niedziela, 29 września 2024

Kandydaci "już ukształtowani artystycznie"

Często słyszałam opinię, że akademie "nie lubią" (to znaczy odrzucają na etapie teczek) kandydatów już ukształtowanych artystycznie. Jest to zawoalowane powiedzenie, że  z zasady nie przyjmują ludzi zdolnych. Gdyby chodziło tylko o przypadki, które znam osobiście + mój własny mogłabym mieć wątpliwości, ale obserwacje Irki, mojej kuzynki, która wychowała pokolenia absolwentów liceum plastycznego i znała ich dalsze losy, to już jest badanie na próbie reprezentatywnej. Irka twierdziła też, że pod tym względem Wrocław ma szczególnie złą sławę.

Założmy przez chwilę - jako ćwiczenie mentalne - że członkowie komisji  z dobrego serduszka odrzucają "ukształtowanych artystycznie kandydatów", gdyż czują, że szkoła nie ma im nic do zaproponowania i szkoda ich czasu. Powiedzmy na tej zasadzie, jakby do mnie na korepetycje z angielskiego zgłosił sie ktoś, kto zna ten jezyk lepiej ode mnie. Musiałabym mu uczciwie powiedzieć, że nic nie skorzysta i szkoda jego pieniędzy. Człowiek więc idzie do kogoś lepszego lub/i pogłębia swoją znajomość języka przez kontakt z literaturą, filmem i publicystyką czy tez wyjeżdża do kraju w którym sie nim mówi.

Co robi kandydat "już ukształtowany artystycznie" odrzucony na etapie teczki? Przede wszystkim nie może się odwołać. Takie prawo przysługiwałoby mu, gdyby sie nie dostał po zdaniu egzaminu. Ale właśnie na tym polega caly wic. Ma być odrzucony nieodwołalnie! 

Kandydat cierpi na ostry dysonans poznawczy, bo przecież widzial teczki tych, którzy się dostali i wszystko o nich można powiedzieć, tylko nie to że były lepsze. Jednak ten dysonans i poczucie doznanej niesprawiedliwości są w jego sytuacji najmniej ważne. 

Mimo, że "już ukształtowany artystycznie" zdaje sobie sprawę ile musi sie jeszcze nauczyć. Skąd ma wziąć pracownię, modela i kompetentnego nauczyciela? Jaką ma szansę na stypendium lub udział w konkursie. Jaką będzie miał szansę na wystawę bez dyplomu szkoły artystycznej?

Dziedziny takie jak rzeźba czy grafika wymagają wiedzy technicznej skąd odrzucony kandydat "już ukształtowany artystycznie" ją weźmie". Kto mu powierzy jakiekolwiek poważne zlecenie typu pomnik lub opracowanie graficzne książki bez dyplomu szkoły artystycznej?

Absolwenci natomiast wyhodowani od zera tzn "kursów przygotowawczych" lub "prywatnych lekcji" będa mieli  wszędzie otwarte drzwi. Ani galernicy, ani urzędniy państwowi nie są w stanie odróżnić dobrej sztuki od złej, natomiast dyplom od jego braku odróżniają z łatwością.

Konkludując nie chodzi o żadne "ukształtowanie artystyczne" tylko trwałe i definitywne wyeliminowanie konkurencji. Swoją drogą agresja, kłamstwa i manipulacje które temu towarzyszą są dość przerażającym spektaklem. 

Teczka kandydatki "ukształtowanej artystycznie" (niepełna) złożona w 1999 na kierunek rzeźba na wrocławskiej ASP, odrzucona przez komisję w składzie: Alojzy Gryt (przewodniczący), Grzegorz Kucharski i Christos Mandzios (tu mogę sie mylić). Cała historia opisana na blogu w styczniu 2021 ("Po co daleko szukać, weźmy na przykład mnie...")


sobota, 28 września 2024

Przygoda z rzeźbą

Moje pierwsze zadanie - niedźwiedź polarny. Zaczynam przygodę z rzeźbą na drugim semestrze studiów podyplomowych pod kierunkiem prof. Kucharskiego

Akt siedzący
Autoportret - odlew gipsowy
Akt stojacy. Na 3 semestrze zmieniam prowadzącego na p. Zyśkę bardzo rzetelnego czlowieka, wtedy asystenta prof. Makarewicza
Portret mężczyzny

Szkic do rzeźby dyplomowej
Rzeźba dyplomowa w drzewie lipowym

Uporządkowałam rzeźby w kolejności powstawania. O ile malarswtem i rysunkiem parałam się całe życie, o tyle rzeźba była nowym odkryciem, nowym kontynentem do zeksplorowania. Jak ta przygoda się zakończyła pisałam już na tym blogu "Po co daleko szukać weźmy na przykład mnie..." z 16 stycznia 2021. Nie chce mi się do tego wracać.

Na koniec kilka wniosków na temat szkolnictwa artystycznego:
  • istnieje coś takiego jak talent
  • kompetentni ludzie są w stanie stwierdzić czy ktoś go posiada na podstawie jego prac (to jest obiektywnie rozpoznawalne)
  • talent plastyczny przejawia sie obserwacją świata i jej zapisem w formie rysunku, malarstwa, rzeźby lub grafiki, nadawaniem ciekawej formy dziełom z wyobraźni oraz napędem, aby to robić
  • zrobienie zdjęć kamieni na plaży lub kory drzew jeszcze nie jest dowodem talentu plastycznego
  • płacenie członkom komisji prowadzącym "kursy przygotowawcze" nie jest  przejawem talentu plastycznego
  • platne lekcje u Alojzego Gryta i mu podobnych nie powoduja wlania talentu
  • pokrewieństwo lub znajomość z członkami komisji nie powoduje wlania talentu
  • szkoły artystyczne powołane sa do kształcenia ludzi którzy mają talent i gotowość, a nawet determinacje, aby go rozwijać, a nie kogokolwiek (nie da się wykształcic osoby bez predyspozycji na artystę)
  • pracownie są po to, żeby w nich pracować, jeśli stoją puste tzn, że przyjęto na studia niewłaściwych ludzi
Jestem i byłam głeboko przekonana, że uczelnia na pl. Polskim we Wrocławiu powstała z myślą o ludziach takich jak ja. Czułam się tam bardzo na miejscu. Jednak z powodu zawłaszczenia jej przez zupełnie kogoś innego, nie służy celom, do ktorych została powołana, a ludzie którzy powinni tam studiować i pracować nie znajdują dla siebie miejsca w życiu...


piątek, 27 września 2024

Malarstwo podyplomowe

O ile mi wiadomo na ASP nie uczy się studentów techniki olejnej. Jeśli ją znają - dobrze, jeśli nie, niech używają akryli czy czego tam chcą. Z jednej strony to dziwne, a z drugiej zrozumiałe.

Dziwne, gdyż źle przygotowane podłoże "mści się" np odpadaniem zbyt suchego gruntu razem z warstwą farby. Widziałam taką katastrofę w holu Domu Pielgrzyma w Częstochowie. Kilkanaście wielkich płócien, całkiem nieźle malowanych łuszczyło się spektakularnie. Wygląda to mniej więcej tak:


Na skutek nieznajomości rzemiosła można nie tylko zniweczyć swoją pracę, lecz także  zniechęcić potencjalnych nabywców/ zleceniodawców, którzy mają wszelkie prawo czuć sie oszukani.... 

Być może zakłada się, że teraz można kupić wszystko gotowe i szkoda czasu na uczenie rzeczy tak przyziemnych. A może technika olejna jest na cenzurowanym, gdyż została wynaleziona do realistycznego malarstwa, którego "już się nie nosi" na akademiach i nie przyjmuje się ludzi, którzy by umieli je uprawiać...

Na naszych studiach podyplomowych malowaliśmy więc temperami na kartonie formatu 100 x 70, zwykle charakterystyczne duże aranżacje dziwnych przedmiotów znalezionych przez asystentkę na śmietniku, czasem umieszczone na ich tle modelki (jak wyżej).





Ja jednak z uporem maniaka przynosiłam co pewien czas farby olejne i zagruntowane podobrazia. Nie był to szczegolnie dobry pomysł, bo zwykle brakowało czasu na skończenie pracy. Poza tym pośpiech wymuszał bardzo szkicowe potraktowanie tematu  i nie dawał szans na wykorzystanie możliwości techniki olejnej. Nie wspominam już "zaginięć" płócien zostawionych w pracowni do wyschnięcia...




Mieliśmy 2 godziny na ten widok z dachu budynku ASP. Nie miałam szansy go skończyć, niestety, bo szkic zapowiadał sie nieźle...

Wiele z tych prac uległo destrukcji z powodu źle przygotowanego gruntu, niektóre płótna wykorzystałam ponownie zamalowując pierwotny obraz. 

Poza rysowaniem i malowaniem w pracowni, robiliśmy prace domowe omawiane na 2 godzinnych konsultacjach odbywajacych się co 2 tygodnie. W praktyce, ponieważ niewiele osób te zadania przynosiło, konsultacje zamienione zostały na krótkie dodatkowe zajęcia poświęcone głównie kończeniu prac z poprzedniego tygodnia... 

Ja należałam do tych dziwnych osób, które zadania zawsze robiły i wydawało mi się, że sporo zyskałam na  konsultacjach.  Praca poniżej to prawdopodobnie realizacja tematu "postacie w ruchu" albo coś w tym stylu


Bardzo charakterystyczne były zadania polegające na kilku ujęciach tego samego tematu np martwa natura raz monochromatycznie, raz barwnie, a raz collage...



Tutaj tematem miał być pejzaż. Zrobiłam go więc raz w akwareli, raz farbami olejnymi, a raz w technice collage z resztek tkanin na kamelówce (tak jak martwą naturę powyżej)

Pejzaż raz w oleju, raz w collage:


Bardzo byłam chwalona za te collage, co pobudzało mnie do realizacji całkiem nowych tematów od razu w tej technice...


...albo opracowywania starych jak poniżej - rysunek kredką, obraz olejny i collage. Zdaniem profesora collage w moim wykonaniu zawsze był o kilka długości lepszy niż tradycyjne techniki


Tak zachęcona próbowałam eksplorować tę dziedzinę gdzie się tylko dało. W tym przypadku jednak muszę uczciwie powiedzieć, że szkic olejny jest lepszy....


...a tutaj zdecydowanie collage. 


Tutaj nie wiadomo, bo gdyby szkic dokończyć mógłby się okazać dużo lepszy.
y

Tak więc nie tylko nie opanowałam techniki olejnej, na co miałam nadzieje w skrytości swego serduszka, ale zniosło mnie w rejony dokładnie przeciwne, uproszczonego obrazu, jaki wymusza mozaika z kawałków tkanin. Dobrze się tym bawiłam i ćwiczyłam kompozycję zarazem, ale niepostrzeżenie weszłam w ślępą uliczkę produkowania czegoś, co podoba sie wyłącznie profesjonalistom w dziedzinie sztuk wizualnych, a i to nie wszystkim...

czwartek, 26 września 2024

"Sztuki plastyczne w architekturze"

Tak oficjalnie nazywało sie studium podyplomowe na wrocłwskiej ASP organizowane - o ile dobrze pamiętam - przez wydział architekury wnętrz, a może wzornictwa przemysłowego (albo jednego i drugiego). Kiedy usłyszałam o jego otwarciu pierwsza poleciam się zapisać - na indeksie mam numer1! To bylo jak odpowiedź opaczności na moje - wypowiedziane i niewypowiedziane - modlitwy.  Dwuletnie, weekendowe, a więc łatwo dające sie pogodzić z moją ówczesną pracą w szkole...

Było nas ok 12 osób: 7 absolwentów architektury, dwie panie uczące plastycznego bez formalnego wykształcenia w tym kierunku, jedna dziewczyna po iberystyce, polsko-niemiecki biznesmen i ja. Całe towarzystwo w wieku miedzy 25 a ok. 40 lat. 

Teoretycznie studium powstało głównie z myślą o absolwentach architektury, ale z różnych wypowiedzi można było odnieść wrażenie, że chodzi o sprzedanie snobistycznym jeleniom namiastki przynależnośći do "środowiska artystycznego". Wielokrotnie słyszeliśmy o tzw "piątym wydziale" czyli kawiarni, gdzie ma się rzekomo odbywać zasadnicza część edukacji artystycznej... 

Słuchałam tego zniesmaczona i zażenowana. Miałam w rodzinie dwoje profesjonalnych artystów i nie byli to ludzie kojarzący sie z siedzeniem godzinami po kawiarniach, a raczej z wielką wewnętrzną dyscypliną, organizacją, pracowitością i porannym wstawaniem. Do uprawiania malarstwa bowiem niezbędne jest światło dzienne i ten jeden prosty fakt wyklucza nocny tryb życia... Jakiś specjalny image też nie jest prawdziwemu artyście do niczego potrzebny, natomiast niezbędny jest tym, którzy za artystów chcą uchodzić bez żadnego obiektywnego uzasadnienia swoich pretensji...

Nie byłam odosobniona w tym odczuciu, gdyż wielu z nas chcialo sie jak najwięcej nauczyć i jak najwięcej skorzystać z możliwości, jakie daje uczelnia artystyczna tzn głównie dostepność pracowni i modela, a takze - oczywiście - profesjonalnej korekty. Tutaj szczęście nam dopisało, bo w osobie profesora Mickosia zyskaliśmy bardzo rzetelnego nauczyciela malarstwa i rysunku. Pierwszy raz w życiu mogłam studiować akty z natury! Zachowałam 23, z których kilka prezentuję:

Ten był pierwszy. Rysowany ołówkiem na kartonie formatu 100 x 70. Mam problem ze zmieszczeniem postaci w kadrze

Ten rysowany jest kredką (ołówek mnie męczy jako zbyt twardy) znowu na małym formacie (100 x70). Stopy się nie zmieściły, czasu (2 godziny) na porządne opracowanie ciała nie starczyło. W człowieku najbardziej interesuje mnie jego twarz i glowa!

Na takie figle zaczynam sobie pozwalać na drugim roku (lub semestrze). Kredka czarna i biała na ciemnym kartonie formatu 100 X 70. Profesor to toleruje, ale nie popiera, gdyż uważa za płytkie efekciarstwo. Raczej ma rację

W któryms momencie zaczynam sklejać dwa arkusze kartonu, jeśli nie ma w sprzedaży formatu 140 x 100, na jakim rysują studenci dzienni. Podczas 4-godzinnej sesji na ogół udaje mi się skończyć rysunek

Mam zakazane - a wkażdym razie miałam na początku - używanie węgla, ze wzgledu na efekt "watowatości", ale jednak czasem to robię. Karton formatu 140 x 100

Osobiście ustawiłam modelkę w kontraposcie, bo profesor - wyjątkowo - się spóźnił. Kredka, format 140 x100

Czyżby ołówek? Aż mi się wierzyc nie chce! Format jak wyżej

Tu  na pewno kredka na dużym formacie. Jedno z moich najlepszych studiów aktu

Węgiel jak nic! Format duży

Kredka na dużym formacie

A tu wegiel. Dobrze widać o co chodziło profesorowi z tą "watą". Węgiel się po prostu rozmazuje i nie widać, które plamy są zamierzone, a które nie. Mało precyzji, a jakiś efekt jest. Można przemknąć się nad kłopotliwymi szczegółami jak dłonie i stopy

Pierwsze studium aktu w kolorze - tempera na papierze 100 x70. "Proszę nie czarować, proszę to po prostu namalować" (chodziło o stosowanie laserunków, że nie należy)

Więc nie czaruję tylko maluję bardzo kryjąco, bez laserunków, temperą na papierze formatu 100 x70

Tu zrobiłam po swojemu: karton formatu 140 x 100 zagruntowałam i malowałam na nim farbami olejnymi. 4 godziny to o wiele za mało na takie studium, więc wyszedł szybki  barwny szkic, calkiem udany zresztą

Rysunek 3 pastelami na dużym formacie - bardzo malarski - nie znalazł zrozumienia u profesora

Znowu to efekciarstwo! Tym razem na dużym formacie

Zdecydowanie moje najlepsze studium aktu. Profesor doszukał się w opracowaniu rzeźby analogii do kreski Szukalskiego...

Kończę powyższe studium aktu jako jedna z ostatnich (jedyna w grupie pracuje na formacie 140 x 100). Przychodzi asystentka profesora i następna grupa. Stoją mi za plecami wpatrując sie w rysunek. "Pani się tu nauczyła tak dobrze rysować, czy umiała to pani wcześniej" - pytają. Uśmiecham się niezdecydowanie. "Wcześniej" - odpowiadają sobie sami - "nie dało by się tak od zera".

Ile sie nauczyłam możecie sami ocenić porównując pierwszy akt z najbardziej udanymi z poźniejszych. Faktem jest, że wnioslam swoje zdolności i 100% - owe zaangazowanie. Bez pracy nie byłoby tego efektu, ale bez wkladu wlasnego tym bardziej nie...  

Inna rzecz, że nikt z prowadzących nie spodziewa sie po nas żadnego talentu. Bylby sporym dysonansem poznawczym, bo przecież talenty to tylko na studiach dziennych, u dzieci znajomych członków komisji, którzy do platnego kursu przygotowawczego (lub płatnych lekcji u któregoś z profesorów) nic nigdy nie stworzyli, poza zdjęciem znalezionych nad morzem kamyków. Takich można "własciwie" uksztaltować i dać im dyplom  licencjonowanego artysty, który otworzy przed nimi drzwi galerii sztuki itp...

My mamy bulić kasę i cieszyć się, że dostąpiliśmy zaszczytu stąpania po szacownym gmachu ASP, a gdyby tego było mało, możemy posiedzieć na "piątym wydziale" i poudawać artystów...