Szkoła przez
porównanie z koszmarem przedszkola zdała się
Malwince, zwłaszcza na początku, istnym rajem na ziemi. Nauka sprawiała
jej radość, gdyż jako bystra młoda osoba chwytała wszystko znacznie szybciej
niż większość dzieci i Pani chwaliła ją średnio pięć razy na godzinę lekcyjną.
Kiedy wygłaszała owo sakramentalne „Odpowie nam….” albo „przeczyta nam…” tu
zawieszała głos i z ciepłym uśmiechem w oczach kończyła „Malwinka” dziewczynka
promieniała szczęściem i wdzięcznością. Nigdy jeszcze w swoim krótkim życiu nie
czuła się tak dowartościowana. Nie mogła sobie przypomnieć, żeby pani w
przedszkolu kiedykolwiek z nią rozmawiała, poza interwencją w sprawie Maćka
Dzięcioła oczywiście. Mamę, która nie widziała zastosowania dla pochwał w
procesie wychowawczym, codzienne doniesienia o sukcesach szkolnych Malwinki
dość szybko znudziły. Zdziwienie córki, że nie podziela jej entuzjazmu
skwitowała zwięzłym „Uczysz się dla siebie”. „Co prawda to prawda” pomyślała
dziewczynka „a jednak…”
Szczodre pochwały ukochanej pani Steni nie
tylko wynagradzały to rozczarowanie, ale pomagały znieść obecność Magdy
Szczypalskiej, Maćka Dzięcioła, królewny Żanety i resztek jej dworu w tej samej
klasie. Zresztą oni wszyscy przeniesieni do rzeczywistości szkolnej znacznie stracili
na znaczeniu. Przez jakiś czas usiłowali odgrywać rolę elity, ale z czasem
ulegli rozproszeniu. Dwóch narzeczonych Żanety wyprowadziło się z Wrocławia,
Maciek Dzięcioł został błaznem klasowym, a Magdę Szczypalską dopadła
sprawiedliwość dziejowa. Pewien dość nerwowy, młody człowiek, o niemożliwie
przygarbionej postaci zwany Pawłem Gołębiem, który zwykle wpadał do klasy z
okrzykiem „iiii – ha ha” na ustach, wymyślił dla niej wdzięczne przezwisko -
„Sragda” (Mała Taśto jesteś pomszczona”
pomyślała Malwinka „ty i twoje liczne tupty”). Potraktowana nim Magda Szczypalska
pochmurniała, traciła cały animusz i nie wiedziała jak reagować, gdyż nie miała
żadnej wprawy w odpieraniu ataków cudzej złośliwości. Inaczej Malwinka - ostry
język Pawła Gołębia nie oszczędził i jej. Kiedy dzieci miały czytać na rolę
bajkę o zwierzętach, nie pytany o zdanie, zawołał:
- A ty,
Malwina, najbardziej nadajesz się na lisa!
- A ty na
wielbłąda! – Odparowała Malwinka błyskawicznie. Salwa śmiechu powitała tę
ripostę, a sam Paweł Gołąb zaczerwienił się i nie wiedział, co odpowiedzieć.
Zamiast tego zrobił pierwszy w życiu wysiłek, żeby się wyprostować. Stłumione
chichoty chodziły po klasie do dzwonka, a niefortunny złośliwiec od tego
momentu zastanawiał się długo zanim zaczepił Malwinkę.
Niestety,
nie wszystkich udawało się tak sprawnie spacyfikować toteż Malwince wciąż
zdarzało się słyszeć „ruda kitka” albo „okularnik” na szkolnym korytarzu
podczas przerw.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz