w Ani z Zielonego Wzgórza i Emilce ze Srebrnego Nowiu), ale nie jest to związek natury romantyczno-seksualnej.
Swoją drogą różnicę w dojrzewaniu do prawdziwych tego rodzaju związków ilustrują losy dwóch przyjaciółek Ani i Diany z Ani z Zielonego Wzgórza. Ania jako dziewczynka marzy przede wszystkim o przyjaciółce. Diana wydaje się jej bratnią duszą, równie górnolotną jak ona sama. Intensywność przeżywania też przyjaźni uszczęśliwiłaby każdą feministkę, zwłaszcza w zestawieniu z uporem z jakim odrzuca Gilberta. Jakie jest zaskoczenie i rozczarowanie Ani, kiedy Diana w wieku lat ok. 16, a może 17 obwieszcza, że wychodzi za mąż za grubawego, poczciwego i mało wzniosłego Alfreda. Trudno nie podejrzewać, że Ania w końcu zdaje sobie sprawę, że przypisywała przyjaciółce swoje własne cechy, a realna Diana jest dobrą i lojalną dziewczyną, ale znacznie prostszą niż ona sama. Ania wyjeżdża na studia, pozyskuje nowe przyjaciółki, które darzy wielkim uczuciem, a także otrzymuje ileś tam propozycji małżeńskich. Po pierwszej gorzko płacze. Nie może się pogodzić z brutalnością pewnych mechanizmów społecznych i ich brakiem związku z romantyczną miłością, jak ją sobie wyobraziła. Pod koniec studiów dopiero, czyli w wieku ok. lat 22 lub 23 Ania pod wpływem dramatycznych okoliczności uświadamia sobie, że kocha Gilberta. Wychodzi za niego dopiero w wieku lat 25. Marta Lempart nie miała do siebie tyle cierpliwości i już na studiach poszukała sobie "pierwszej dziewczyny". Sama Lucy Maud Montgomery wyszła za mąż mając lat 38. W którymś tomie cyklu, prawdopodobnie w Ani z Avonlea, bohaterka dzieli się z czytelnikiem zabawnymi wypowiedziami swoich uczniów. Jedna dziewczynka na pytanie kim chciałaby być w przyszłości odpowiada: "wdową". Poproszona o wyjaśnienie tłumaczy cierpliwie: "Jak jesteś starą panną ludzie się z ciebie śmieją, a jak masz męża to cię tłucze". Wdowa ma spokój od obu tych przykrych okoliczności, może cieszyć się swoją niezależnością i zarazem szacunkiem należnym zamężnej kobiecie. Wydaje mi się, że tak zwanym lesbijkom w rodzaju Marty Lempart chodzi dokładnie o to samo!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz