środa, 2 grudnia 2020

Malwinka, czyli o dorastaniu w PRL-u

 


W 2005 roku straciłam pracę w pewnym liceum prowadzonym przez zakonnice. Miałam wtedy chlamydię pneumoniae, co powodowało ciągłe zapalenie gardła lub zatok połączone z przeraźliwym kaszlem. Często brałam zwolnienia i to zapewne przesądziło sprawę, nawet jeśli decyzja zapadła z zupełnie innych powodów. Faktem jest, że zatrudniały mnie przez 6 lat, co roku podpisując umowę do końca wakacji, co jest niezgodne z prawem o ile mi wiadomo. 

W tym też roku skończyłam 40-tkę i miałam niejasne przeczucie, że znalezienie kolejnej pracy nie będzie już tak proste jak niegdyś. Jednakowoż pełna byłam nadziei na zmianę na lepsze. Wtedy własnie uświadomiłam sobie, że chciałabym pisać, więc postanowiłam zacząć.

Postanowiłam zacząć od początku, czyli dzieciństwa w PRL-u i dedykować tę opowieść "dzieciom uciemiężonym". Próbowałam zainteresować kilka wydawnictw ze skutkiem łatwym do przewidzenia. Publikowałam kilka rozdziałów na tym blogu przy różnych okazjach, a teraz zamieszczam w całości  w kolejnych wpisach - ostatni z nich (tzn ten) jest pierwszy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz