Siódmy dzień w oktawie Bożego Narodzenia (Sylwester). Przedziwna cisza, na dworze śnieg. Chwilo trwaj, bo jesteś piękna! Martwię się tylko, że śnieg nie dotrwa do jutra, do mojego spaceru po parku. Nie specjalnie lubię wychodzić wieczorem, ale jeśli okoliczności będą tego wymagały, wyjdę i ja.
Wyspałam sie na zapas. Mój gniew dalej mnie grzeje i napędza. Co ja bym bez niego zrobiła? Świat może zamknąć przed tobą wszystkie drzwi, ale kiedy masz swoją izdebkę i najskromniejszy dochód możesz go olać, zwłaszcza jeśli jesteś introwertykiem. Kiedy jednak, ktoś intensywnie się do tej izdebki dobija, odbiera ci spokój, najeżdża go łomotem, pijackim gwarem i ohydną muzyką w wigilię i Święta Bożego Narodzenia, to nie masz już nic oprócz swojego gniewu...
Ksiądz Twardowski napisał Odę do rozpaczy:
Biedna rozpaczyuczciwy potworzestrasznie ci tu dokuczająmoraliści podstawiają nogęasceci kopiąlekarze przepisują proszki zebyś sobie poszłanazywają cię grzechema przecież bez ciebiebyłbym stale uśmiechnięty jak prosię w deszczwpadałbym w cielęcy zachwytnieludzkiokropny jak sztuka bez człowiekaniedorosły przed śmierciąsam obok siebie
Czekam na poetę, który napisze Odę do gniewu, ale póki to nie nastapi spróbuję sama (bez pretensji do poezji):
Gniewie, mój stary przyjacielu
znowu przychodzisz w godzinie próby, kiedy inni się zmyli
Przynosisz energię, odwagę i motywację do życia
Bez ciebie siedziałabym drżąca w kącie zakrywając twarz rękoma
sparaliżowana lękiem i rezygnacją
Wiem, że zaliczyli cię do siedmiu grzechów głównych
wiem, że czasem bywasz niebezpieczny
ale zazwyczaj ratujesz mi życie
Tobie zawdzięczam najpiękniejsze chwile,
więc jeszcze chwilę posiedź tu ze mną
i wiedz, że jestem ci wdzięczna...
Nie udało mi się tu wpleść porównania do ognia, bo za późno przyszło mi do glowy. Kiedyś się bardziej postaram.
Pisałam niedawno o liście biskupów czytanym w kościołach w zeszłą niedzielę. Napomknęłam, że spora jego część skierowana była do ludzi żyjących w związkach nieregularnych. Czy pod tym pojęciem kryli się tylko "cudzołożnicy" (według dawnej terminologii) czy też homoseksualiści nie wiem, ale to bez znaczenia, bo ani jedni i ani drudzy go nie słyszeli.
To teraz, drodzy księża biskupi, wasze eminencje, powiem wam, kto rzeczywiście tego listu mógl posłuchać. Mam znajomą w sąsiedniej bramie, ktora opiekuje się zdemenciałą matką. Musiała zrezygnować z pracy tuż przed emeryturą. Ma dwóch braci, z których jeden jest za granicą, a drugi mieszka z teściami i "matka mogłaby dla niego nie istnieć", jak się wyraził. Jednak ona istnieje i to córka, za którą nie przepadała się nią zajmuje, a nie któryś z ubóstwianych syneczków. "Stara panna" zaciskająca zęby z wyrazem udręki na wciąż pięknej twarzy trwa przy starej, calkowicie nieobliczalnej kobiecie, ktora nie zdaje sobie sprawy kim ona jest. To jest heroizm, virtus albo arete, jak określali to starożytni. Tłumaczy się jako cnota, ale bliższa prawdy byłaby dzielność albo męstwo.
To bardzo ciekawe, że ja znam mnóstwo takich osób i takich przypadków, a księża biskupi nigdy się z tym zjawiskiem nie zetknęli. Ich wrażliwe serduszka wyrywają się do osób w nieregularnych związkach! Ciekawe dlaczego? Mam swoją teorię...
A może to neopelagianisty są! Że własnym wysiłkiem, decyzją woli! To niedobra teraz jest! Teraz po nowemu trzeba! Chędożyć wszystko, co się rusza, bo to milość jest! Regularnie czy nie, wsio ryba! Czyżby Wasze eminencje też tak na boku? Niepodobna! Zresztą, co ja tam wiem. Przecież takich ludzi jak ja w Kościele nie ma, ani takich jak moja znajoma i tysiące podobnych, którzy codziennie przychodzą żywić się okruszkami ze stołu zastawionego dla kogoś innego. Dla kogoś, kto ma to w dupie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz