środa, 2 grudnia 2020

Wątpliwości

 

     Na pamiątkę pierwszej komunii Malwinka dostała drewniany obrazek, nieco podobny do obrazka Marzenki, z tym że tam Pan Jezus był dzieckiem, a u niej dorosłym mężczyzną z brodą i długimi włosami. Tak było lepiej – Malwinka całe życie tęskniła za kimś mądrym i dojrzałym. Mogła więc odtąd do niego zwracać się z wszystkim problemami, pytaniami i wątpliwościami, a było ich niemało. Pierwsza i najważniejsza dotyczyła kwestii nadstawiania policzka.

- Panie Jezu – Mówiła poważnie. – Popatrz czego uczyli mnie rodzice. Tata mówił „Bądź dobra dla innych, a inni będą dobrzy dla ciebie”   I co? Kiedy poszłam do przedszkola pierwszy raz, nie zdążyłam jaszcze być dla nikogo dobra ani zła a już mi wyznaczyli rolę kogoś, komu można bezkarnie dokuczać bo nosiłam okulary i nie umiałam się obronić. Jak mogłam zresztą skoro mama twierdziła, że nie wolno odpłacać złem za złe, a tata mówił żeby nie zwracać uwagi, jeśli ktoś zaczepia, to się znudzi i pójdzie sobie. Sam dobrze wiesz, że to nieprawda. Weźmy na przykład taką Magdę Szczypalską odkąd dostała nie odważyła się mnie więcej atakować, ani nikogo innego w mojej obecności i nawet zaczęła odnosić się do mnie jak do człowieka. I pomyśleć, że mogłam to zrobić pięć lat temu gdyby nie te idiotyczne nauki! Albo popatrz na Maćka  Dzięcioła – to inny chłopak odkąd pani Hinze daje mu wycisk.

Pani Hildegarda Hinze była matematyczką i najbardziej subtelną znawczynią natury ludzkiej jaką Malwinka widziała w życiu. W sercach uczniów wzbudzała szczery podziw pomieszany z lękiem, gdyż nie wahała się  stosować  kar cielesnych wobec jednostek, które się o to prosiły, jak na przykład wyżej wymieniony Maciek. Nic się przed nią nie ukryło – potrafiła wejść na nie swoją lekcję i stojąc  na progu wywołać go przymilnym „Dudusiu choć za drzwi!”, a kiedy się wahał ponaglała „No chodźże szybciej moje złotko!”  Następnie dawał się słyszeć straszliwy wrzask Maćka na korytarzu, a po chwili on sam z bardzo czerwonymi uszami i łzami rozmazanymi na twarzy wracał na swoje miejsce. Kiedy nie uważał na matematyce, zajęty knuciem czegoś zdrożnego, pani Hinze natychmiast wywoływała go na środek, a jeśli nie umiał odpowiedzieć na pytanie chwytała za włosy i waliła jego głową o tablicę. Malwinka wsłuchana w stukanie czaszki Maćka Dzięcioła miała głębokie poczucie, że oto dokonuje się sprawiedliwość dziejowa.

- Może nawet nie wyrośnie na zboczeńca, jak ten, którego widziałam w parku – kontynuowała swój wywód. – A właśnie! Czym należy odpowiadać zboczeńcowi, kiedy się jest małą dziewczynką?!!! Też dobrem? Jakim, chciałabym to wiedzieć?!!! – Malwinka zdjęła obrazek ze ściany i zaczęła nim potrząsać. Pan Jezus milczał niewzruszony. Zniechęcona powiesiła go spowrotem. – Są ludzie, którzy po prostu muszą dostać w skórę dla dobra innych i swojego własnego i nikt mnie nie przekona, że jest inaczej. Ci, którzy bawią się dręczeniem innych muszą sami spróbować jak smakuje lęk i ból. Kiedy przylałam Magdzie, widziałam na jej twarzy oprócz strachu zdziwienie, że teraz to ona dostaje  ode mnie, a nie odwrotnie. To była cudna chwila! – Malwinka uśmiechnęła się na wspomnienie swego tryumfu. – Nigdy jej nie zapomnę. Nigdy! – Spojrzała na Pana Jezusa pytająco, ale nic. Nie odpowiadał. – Wiesz czasem mam wrażenie, że ty po prostu nie przewidziałeś, że ktoś może być małą dziewczynką, a twoja nauka dotyczy kogoś innego w zupełnie innej sytuacji.

Wobec braku reakcji Malwinka odwróciła się podeszła do okna.

- Znęcać się nad słabszym i bezbronnym jest rzeczą haniebną, ale przyłożyć dręczycielowi – słuszną. – Powiedziała w przestrzeń.

- Głęboko słuszną! – rzuciła w stronę obrazka.

Rodzice Malwinki zasadniczo nie bili swoich dzieci, nie musieli - mama Malwinki była mistrzynią świata w obdzielaniu poczuciem winy. Umiała sprawić, że córki czuły się winne że:

- Były chore na odrę, a zaraz po tym na szkarlatynę i mama nie mogła przygotować się do egzaminu i oblała.

- Że Mama jest zmęczona i nie ma czasu dla siebie

- Że musi gotować obiad

- Że „mają wszystko”

- Że należą do „pokolenia, które się pasie”, w przeciwieństwie do rodziców, którzy przeżyli wojnę.

Niewidoczne brzemię przygniatało Marzenkę i Malwinkę do ziemi. Pod jego ciężarem kąciki ust Malwinki opadały coraz bardziej do dołu wyginając je w kształt idealnej podkówki. Mama mogła dodać do listy win:

-  Że mają wszystko, a ciągle niezadowolone i naburmuszone.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz