Samotny
łabędź pływający wśród kaczek po fosie zawsze pobudzał wyobraźnię Malwinki.
Patrząc na niego nie mogła nie myśleć o „Brzydkim kaczątku” Andersena. Tytuł
bajki wydawał jej się absurdalny. Mały łabędź nigdy nie był brzydki – wyglądał
dokładnie tak jak powinien na każdym etapie rozwoju. Jego problem polegał na
tym, że zawsze otoczony był przez obcych, którzy mieli mu za złe jego inność.
Dopiero spotkanie istot swojego gatunku uwalnia go od poczucia, że jest kimś
gorszym. Jego wspaniała uroda nic by mu nie pomogła, gdyby nadal żył w
wyłącznie kaczym towarzystwie. Nadal postrzegany byłby jako brzydki, bo taki
wielki, ciężki, biały z tą niedorzecznie długą szyją, niemy i niezrozumiały.
Byłby odmieńcem i wyrzutkiem. „Czy tak właśnie się czujesz łabędziu?” myślała
współczująco Malwinka ilekroć tamtędy przechodziła.
Pewnego dnia nie dostrzegła go jednak. „Może
odleciał w poszukiwaniu swoich?” Przemknęło jej przez myśl. To była przyjemna
wizja, ale z jakichś powodów Malwinka nie bardzo mogła w nią uwierzyć – zbyt piękna,
żeby mogła być prawdziwa. Podeszła bliżej fosy, tknięta niedobrym przeczuciem zeszła
po schodkach nad samą wodę.
– Nie, ja chyba śnię! – Wykrzyknęła
wstrząśnięta. Łabędź nie zniknął, tylko się zmienił. Gdzie podziała się śnieżna
białość jego piór? Głowa i szyja do połowy była zielona z niebieskawym
połyskiem, poniżej jasna obręcz, pierś brązowawa, skrzydła i grzbiet szare z
podłużnymi czarnymi pasami, łapki pomarańczowe, a dziób żółty – słowem
nieszczęśnik przebarwił się w kaczora w szacie godowej. Nie zmieniło się tylko
jego zachowanie i pozycja w kaczym stadzie – dalej pływał na uboczu, ignorowany
przez resztę.
- Łabędziu –
powiedziała cicho Malwinka – mój biedny łabędziu.
Ptak na
dźwięk jej słów podpłynął bliżej. Jego oczy były pełne łez.
- A więc
ktoś mnie jednak rozpoznał – Wyszeptał ze ściśniętym gardłem. – Kim jesteś
istoto o dziwnych oczach, które widzą?
- Jestem
Malwinka, noszę okulary, bo mam wadę wzroku, ale mogę je ściągnąć.
- Czy nadal
widzisz, że jestem łabędziem?
-
Oczywiście, ale powiedz, co ci się stało?
- To smutna
historia, Malwinko. Jestem… a właściwie byłem – bo teraz nie wiem już kim
jestem – jedynym łabędziem w tej okolicy. Jedzenia jest dość, woda ciepła,
nawet zimą nie zamarza… Kłopot w tym, że czułem się tak potwornie samotny
między tymi wszystkimi kaczkami… zwłaszcza w okresie godowym, kiedy dobierają
się w pary. Myślałem sobie „Być łabędziem piękna rzecz, ale oddałbym wszystko,
żeby móc być teraz jednym z nich, bo nie zniosę dłużej tej strasznej
samotności.” Wypowiedziałem moje pragnienie w złą godzinę i spełniło się jak
widzisz. Przestałem być łabędziem, a nie stałem się kaczką. One dalej traktują
mnie jak przedtem – istotę innego gatunku, z która nie maja nic wspólnego. –
Łabędź zwiesił smutno swoja małą wdzięczną główkę. – Nie to jest jednak
najgorsze…- Przełknął boleśnie – Dziś rano widziałem moich braci. Zatrzymali
się tu na popas w podróży. Nie rozpoznali mnie, kiedy podpłynąłem się
przywitać. Zignorowali kompletnie, tylko jeden zauważył, że te kaczki rosną
coraz większe w dzisiejszych czasach, a nawet uczą się obcych języków… - Łabędź
zapłakał gorzko.
- Ale
przecież twoje pióra kiedyś odrosną i nikt nie będzie miał wątpliwości…
- To moja
jedyna nadzieja, ale będzie to trwało długo i nawet kiedy będę całkiem biały,
trudno będzie moim braciom zobaczyć łabędzia w kimś, kogo wcześniej uznali za
kaczkę…
Malwinka nie
wiedziała jak go pocieszyć. „Może nie chce być pocieszony?” Pomyślała.
- Malwinko –
Ptak spojrzał jej prosto w oczy – Obiecaj mi jedno - powiedział z mocą –
Obiecaj mi, że nigdy tego nie zrobisz, a uznam, ze nie cierpię nadaremno.
- Czego ?
- Że nigdy
nie wyrzekniesz się tego kim jesteś, aby stać się kimś, kim nie jesteś
- Nie, nie
zrobię tego – W głosie Malwinki brzmiało przekonanie
- Choćby nie
wiem ile cię to miało kosztować – odrzucenie, prześladowanie, samotność…
Malwinka
skuliła się nieco na taką perspektywę – samotność jak samotność, ale
odrzucenia, a zwłaszcza prześladowania zdecydowanie nie lubiła.
- Widzisz
wydawało mi się, że jestem nieszczęśliwy z powodu samotności, ale w porównaniu
z tym, co teraz czuję to była drobna niedogodność. Oddałbym wszystko żeby stać
się znowu prawdziwym łabędziem. - Ledwo wypowiedział te słowa jego pióra stały
się na powrót lśniąco białe, dziób czerwony, a duże błoniaste łapki czarne.
- Popatrz!
Popatrz na swoje odbicie! – Wykrzyknęła rozradowana Malwinka.
Łabędź
znieruchomiał wpatrując się w wodę. Po czym rozłożył wielkie skrzydła,
trzepocząc nimi rozpędzał się przez całą długość fosy aż w końcu wzbił się w
powietrze. Zatoczył krąg nad głową dziewczynki. Nie była pewna, czy usłyszała
ciche „pamiętaj” czy to tylko odgłos łabędzich skrzydeł w locie ją omamił.
Szczęśliwa biegła do domu. „Nie zapomnę. Łabędziu. Nigdy nie zapomnę!”
powtarzała w duchu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz