Na pamiątkę pierwszej komunii Malwinka
dostała drewniany obrazek, nieco podobny do obrazka Marzenki, z tym że tam Pan
Jezus był dzieckiem, a u niej dorosłym mężczyzną z brodą i długimi włosami. Tak
było lepiej – Malwinka całe życie tęskniła za kimś mądrym i dojrzałym. Mogła
więc odtąd do niego zwracać się z wszystkim problemami, pytaniami i
wątpliwościami, a było ich niemało. Pierwsza i najważniejsza dotyczyła kwestii
nadstawiania policzka.
- Panie Jezu
– Mówiła poważnie. – Popatrz czego uczyli mnie rodzice. Tata mówił „Bądź dobra
dla innych, a inni będą dobrzy dla ciebie”
I co? Kiedy poszłam do przedszkola pierwszy raz, nie zdążyłam jaszcze
być dla nikogo dobra ani zła a już mi wyznaczyli rolę kogoś, komu można
bezkarnie dokuczać bo nosiłam okulary i nie umiałam się obronić. Jak mogłam
zresztą skoro mama twierdziła, że nie wolno odpłacać złem za złe, a tata mówił
żeby nie zwracać uwagi, jeśli ktoś zaczepia, to się znudzi i pójdzie sobie. Sam
dobrze wiesz, że to nieprawda. Weźmy na przykład taką Magdę Szczypalską odkąd
dostała nie odważyła się mnie więcej atakować, ani nikogo innego w mojej
obecności i nawet zaczęła odnosić się do mnie jak do człowieka. I pomyśleć, że
mogłam to zrobić pięć lat temu gdyby nie te idiotyczne nauki! Albo popatrz na
Maćka Dzięcioła – to inny chłopak odkąd
pani Hinze daje mu wycisk.
Pani
Hildegarda Hinze była matematyczką i najbardziej subtelną znawczynią natury
ludzkiej jaką Malwinka widziała w życiu. W sercach uczniów wzbudzała szczery
podziw pomieszany z lękiem, gdyż nie wahała się stosować kar cielesnych wobec jednostek, które się o to
prosiły, jak na przykład wyżej wymieniony Maciek. Nic się przed nią nie ukryło
– potrafiła wejść na nie swoją lekcję i stojąc
na progu wywołać go przymilnym „Dudusiu choć za drzwi!”, a kiedy się
wahał ponaglała „No chodźże szybciej moje złotko!” Następnie dawał się słyszeć straszliwy wrzask
Maćka na korytarzu, a po chwili on sam z bardzo czerwonymi uszami i łzami
rozmazanymi na twarzy wracał na swoje miejsce. Kiedy nie uważał na matematyce,
zajęty knuciem czegoś zdrożnego, pani Hinze natychmiast wywoływała go na
środek, a jeśli nie umiał odpowiedzieć na pytanie chwytała za włosy i waliła
jego głową o tablicę. Malwinka wsłuchana w stukanie czaszki Maćka Dzięcioła
miała głębokie poczucie, że oto dokonuje się sprawiedliwość dziejowa.
- Może nawet
nie wyrośnie na zboczeńca, jak ten, którego widziałam w parku – kontynuowała
swój wywód. – A właśnie! Czym należy odpowiadać zboczeńcowi, kiedy się jest
małą dziewczynką?!!! Też dobrem? Jakim, chciałabym to wiedzieć?!!! – Malwinka
zdjęła obrazek ze ściany i zaczęła nim potrząsać. Pan Jezus milczał
niewzruszony. Zniechęcona powiesiła go spowrotem. – Są ludzie, którzy po prostu
muszą dostać w skórę dla dobra innych i swojego własnego i nikt mnie nie
przekona, że jest inaczej. Ci, którzy bawią się dręczeniem innych muszą sami
spróbować jak smakuje lęk i ból. Kiedy przylałam Magdzie, widziałam na jej
twarzy oprócz strachu zdziwienie, że teraz to ona dostaje ode mnie, a nie odwrotnie. To była cudna
chwila! – Malwinka uśmiechnęła się na wspomnienie swego tryumfu. – Nigdy jej
nie zapomnę. Nigdy! – Spojrzała na Pana Jezusa pytająco, ale nic. Nie
odpowiadał. – Wiesz czasem mam wrażenie, że ty po prostu nie przewidziałeś, że
ktoś może być małą dziewczynką, a twoja nauka dotyczy kogoś innego w zupełnie
innej sytuacji.
Wobec braku
reakcji Malwinka odwróciła się podeszła do okna.
- Znęcać się
nad słabszym i bezbronnym jest rzeczą haniebną, ale przyłożyć dręczycielowi –
słuszną. – Powiedziała w przestrzeń.
- Głęboko
słuszną! – rzuciła w stronę obrazka.
Rodzice
Malwinki zasadniczo nie bili swoich dzieci, nie musieli - mama Malwinki była
mistrzynią świata w obdzielaniu poczuciem winy. Umiała sprawić, że córki czuły
się winne że:
- Były chore
na odrę, a zaraz po tym na szkarlatynę i mama nie mogła przygotować się do
egzaminu i oblała.
- Że Mama
jest zmęczona i nie ma czasu dla siebie
- Że musi
gotować obiad
- Że „mają
wszystko”
- Że należą
do „pokolenia, które się pasie”, w przeciwieństwie do rodziców, którzy przeżyli
wojnę.
Niewidoczne
brzemię przygniatało Marzenkę i Malwinkę do ziemi. Pod jego ciężarem kąciki ust
Malwinki opadały coraz bardziej do dołu wyginając je w kształt idealnej podkówki.
Mama mogła dodać do listy win:
- Że mają wszystko, a ciągle niezadowolone i
naburmuszone.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz